Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • NeWBReeD

    Wywiad przeprowadził Michał BaduraPlan był taki - miała wyjść beztroska i zabawna rozmowa z muzyką w tle. Nie żałuję ani trochę, że tak się nie stało, bo Broda mówił długo i ciekawie. Można nawet zażartować, że jest jak muzyka NeWBReeD - czytaj. z lekka przydługa, ale nie nużąca ani chwili. W każdym razie nie przedłużam już sztucznie tego tekstu i zapraszam wszystkich do lektury... Witalski Broda! Co tam teraz w obozie NeWBReeD słychać? Ponoć się nie lenicie...
    Siemano! Masz złe informacje, bo lenimy się okropnie. Ja osobiście totalnie nic nie robię - pije kawę, oglądam FTV itp. Nie wiem skąd te pogłoski - dementuję! Cześć z nas pracuje przez wakacje, żeby mieć na radoche podczas semestru, ale generalnie się nie przemęczamy. Jakieś zdawkowe koncerty przez wakacje miały, co prawda miejsce, podobnie jak sesje nagraniowe ubocznych projektów, ale laba i nuda to jest to!

    Czyli płaszczysz się przed telewizorem, powiedz mi chociaż czy często puszczają filmy z boską Meg Ryan?
    Meggi rządzi (śmiech). Szczególnie w metalowych sercach

    Ruszamy z tym koksem... Przylgnęła do was etykietka 'polskiego Opeth'. W waszej muzyce wpływy Szwedów są łatwo wyczuwalne, ale mam wrażenie, że na "If I Were The Rain" poszliście w znacznie cięższe klimaty. Moim zdaniem kilka riffów brzmi jakby napisali je panowie z Decapitated, a to przecież nie wszystko...
    Stary! Przecież to najłagodniejsze nagranie NeWBReeD (śmiech). Zapewniam Cię jednak, że ani jednego riffu nie napisał zarówno gość z Decapitated jak i gość z Pink Floryd czy innego tam zespołu. Każdy w muzyce słyszy to, co mu się w głowie urodziło po jej przesłuchaniu. Dla mnie jest to obojętne czy będzie to Napalm Death czy Snoop Dogg...Wisi mi to panie kolego! Jednak jak ktoś ma spostrzeżenia po przesłuchaniu naszej muzy, to jak najbardziej pozytywny objaw, bo oznacza, że myśli.

    Moim zdaniem właśnie nie! Paradoksalnie dla mnie jest to wasza najcięższa płyta, a że wchodzi lekko to już zasługa produkcji...
    Eee tam... Teraz już nikt nie powie, że gramy death metal. Bo ortodoksi zawsze się pukali w głowę jak mówili o nas - death metalowy zespół. Teraz będą wszyscy zgodni.

    Z wielką łatwością przychodzi wam żonglowanie nastrojami. Wasza muzyka raz poraża mnie swoją intensywnością, ciężarem by po chwili zgrabnie i z wyczuciem przejść w piękne, spokojne melodie. Duża w tym zasługa aranżacji, do których chyba przywiązujecie sporą wagę...
    Bardzo Ci dziękuje! To duży komplement dla muzyka. Tak. Klimat, a właściwie jego zmienność to jest to, do czego przywiązujemy dużą uwagę. Nienawidzę kapel grających na jedno kopyto. Od samego początku mojego zainteresowania się muzyką szukałem różnorodności - od Black Sabbath i Metallica, zawsze kręciły mnie zmiany i swoista progresja kapel metalowych. Wiesz np., thrashowe bandy robiły genialne rozbudowane kompozycje z przejściami w środku, wyciszeniami itp. Podobnie ma się sprawa z innymi gatunkami nie tylko metalu, ale rocka, IDM, d'n'b i tak dalej...

