Exterminator
Wywiad przeprowadził Wouter Roemers
Belgijscy weterani death/thrash z Exterminator tłuką się już po scenie od wczesnych lat 90-tych. Poza nagraniem wielu wysokiej jakości albumów prze te lata i dzieleniu scenicznych desek z takimi gigantami jak Benediction, Cannibal Corpse, Dartk Funeral, Dead Head czy Edge Of Sanity, nigdy nie udało im się wychylić szerzej poza podziemie. W marcu 2006 ukazał się ich najnowszy album "Slay Your Kind", który prezentowali na koncertach w ramach trasy "Masters of Death" u boku Dismember, Entombed, Grave i Unleashed. Założyciel zespołu - Jacky Cuypers, rozmawiał z nami na temat wizyty zespołu w Los Angered Recordings, co Exterminator ma do zaoferowania w metalu, receptę na trasę "Masters of Death" i co się u nich działo przez ostatnie półtora roku. Hi Jacky! Co słychać w zespole? Odpoczęliście już po trasie po Europie?
Powiem Ci tyle Wouter - trasa Masters of Death była niesamowita! Po raz pierwszy Exterminator występował na tylu scenach w tak wielu krajach. Postawiliśmy wielki krok naprzód w rozprowagowaniu naszej nazwy - i to było dla nas najważniejsze. Ludziom musieliśmy się chyba spodobać bo wyprzedaliśmy prawie do cna cały nasz merchandise! Były to także pierwsze nasze koncerty z nowym pałkerem - Marco, który odwalił kawał dobrej roboty. Obaj przeziębiliśmy się podczas trasy, ale każdego dnia dawaliśmy z siebie 100%. Mimo, że zaliczaliśmy wszystkie afterparty na trasie, to naprawdę nie traciliśmy fasonu, utrzymując wciąż równowagę pomiędzy chlaniem a normalnością. Na początku, z powodu sporych odległości, musiałem sporo odpoczywać ze względu na chore płuca, ale potem wszystko się ustabilizowało.
Jak to możliwe, że zespół pochodzący z Belgii gra tak wspaniały szwedzkobrzmiący death/thrash w klimacie Necrophobic? To naprawdę dziwne w kraju, gdzie prawie wszystkie metalowe zespoły grają melodyjny death w stylu In Flames, albo old school death a la Dismember.
Tak się już ukuło, że gramy pod Necrophobic. Cholera, o mały włos a nie zagraliśmy z nimi trasy, ale woleliśmy grać w wakacje na Masters Of Death. Exterminator nigdy tak naprawdę nie oglądał się na inne zespoły w Belgii. Zawsze graliśmy taki metal jaki najbardziej lubiliśmy. Nie wydaje mi się jednak żeby można nas było wcisnąć w szufladkę "szwedzkiego death/thrash", ale nie mam też nic przeciwko takiemu nazywaniu naszej muzyki.
Wasz nowy album ukazał się niedawno nakładem Waszej własnej wytwórni International Metal Federation. Jakie są na niego dotychczasowe reakcje prasy i fanów?
Poprawka - stworzyliśmy I.M.F. tylko na potrzeby wydania "Mirror Images". Teraz ustanowiliśmy firmę, która nazywa się po prostu Exterminator i która miała dostateczne środki na wydanie albumu "Slay Your Kind". Zainwestowaliśmy ponownie wszystkie pieniądze zebrane na poprzednich wydawnictwach. Chcemy wokół zespołu zbudować zdrową finansowo firmę. Mamy lokalnych promotorów pracujących dla nas, są już wstępne ustalenia z europejskimi dystrybutorami, sami pracowaliśmy nad artystyczną stroną fotografii i okładki na CD a także wzory na merchandising. W ten sposób pracujemy jak zawodowy zespół, ale wciąż oczywiście mamy normalną pracę poza Exterminator. Współpraca z profesjonalnym managementem koncertowym promującym nasz zespół to było ukoronowanie całego naszego wysiłku. Wciąz jest bardzo wiele do zrobienia i mam nadzieję, że ludzie dadzą nam szansę na kontynuowanie tego co lubimy najbardziej robić - grać metal aż do śmierci!