    Na "If I Were The Rain" w roli gitarowego zadebiutował Bjorn. Jak jego gra wpłynęła na NeWBReeD?
    Wpłynęła bardzo pozytywnie. Bjorn zawsze przez całe nasze metalowe grono był uważany za bardzo dobrego gitarzystę. Bałem się na początku, że nagra on jakieś typowe metalowe sola z melodyjkami typu pitu-pitu. Nagrał jednak strasznie zakręcone "świerczące" dźwięki i o to nam chodziło. Oczywiście kazaliśmy przed samym nagraniem obejrzeć koncert King Crimson na rozgrzewkę.

    Mimo ciepłych opinii ze strony potencjalnych wydawców sprawa ukazania się waszej nowej płyty pod skrzydłami dużego labelu niestety, ale rozeszła się po kościach. Macie jeszcze silę powalczyć z wielkimi czy może zdecydujecie się to wydać za pomocą jakiegoś małej niezależnej wytwórni?
    Cóż, wszystkie propozycje ze strony tzw. "dużych firm" poszły po wielu miesiącach rozmów do kosza... Wierz mi, że staraliśmy się jak mogliśmy (śmiech). Płytę wyda pod koniec września Foreshadow Prod. (www.foreshadow.info). Po bardzo udanej współpracy przy wydaniu Dream System postanowiliśmy, że wydamy NeWBReeD też tam. Myślę, że dla nas to super wyjście - mamy wolność i niezależność artystyczną. A właściciel tej firmy to uczciwy, spoko gość.

    Miło słyszeć, choć powiedz mi szczerze, jakie możliwości ma ta firma? Coś nie widzę, aby wsadzali was na jakieś koncerty lub umieszczali reklamy swoich wydawnictw w poczytnych magazynach... Do profilu wydawniczego Foreshadow Prod. też jakby tak nie do końca pasujecie...
    Nie wiem jakie ma możliwości, ale mnie wystarczają one w zupełności. Będzie CD, będzie distro na całym niemal świecie. No i przede wszystkim będzie spokój i uśmiechnięte twarze, a nie jakieś pojebane akcje z wytwórniami, o których wokół słyszę.

    Porozmawiajmy chwilę o Egoist. Stasiek pod tym szyldem nagrał rewelacyjną płytę. "Dead Egg" jest albumem niezwykle świeżym, a przy tym luźno nawiązuje do będących teraz na topie Meshuggah czy Strapping Young Lad.
    Egoist to faktycznie świeża sprawa - podobnie jak tytuł tej płyty (śmiech). On od dawna się odgrażał, że nagra coś absolutnie pokręconego i ciężkiego na maxa. Tak tez zrobił. Kawał dobrej roboty jak dla mnie. Większość ludków to i tak oleje, więc nie ma sprawy (śmiech). Ale muzyczka tylko dla świrów. www.newbreed.metal.pl - tu możecie posłuchać pokaźnych fragmentów tego nagrania.

    Bardzo podoba mi się wasza elastyczność. Tak naprawdę to bez trudu widać, którymi artystami inspirowaliście się przy zakładaniu kolejnych zespołów, ale mimo to nie można zarzucić wam bezmyślnego kopiowania. Cały czas słychać, że to jesteście wy...
    Dzięki. W naszym przypadku najważniejsze jest to, że słuchamy muzyki. To znaczy: jesteśmy fanami i oprócz tego czasem gramy. Kocham muzykę, żyję nią 24 godziny na dobę. Tak się akurat złożyło, ze mogę grać, więc robię to. Ale słuchanie muzyki - i to jak najróżniejszej jest najważniejszą sprawą!

    Już jakiś czas wam kibicuję. Jednak od dawna nie mogę powstrzymać się od wrażenia, że możecie podzielić los takich kapel jak Dominium, Bright Ophidia, Strommoussheld czy nawet Mastodon, które mimo bardzo ciepłego odbioru ze strony krytyków tak naprawdę nigdy nie przebiły się do świadomości zwykłych fanów...
    Nie martw się absolutnie! Przeżyjemy to (śmiech). Wiesz mamy jakąś tam grupę ludzi, którzy lubią rozbudowaną muzykę metalową i to nam wystarcza. Co prawda musimy zrezygnować z rolsów, drogich drinków i willi na Majorce, ale czego się nie robi dla tak wyjątkowej i niepowtarzalnej sztuki (śmiech)... A serio mało nas to obchodzi. Cieszy mnie każdy osobnik rozważający moją muzykę. Nie marzę o milionach odbiorców.