Interesowały się Wami mniejsze firmy w Europie - chyba najbardziej znaczące to Dead Sun i Rottentothecore - pododdział Shiver. Dlaczego nie chceliście podpisać z nimi papierów. Lepsza jest 100% autonomia i kontrolowanie samemu finalnego produktu?
Kontrakt z wytwórnią ułatwia wiele spraw w metalowym biznesie, ale przed jego podpisaniem obie strony muszą osiągnąć jakiś kompromis. Zainwestowaliśmy już naprawdę sporo w nagrania "Slay Your Kind" zanim zaczęliśmy wogóle jakiekolwiek rozmowy z wymienionymi wyżej labelami. Naszym celem było uzyskanie naprawdę konkretnej promocji i dystrubucji w Europie. Nie mogli nam tego zapewnić, więc nie doszło do porozumienia. Nie zrozum mnie źle, naprawdę uważam, że firmy te odwalają wspaniała robotę dla wielu zespołów, ale w tym akurat przypadku nie dla Exterminator. Teraz, rozmawiając już po fakcie, mogę powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi, że podjęliśmy taką decyzję. Zbudowaliśmy sobie dobrą dystrybucję na własnę rękę i nie wydaje mi się, aby którakolwiek z wytwórni chciała wyłożyć kasę na europejską trasę, którą niedawno skończyliśmy.
Od wydania "Mirror Images" w 2000 przeszliście sporo zmian personalnych. Tylko ty i gitarzysta Kris Jacquemin pozostaliście ze starego składu. Czy teraz jest on już stabilny?
Mam taką nadzieję! Zaintegrowanie i zharmonizowanie z zespołem nowego człowieka w kapeli pochłania masę energii. Wymieniając ciągle skład zespół traci naprawdę dużo czasu - widać to choćby po naszej dyskografii. Ostatnie 17 dni razem w trasie były swego rodzaju testem i jeżeli istnieje tylko jakikolwiek związek między wspólnym poczuciem humoru a stabilnością składu to ten zespół, w takim kształcie, powinien przetrwać następne 1000 lat! W tej chwili, tuż przed procesem pisania nowych utworów, jesteśmy naprawdę jedną szczęśliwą rodzinką. Oczywiście nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości - już w 2004 myślałem, że będę musiał odejść z powodu mojej choroby. Kris i ja (a także były basman Ivan) mieliśmy kiedyś też ciężki wypadek samochodowy, z którego wszyscy się jakoś wylizaliśmy. Ale co by było gdyby skończyło się to inaczej?
Jak te zmiany w składzie wpłynęły na kształt nowego krążka?
Bardzo. Po wydaniu "Mirror Images" zainwestowaliśmy masę czasu w promocję tej płyty, potem na wymianę Baruch'a na Marc'a (który naprawdę zaczynał prawie od zera hehe, ale odwalił kawał naprawdę dobrej roboty!) a wreszcie na utrwalenie tej szczególnej więzi, która zawiązała się między nami w Hiszpanii. Nie mieliśmy więc tak naprawdę zbyt wiele czasu na pracę nad nowymi kawałkami. Przed moją chorobą w 2004, były gotowe tylko "Road Crash Rebellion", "The Human Vermin" oraz kilka riffów z "Inside The Pyramid" i "The Black Dominion Of The Old Dragon". Z tego co wiem Kris i Marc kontynuowali razem pracę nad tymi nowymi riffami. W grudni 2004 wróciłem do sali prób i bodajże pomiędzy styczniem a kwietniem 2005 przedstawiłem im "732, Poitiers" i "Cannibalistic Paranoia" kolegom z zespołu i dokształciłem się w ukończonych kawałkach. To był dla mnie naprawdę ciężki okres. Kris odwalił kawał zajebistej roboty pisząc "Primordial Law", "la Souffrance" i dokańczając "Inside the Pyramid". Podczas tych intensywnych prób Ivan stracił zainteresowanie grą na basie i opuścił zespół. Szczęśliwie, udało się szybko znaleźć w jego zastępstwo Alana, który w pełni profesjonalnie dokończył pisanie linii basu w studio.
Po raz pierwszy nagrywaliście album poza studiem Hautregard w Chaineux (Belgia). Co możesz powiedzieć na temat sesji w studio Los Angered Recording w Goeteborgu z Andy LaRocque'm?
W tej chwili wciąż na naszej stronie (www.exterminator.be) możesz znaleźć szczegółowy raport ze studia, więc ludzie mogą na ten temat poczytać sami. Skracając cała historię - mieliśmy kilka problemów technicznych (z wgraniem plików metronomu do komputera studyjnego, uszkodzenie stopy w bębnach, problemy z gitarami...), a także dzień kiedy Andy skończył w szpitalu z powodu reakcji alergicznej na jakieś leki. Mieliśmy deficyt dni przeznaczonych na nagranie (i wypoczynek) żeby skończyć całą robotę w Szwecji, więc ostatecznie częśc solówek i wokali dogrywaliśmy już w końcu w Belgii. Problem leżał też często w tym, że studio nie było zawsze wolne wtedy gdy chcieliśmy. W końcu jednak wszystko dokończyliśmy i Andy mógł zająć się miksem i masteringiem jeszcze przed końcem 2005. Ten koleś jest prawdziwym profesjonalistą! Pracuje w bardzo poukładany sposób i stara się wyczuwać co chcesz zrobić z kawałkiem. Żyje muzyką i podąża za myślą w niej ukrytą. Ostatecznie bardzo dobrze wie jak sprawić, aby to zabrzmiało właściwie.
Masz jakieś ulubione punkty na płycie? Może istnieje jakaś ciekawa historia związana z konceptem jakiegoś kawałka lub całego albumu?
"La Souffrance" to utwór autobiografgiczny. W 2004 myślałem, że granie muzyki nigdy nie będzie już dla mnie możliwe. Utrzymywałem jednak nikłą nić nadziei dzięki temu, że lekarze byli optymistami i mówili mi co powinno zostać zrobione. Kiedy Kris wyjechał z tymi riffami na jednej z pierwszych prób, w której mogłem już uczestniczyć, wiedziałem że mogę opowiedzieć o tym jak się w tym czasie czułem. Z kawałkiem "Cannibalistic Paranoia" wiąże się też pewna historia. Po wydaniu "Mirror Images" pewien dziennikarz spytał mnie dlaczego nie mamy tekstów gore. Odpowiedziałem, że to chyba jest tylko przykładem oryginalności, gdy wszystkie death metalowe zespoły mają teksty gore. W każdym razie on/ona zainspirował mnie do napisania "Cannibalistic Paranoia". Jeżeli lubisz gore/splatter z humorem to przeczytaj tekst! Jest o pewnym lunatyku, który myśli, że wszyscy pozostali ludzie są kanibalami. Wkręca się w psychotyczny kanał - ze sobą w roli głównej oczywiście. Przyznam, że wolałbym, aby w tekście, w miejscu gdzie pojawia się kwestia pielęgniarki, było to śpiewane przez prawdziwą pielęgniarkę.
Bitwa w Poitiers w 732 to była jedna z największych wojen, o której zawsze chciałem napisać. Już na szkolnych lekcjach historii zdumiewał mnie idiotyzm tego konfliktu i chciałem po prostu o tym napisać. Granie w zespole pomaga mi w opowiadaniu takich historii, a riffy do "732, Poitiers" były idealną podstawą do tego konkretnego temtu (w tym także arabskie liryki!). "Fragments of an agony deranged" z naszego pierwszego demo "Circle Of Violence" był zdecydowanie za krótki, aby opowiedzieć cała historię haha!
Nie mam żadnych faworytów, ale bardzo lubię grać "Inside The Pyramid", "732, Poitiers" i "Road Crash Rebellion".
Jakie podasz argumenty za tym, że jest to Wasz najlepszy krążek w karierze?
Jako Exterminator zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, abyśmy mogli nazywać ten krążek najlepszym w naszej dykografii. Skorzystaliśmy z usług doświadczonego producenta, fotografów, zawiązaliśmy poważne umowy managerskie i dystrybucyjne a w końcu udało nam nam się ruszyć na trasę po Europie, aby promować ten album. Osiągneliśmy naprawdę możliwy maksimum. Dobry kontrakt z dobrą wytwórnią, która poprowadziłaby dystrybucję w krajach Beneluxu, Skandynawii i we Wschodniej Europie byłby oczywiście kompletną realizacją naszych marzeń (ale wciąż pracujemy nad tym ciężko - może przy okazji następnego albumu coś się zmieni).