    Teraz, to cię poniosły chyba wodze fantazji. Każdy o tym marzy, pamiętaj, że liczna publika równa się dużej ilości groupies...
    Na szczęście nie musimy zakładać kapeli żeby mieć adoratorki (śmiech). Sam widzisz, jacy jesteśmy ładni i inteligentni, i nadziani, i w ogóle hail satan! No, co ty? Co mnie to obchodzi ile sprzedam płyt? Przecież i tak nigdy nie będę mógł sobie nawet opłacić mieszkania na studiach za pieniądze z kapeli. Metal to muzyka, w której gra się dla siebie, a czasem uda się jakoś przyciągnąć widownie. Ale gdybyśmy grali dla sławy to założylibyśmy kapelę grającą covery Krzysztofa Krawczyka i grali po wsiach w okolicy. Wtedy to by dopiero było lasek na koncertach.

    Nie pamiętam już gdzie, ani kiedy, ale swego czasu znalazłem gdzieś cytat któregoś z podstarzałych już dinozaurów rocka, który wprost stwierdził, że "jeśli nie ma się powodzenia wśród kobiet należy kupić sobie gitarę i założyć kapele...". Prawda li to?
    Zawsze się dziwiłem, dlaczego panienki lecą na kolesi z nieznanych kapel. Ale wydaje mi się, że one szukają "fajnych chłopaków" na koncertach, a najfajniejsi są zawsze na scenie (śmiech)

    Marzyciel... Panie, zawsze bawi mnie to jak wy - muzycy mówicie - "ja nie gram dla ludzi, ja gram dla siebie". Panie, to powiedz mi, czemu do jasnej cholery walczycie o kontrakty, koncerty i wydajecie kolejne wydawnictwa, a potem męczycie się z ich promocją, a nie nagracie czegoś, co wsadzacie do szuflady i macie z tego samą radochę?
    Już odpowiadam. Otóż w Polsce jest może 15 zespołów (licząc wszystkie gatunki muzyczne), które po podpisaniu kontraktu osiągając coklowiek, co zmienia ich życie, sytuację ekonomiczną etc. Reszta robi to, bo marzyła kiedyś żeby nagrywać płyty, grać trasy koncertowe itp. - i robi to w wymiarze ‘piaskownicy'. Wiadomo, że żeby zespół istniał musi mieć odbiorców, ale nie musi i najczęściej też nie może mieć ich tysiące... Nie wierzę, aby wydarzyło się coś więcej poza paroma miłymi chwilami... No chyba, że się mylę, bo ja się w sumie zupełnie nie znam.

    Nie mylisz się, ale nie ukrywam, że ta kwestia nurtuje mnie już jakiś czas. Co kieruje spokojnymi, wydawałoby się, że rozsądnymi ludźmi, iż nagle uzbrojeni w powiedzmy, że w łyżeczkę odważają się stanąć naprzeciwko całej armii i liczą, że im się uda? Łudzą się, że zostaną zauważeni niewiadomo, przez kogo?
    Dobrze to ująłeś, choć ja nie mam najmniejszego zamiaru się skarżyć na swój los. Granie właściwie jakiejkolwiek muzyki jest bardzo trudne nie mając układów itp. Większość ludzi chyba nie zdaje sobie sprawy jak strasznie muzyka wciąga, jak wciąga chęć zostania muzykiem... To jest swego rodzaju obsesja. Miłosz do śmierci upierał się, że proces tworzenia jest powodowany przez demona - i bez jego udziału tworzenie nie jest możliwe. Myślę w pewnym sensie miał racje. Wiadomo, że jeśli ktoś gra 5 lat nie mając z tego zupełnie nic, oprócz moralnych i ekonomicznych "siniaków" nie jest chyba normalny. Ale to jest chyba sens grania - podziemia... Na tym polega jego szczerość, inność i prawdziwość. Przynamniej tak mi się wydaje...