"Slay Your Kind" to pierwsza płyta, która, w odróżnieniu od poprzednich, nie jest prawdziwym koncept-albumem. Istnieje jednak jakiś centralny temat, który spaja cała płytę?
"Slay Your Kind" to nie jest koncept-album, ale możesz nam przypisać jedną ideę w każdym kawąłku - protest przeciwko rodzajowi ludzkiemu! Ruch uliczny doprowadza w tej chwili ludzi do szaleństwa. "Road Crash Rebellion" to zabawa z przerażającą wizją wszystkich ludzi wpadających w szał za kółkiem, przekonanych, że ulica należy do nich i zaczynających prowadzić na oślep, zabijając po drodze innych.
Jakimi regułami się kierować? W "Primordial Law" staramy się wyjaśnić, że istnieje wiele różnych praw, ale tak naprawdę potrzebujemy tylko tych, które na pierwszym miejscu stawiają nasze przetrwanie, zdrowie i rozwój. W naturze istnieje tylko jedno odwieczne prawo: tylko silni przetrwają!
"Inside The Pyramid" to tekst o szaleństwie ludzkości, a dokładnie o tym jak wierzenia, opinie, religie itp, mogą powodować szkodliwe zachowania wśród liderów i ich popleczników. To szaleństwo może być powodem tworzenia niesamowitych rzeczy, ale czy na pewno poprawiają one nasz dzisiejszy świat?
"The Human Vermin": wyobraź sobie tortury w czasie wojny, wyobraź sobie siebie jako szczura laboratoryjnego. Zauważasz podobieństwo tych sytuacji? Ludzkość jest zarazą, która dąży do unicestwienia samej siebie! Jeżeli nie będziemy tego robić to będziemy dalej się rozmnażać. Wkrótce zabraknie dla nas wszystkich pożywienia. "Czy będziesz kolejny w menu?" - takie pytanie zadaje tekst do "Cannibalistic Paranoia".
Pamiętasz może "Tragedy... Rejoice..." z płyty "Mirror Images"? A więc "Black Dominion Of The Old Dragon" jest o powstaniu Antychrysta i jego panowaniu nad światem.
"732, Poitiers" opisuje bitwę arabskiej piechoty przeciwko francuskiej. To była jedna z kluczowych wojen, która zdecydowała o religijnym podziale sił w ówczesnej Europie! 1274 lata później wciąż nie potrafimy wyciągać cholernych wniosków z historii!
Jedno jest pewne: wszyscy musimy umrzeć. Jednego po drugim będziemy tracić tych, których kochamy. Czeka nas bezgraniczne "La Souffrance" (fra. - cierpienie, przyp. red.). Zanim przyjdzie Twój czas możesz się tylko przygotować na nadejście Eksterminatora!
Opowiedz nam o procesie powstawania nowego nagrania. Jakie postawiliście sobie wyzwania do pokonania?
Najważniejszym problemem do rozstrzygnięcia był dla nas wybór producenta. To wpłynęło na większość póżniejszych decyzji dotyczących "Slay Your Kind": wybór autora okładki, zajęcie się managmentem, wyjazd na trasę. Podjęliśmy właściwą decyzję i to pomogło nam (i naszym managerom) znaleźć dobrą dystrybucję w całej Europie i pojechać na trasę "Masters Of Death". Ponieważ nie jesteśmy zawodowymi muzykami, dlatego nie było łatwo dla niektórych z nas wziąść urlop w pracy. Marc dla przykładu zrezygnował w ostatniej chwili z grania, gdy widział co się święci i że zespół będzie musiał pojechać na trasę, gdy tylko pojawi się taka szansa.
Czy tytuł albumu nawiązuje w jakiś sposób do holenderskich weteranów death/thrash z Dead Head? Na ich debiucie "The Feast Begins at Dawn" mieli kawałek, który zatytułowany był właśnie 'Slay Your Kind'.
Nie, w żadnym wypadku. Były to pierwsze słowa do "Road Crash Rebellion", a potem w intro do "Slay Your Kind" i psaowało to idealnie do prfilu eksterminatora, haha. Oczywiście bardzo lubię Dead Head, byłem jedną z pierwszych osób w Belgii, która widziała ich na scenie. Wszystkie problemy jakich doświadczyli po nagraniu niesamowitego demo "The Festering" są naprawdę przygnębiające.
Komponowanie ekstremalnej muzyki musi być dosyć trudne. Jak długo zajęło Wam napisanie materiału na "Slay Your Kind"?
Ciężko odpowiedzieć. 2005 to był bardzo szlony rok dla mnie. Nad muzyką, podczas mojej choroby, więcej pracował Kris. Kawałki, które robimy dojrzewają z czasem jak dobre wino - im dłużej pracujemy, myślimy o konkretnych riffach czy aranżacjach bębnów, tym lepsze się one stają. Zaraz po "Mirror Images" mieliśmy masę riffów - za mało na pełny album, ale według mnie, z biegiem czasu, przeobraziły sie w doskonałe kawałki.
W ramach promocji tej płyty wzięliście udział w słynnej trasie "Masters Of Death" razem ze szwedzkimi weteranami: Grave, Unleashed, Dismember i Entombed. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi to była to chyba Wasza pierwsza duża międzynarodowa trasa w Waszej historii. Jakie są Wasze odczucia?
Hej, graliśmy też w Hiszpanii trasę "The Dirty Exterminator" a także trasę "Children of the Grave" po Belgii. Nie zapominaj o nich! Dla nas były to bardzo ważne doświadczenia koncertowe. Owszem - w porówaniu do "Masters Of Death" wydają się to mniejsze trasy, ale dla nas były równie istotne. Trasy te były małe bo jesteśmy małym zespołem - w Hiszpanii ponadto dzieliliśmy obowiązki głównego zespołu z naszymi przyjaciółmi z tego kraju - Dirty Lust.
Biorąc pod uwagę czas naszego istnienia na scenie to jest on dosyć porównywalny z głównymi gwiazdami "Masters Of Death" i czuliśmy się zaszczyceni byciem "specjalnym gościem" na tej trasie. Ale szczerze mówiąc, w porównaniu do nich czujemy się jak małe myszki w muzycznym biznesie. Nie możemy absolutnie narzekać na pozostałe zespoły. Mieliśmy tylko dwa problemy - merchandise (brak miejsca oraz ceny) oraz koncert w Dudley. Na tym ostatnim ochrona nie przyechała na miejsce na czas i, zgodnie z prawem, drzwi klubu musiały zostać zamknięte. Z powodu napiętegio grafika musieliśmy tak czy siak wyjść na scenę. Szczęśliwie dla nas ochrona zjawiła się jeszcze w czasie gdy byliśmy na scenie i zdążyli wpuścić trochę ludzi. Dudley było jednak najgorszym punktem na trasie jeżeli chodzi o ilość ludzi, która pokazała się na koncercie - zjawiło się tylko kilkaset osób. We wszystkich innych miejscach na koncert przychodziło od 400 do 800 osób. Nie zrozum mnie źle - mniejsza frekwencja nie powoduje, że zespół nie daje z siebie na scenie 100% każdej nocy - była to po prostu dla nas nieco gówniana sytuacja w tym dniu. Odbiliśmy sobie to w Berlinie, gdzie zostaliśmy poproszeni o zakończenie wieczoru. Możesz to sobie zinterpretować na dwa sposoby - albo byliśmy gwaizdą wieczoru, albo supportem do afterparty, haha! Jeden wielkim plusem dla nas było to, że cały czas na trasie ulegała zmianie kolejność gry głównych zespołów. Nikt nigdy nie wiedział jaki dokładnie zespół wejdzie na scenę po Exterminator więc ludzie przychodzili wcześnie na koncert, aby nikogo nie przegapić. Wydaje mi się, że taka formuła powinna przyjąć się na wielu innych trasach - publika przychodzi wtedy wcześnie na koncert i zostaje do samego końca.