    Swoją drogą Broda, czemu ty sięgnąłeś po gitarę?
    Nie wiem. Grających jest mnówstwo. Kocham muzyke i czasem ja gram i to wszystko. Uważam się za fana muzyki a muzyk ze mnie domorosły.

    Średnio raz w miesiącu słyszę, że daliście sobie spokój z graniem. Jednak zawsze potem słyszę o kolejnym koncercie czy też projekcie. Jednak nie tak łatwo rzucić muzykę? Tworzenie wciąga...
    Oj tak, jest jak alkoholizm. Nawet jak nie pijesz to i tak jesteś pijakiem, więc co zrobić? Gramy te cholerne koncerty, nagrywamy demówki, płyty, udzielamy tak wyjątkowych i wspaniałych wywiadów jak np.: ten i tak się to "wielkie granie" kręci. A jak słyszysz, że się rozpadamy to pewno miałem zły dzień albo nie miałem kawy pod ręką, albo się nie wyspałem albo obiad był niedobry etc.

    Członkowie NeWBReeD udzielają się jeszcze w Space Brain, Dream System, Egoist, Lady Temptress czy też gościnne w Anima Villis, Vedonist i Feythland. Nie masz wrażenia, że te wszystkie dodatkowe zajęcia tamują rozwój NeWBReeD?
    Nie. Myślę, że to zajebista sprawa grać w wielu zespołach, koncertować i nagrywać różną muzykę.

    Jasne, ale jest to i przy okazji strata czasu, który można by poświęcić na kolejny występ, nagranie, próbę czy też promocję NeWBReeD...
    Występów NeWBReeD jest na tyle dużo, że mamy przez nie problemy na uczelniach, w związkach, itp. Występ to nie jest jeden wieczór, ale kac na następny dzień, i przeziębienie przez następny tydzień. Wiec nie chcemy więcej koncertów. Prób nie gramy, wiec nie ma o czym mówić. A promocja NeWBReeD? No cóż ja się chyba na tym nie znam. Rozesłałem 1000 sztuk naszych płyt w świat i mówisz, że za mało... Może znasz się na tym lepiej ode mnie i chcesz spróbować (śmiech)?

    Panie, nie dodawaj rzeczy, których nie powiedziałem. Swoją drogą podziwiam tytaniczną pracę, którą wykonałeś śląc te wszystkie płyty gdzie tylko się dało. Czasem zdaje mi się, że aby odnieść jakiś tam sukces w metalowym (pół)światku trzeba być bardziej zdeterminowanym niż utalentowanym...
    Owszem. Też tak mi się wydaje. Może to zabrzmi strasznie, ale większosc zespołów ekstremalnych w dzisiejszych czasach na prawde nie reprezentuje sobą nic szczególnego. Gra muzyków, przesłanie i przede wszystkim rowijanie stylistyki są na poziomie bardzo mizernym... Lata 90te były dla metalu chyba najlepsze. To była świeża muzyka, koncerty były ekstra i każdy wnosił coś nowego do muzyki. A teraz wszelkie odejście od norm ‘metalu' jest traktowane jako błąd w sztuce, a ludzi na koncertach jak i w sklepach muzycznych coraz mniej. Może, dlatego bawi mnie słuchanie innych gatunków. Jak chcesz mieć band, kup gitarę trzymaj dwa akordy i do tego automat perkusyjny w tempie 260 i jestes gotów do wywiadu w Thrash'em All.

    Jak sądzisz na jak długo starczy wam jeszcze tej determinacji?
    Myślę, że się już skończyła.