W sierpniu 2005 zagraliście też na festiwalu Rippolet w Hiszpanii przed czterotysięczną publicznością, obok niemieckich tytanów heavy metalu - Primal Fear. W 2006 zagraliście też na prestiżowym niemieckim festiwalu undergroundowym Fuck the Commerce, gdzie dzieliliście scenę z takimi weterenami jak Benediction czy Vital Remains. Macie jakieś plany na pojawienie się w Polsce?
Właściwie to na naszej stronie jest bład - udział Vital Remains i Benediction został odwołany i tylko Hate Eternal byli obecni na tej imprezie. Występ na tej imprezie był zawsze moim marzeniem - właśnie ze względu na jego podziemny charakter! Inwazja na Polskę, Rosję, Skandynawię, Grecję, Turcję, Japonię i cała resztę świata byłaby wspaniała, ale nie dostaliśmy żadnej propozycji, więc...
Macie jakieś wymażone zespoły, z którymi chcielibyście grać na trasie?
Myślę, że trasa z Obituary i Slayer dałaby nam masę radości. Wiem, że Alan chciałby koncertować u boku Nevermore, a Krisowi marzy się trasa z Kingiem Diamondem. Marco ma chyba świra na punkcie Necrophagist, ale chyba nie ma jakichś szczególnych preferencji co do zespołu, z którym miałby dzielić scenę. Faktem jest, że naprawdę lubiliśmy grać z nieistniejącym już Dirty Lust z Hiszpanii. Po ich rozpadzie wciąż utrzymujemy kontakt z kolesiami z tego zespołu. Ich nowy zespół nazywa się TrallaXXL, co oznacza bardzo ciężką muzykę graną przez wielkich ludzi. Mieliśmy też świetne relacje z Entombed na trasie, więc może pewnego dnia coś jeszcze z tego wyniknie...
Wasza muzyka w dużym stopniu przypomina dokonania starych death metalowych kapel. Kierujecie się bardziej w kierunku starej szkoły niż nowszych zespołów?
Nie, kochamy wszystkie gatunki metalu - zarówno te stare jak i nowe.
Co działo się z Wami od czasu Waszego poprzedniego wydawnictwa w 2000? Oprócz oczywiście wspomaninych powyżej zmian składu, pisania nowych kawałków itp. Jak już wspomniałeś byłeś chory przez prawie półtora roku - możesz coś więcej powiedzieć na ten temat?
Zmiany w składzie powodowały, że praca nad nowym materiałem szła jak po grudzie - jeszcze inaczej jest gdy ktoś zachoruje albo ulegnie wypadkowi. W czasie wszystkich tych zmian w składzie nigdy nikogo nie wykopaliśmy - wszyscy odchodzili z własnej woli. Im szybciej udawało nam się znaleźć zastępstwo tym szybciej mogliśmy podejmować proces tworzenia nowych utworów. Gorzej wygląda sprawa w przypadku wypadku i choroby. Jeżeli coś takiego przydaża Ci się w momencie pisania materiału to powoduje to spowolnienie wszystkiego o 25% albo nawet jeszcze bardziej - zależnie od wkładu danego członka zespołu w proces tworzenia. W moim przypadku, pozostałym chłopakom było bardzo ciężko zdecydować w którym kierunku powinien pójśc zespół bowiem ja byłem jedynym oryginalnym członkiem Exterminator. Co gorsza, lekarze nie wiedzieli tak naprawdę co mi dolega i jak długo to potrwa. Gdy pewnego dnia się obudziłem czując się jak 75-letni staruszek, ze zdrętwiałymi stawami, czując się cholernie zmęczony cały czas i z bólem w klatce podczas oddychania... Czułem, się całkowicie bezsilny i bałem się o to co może się zdażyć. Nie bałem się o przyszłośc Exterminator bo Ivan zawsze zapewniał mnie, że w razie gdyby coś się stało będzie on kontynuował zespół. Czułem sie jednak beznadziejnie nie wiedząc czy kiedykolwiek będę jeszcze mógł grać na gitarze i śpiewać. Byłem szczęśliwy kiedy dowiedziałem się po wielu badaniach, że zdiagnozowano u mnie sarkoidozę. Sarkoidoza objawia się stanem zapalnym, który powoduje powstawanie małych granulek, które mogą rosnąć i łączyć się ze sobą. Gdy są odpowiednio duże mogą atakować organy wewnętrzne. Zaatakowały mój wzrok, ale znacznie gorzej kości, stawy i płuca. Nie jest niestety całkowicie uleczalna, ale u większości osób przebiega łagodnie, u innych się stabilizuje a tylko u niewielkiej liczby dochodzi do powikłań. Dzięki lekom, choroba w moim przypadku przybrała łagodny przebieg - nie zniknęła jednak całkowicie - tego można być pewnym. Naprawdę cieszyło mnie to, że Marc, Kris i Ivan kontynuowali pracę nad tymi kawałkami/riffami, które mieliśmy i byli w to w 100% zaangażowani. Moje serce wypełniała radość, że mam tak fantastycznych kumpli, którzy szykują wszystko na mój powrót. Po pierwszej próbie (zdaje się, że w okolicach listopada 2004) zdałem sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze masa pracy. W tamtym momencie nawet nie myślałem o nagrywaniu kolejnego albumu w lipcu 2005.
Opowiedz w kilku słowach o dwóch bardziej znanych nagraniach w Waszej dyskografii: epce "Forgotten Souls" z 1995 i o "Mirror Images" z 2000. Nie wszyscy zapewne mieli okazję się z nimi zapoznać - są one wciąż dostępne?
Oba są albumami konceptualnymi nagranymi pod pieczą André Gielen'a, który pracował także dla nieistniejących już Channel Zero i Deviate. Epka "Forgotten Souls" zawiera 5 kawałków w stylu Death (z czasów "Human") - została nagrana w 1993, ale dopiero w 1995 wydała ją Tessa recrods, która próbowała nas wypromować razem z Exoto i Anesthesy, które także już nie istnieją. Nasza mikstura death/thrash została wtedy naprawdę dobrze przyjęta na całym świecie. Ci którzy nie mają jej w swojej kolekcji mogą żałować - jest już totalnie wyprzedana.
"Mirror Images" zawiera 8 kawałków plus intro, i jest, jak pisano w wielu recenzjach, wypadkową pomiędzy Slayer a Morbid Angel. Nie uważam, żeby było to całkowicie prawdziwe określenie, poniważ w trzech kawałkach śpiewała kobieta haha. Ludzie mogą wciąż dorwać ten album - jest wciąż dostępny, ale tylko poprzez naszą stronę www.exterminator.be albo na naszych koncertach. Ogólnie rzecz biorąc, muzyka którą gramy to byłą zawsze wędrówka przez historię metalu. Łączymy dużo riffów, w starym, bezpośrednim stylu z wpływami nowoczesnego czystego gotyku i brutalnego death metalu. Nie tak dawno czytałem recenzję Exterminator, w której ktoś sugerował, że "Exterminator jst w stanie wyprowadzić thrash w nowy wymiar". Czujemy się zaszczyceni, ale mam nadzieję, że nie jesteśmy jedyni. Ażeby czemuś przewodzić musisz mieć naśladowców, a wszyscy naśladowcy są dziś zbyt zajęci powielaniem heavy-, death-, new- albo gothic-metalu.
Exterminator nigdy nie wpasowywał się w istniejące normy i robił wszystko po swojemu. Nie nagrywaliście np. regularnie nowych albumów co dwa lata - skupiacie się na jakości a nie na ilości. Wiele zespołów chyba zatraciło dzisiaj takie podejście.
Chyba masz rację. Wydaje się, że wszyscy są przekonani o tym, że bez wytwórni, która zajmie się wydaniem płyty to tak ten album jak i sam zespół skazane są na porażkę. Ciekaw jestem - czy te wszystkie umowy są teraz rzeczywiście tak dobre? Jak wygląda kwestia nagrań, promocji i dystrybucji? Czy wytwórnia jest w kontakcie z agencjami koncertowymi, aby móc posłać zespół na trasę,...? Oczywiście zależy to od tego czego co chcesz osiągnąć z zespołem. Każdy ma prawo wybrać taką drogę dla siebie jaką chce. Szczerze mówiąc, nie jesteśmy za bardzo rozczarowni brakiem wytwórni, która zagwarantowałaby nam taki sam wkład pracy w nasz zespół jaki my sami byliśmy w stanie temu zespołowi dać przez ostatnie 10 lat. Jesteśmy zadowoleni z tego co osiągnęliśmy bo wiemy ile nas to kosztowało pracy. Powiem nawet więcej - nie wydaje mi się, że gdybyśmy mieli kontrakt z jakąs wytwórnią to pojechalibyśmy na trasę "Masters of Death". Firma, która byłaby w stanie załatwić dla nas coś takiego powinna się do nas zgłosić i z miejsca podpisalibyśmy z nią kontrakt!
Scena death metalowa od mniej więcej 5 lat przesycona jest zespołami, które blasty i techniczne umiejętności stawiają ponad umiejętność pisania dobrych kawałków. Myślisz, że starzy podziemni weterani mogą coś w tej materii jeszcze dzisiaj zmienić?
Chyba każdy się zgodzi, że dzisiaj jest za dużo po prostu wszystkiego. Historia udowadnia, że w sytuacji przesytu przetrwa tylko prawdziwa jakość. Siedzimy w tym biznesie już od 17 lat, "Slay your Kind" wytłoczyliśmy w 2000 kopii jakiś miesiąc temu. W tej chwili już dyskutujemy o wyłożeniu kasy na wytłoczenie kolejnej partii. Ci którzy chcą mieć pierwsze bicie muszą się spieszyć bo zostało już niewiele kopii. Z tego co wiem drugie wydanie będzie nieco "zmodyfikowane" - ale nic więcej jeszcze w tej chwili na ten temat nie jestem w stanie powiedzieć.
Belgijskie podziemie wydaje się być w ostatnich latach na fali wznoszącej. Takie zespoły jak Axamenta, Emeth, In-Quest. Prejudice, the Reckoning czy Theudho dostarczają świetne materiały, które mogą konkurować na światowym poletku. Co według Ciebie jest źródłem tych pozytywnych zmian?
Do diabła, zapominasz chyba o Ancient Rites, Agathocles i wielu innych, którzy od wielu lat są obecni na międzynarodowej scenie! Wstydź się! Internet stał się dzisiaj bardzo pomocny małym zespołom w zdobywaniu międzynarodowych kontaktów - wciąż jednak ważne jest co z tym zrobisz. Świat stał się mniejszy, jest więcej klubów gdzie można grać koncerty, wzrosła mobilność, można się szybciej i bardziej bezpośrednio kontaktować. Ale tak jak mówisz - zauważana szezrzej jest tylko prawdziwa jakość. Dzięki internetowi dzieje się to nawet jeszcze szybciej. Po nawiązaniu kontaktu, tylko od Twoich wymagań zależy czy zagrasz jakiś koncert czy nie.
Nikt nie angażuje się na tak długi czas w twórczą pracę jeżeli tego naprawdę nie kocha. Jak to jest w Waszym przypadku?
Muzyka to bardzo ważny element mojego życia - daje mi inną tożsamość, czyni mnie inną osobą, przenosi mój umysł daleko od rzeczywistego świata, do innego wymiaru. To ucieczka od rzeczywistego świata beznadziejnego materializmu, wszechobecnych problemów i śmierci. Mam nadzieję, że w momencie gdy śmierć zapuka do mych drzwi to będę wtedy grał na gitarze - bo wtedy ani jej nie usłyszę, ani nie poczuję bólu umierania!
Co planujecie na kolejne półtora roku?
Poszukujemy dalej wytwórni, rozszerzamy dystrybucję, gramy na masie festiwali i zaczynamy pisać nowe utwory.
OK - to tyle. Dzięki za Twój czas. Ostatnie słowo należy do Ciebie...
Dzięki dla Ciebie Wouter i dla Masterfula! Dziękujemy także Hurricane Entertainment, Skydra Management, Mundo Especial Producciones i wszystkim, którzy nas wspierają. Do wszystkich metalowców: wspierajcie swój lokalny underground i w taki czy inny sposób szukajcie nowych talentów. Nie pozwólcie nikomu decydować za Was o tym co jest w metalu dobre - nauczcie się sami to odnajdować! Mam nadzieję, że ten wywiad nie byłdla Was stratą czasu. Przygotujcie się na eksterminację!
strona: www.exterminator.be
koncerty: management@skydra.net