    Wróćmy na chwilę do początku zeszłej dekady. Skąd twoim zdaniem wzięło się to bezmyślne powielanie wzorców, gdzie zatraciła się kreatywność tej muzyki?
    Mówisz o metalu czy o muzyce w ogóle? Generalnie uważam, że muzyka od początku lat 90tych zmieniła się zarówno na lepsze jak i na gorsze. Z jednej strony powstaje masa zupełnie niesamowitych projektów... Trwa scena, która nie jest wspierana przez media i duża grupę odbiorców, a dalej trwa. Z drugie strony komercja - ta bezpłciowa, zespoły powoływane na castingach, kult przeciętniactwa... Szczególnie w masmediach jest to straszne. Natomiast metal na początku lat 90tych był moim zdaniem na rozdrożu - zespoły miały do wyboru albo tkwić w tym samym miejscu, albo iść do przodu. Zespoły takie jak Atheist czy Pestilence chciały sprawić, ze metal stawał się "muzyką". To znaczy robił wrażenie na ludziach nieinteresujących się tylko tym nurtem. Zespoły te jednak umarły, bo tak chcieli odbiorcy... Fear Factory na przykład zmieniło oblicze metalu w sposób, który przemówił do młodych w '90, szczególnie w USA i teraz metal w pojęciu masowym to np. Korn... Zmiana i ewolucja pozwoliła przetrwać tej muzyce. Niestety życie jest tak brutalne, że wszystko, co jest konserwatywne i zamknięte musi się "udusić". Szczególnie w sztuce i rozrywce. Sam już kurwa nie wiem w sumie - nie mogę za dużo się wymądrzać, bo się nie znam...

    Koncerty to chyba wasza zmora. W każdym razie ty ich nie cierpisz...
    Przez 4 lata kochałem koncerty. Byłem gotów dla nich się pokroić. Organizowaliśmy objazdy po całym niemal kraju, do których dopłacaliśmy, spaliśmy w aucie, ze sprzętem, na podłodze w zimnych miejscach itp. Staliśmy ze sprzętem na deszczu pod klubami, opuszczaliśmy zajęcia w szkołach, opuszczaliśmy przyjęcia urodzinowe naszych dziewczyn, itp. Teraz nienawidzę koncertów. Albo się starzeję, albo one są coraz gorsze. Coraz mniej ludzi - a ci, co je organizują mają coraz mniej wyobraźni... Żal mi tego, bo kiedyś to strasznie lubiłem... Ale koncerty ciągle gramy.

    Powiem ci, że czasem jak na ciebie patrzę widzę człowieka zawiedzionego. Czy gdybyś te naście lat temu wiedział to, co teraz nie wyrzuciłbyś swoich pierwszych płyt Sepultury czy Danzig? Jeszcze raz sięgnąłbyś po gitarę?
    No co ty, ja nie mam takiego podejścia. Muzyka wybiera ciebie a nie ty muzykę - koniec (śmiech)

    Miało być zabawnie, a wyszło jak zwykle... Jestem pewien, że obaj wiemy jak wspaniała jest czekolada i kawa, ale nie wiem czy tak jest z wszystkimi czytelnikami Masterfula. Nawijaj wać pan...
    Dla twardogłowych - kawa to krew diabła. Czarna jak muzyka metalowa!!! A teraz trochę inaczej: Świetnie smakuje o poranku jak masz przed sobą cały, wolny, słoneczny dzień, podobnie, jeśli chodzi o popołudnie i wieczór. Z innej strony: jeden dzień w biurze bez kawy na pewno by zabił! Wiec jak wstajesz o 5.30 i masz masę roboty, zaczynasz od kawy. Cały świat wygląda zupełnie inaczej po kawie. Chce się tworzyć, przeżywać każdy dzień na maxa, uprawiać sex, słuchać muzyki, pracować, zarabiać szmal. Do tego słodycze pasują najlepiej. To tak jak powinno się przester z Messy podbijać jeszcze innym piecem. Ponoć słodycze uruchamiają w głowie hormon radości, wiec nie będę się wymądrzał. Każdy prawdziwy metal wie, że słodycze są w pyte! A jak nie wie to musi wele ściąć i kropka! Nie pijesz kawy nie jesteś prawdziwy!

    Amen...


    www.newbreed.metal.pl / www.foreshadow.info

    zdjęcie z koncertu: Chaos (www.chaos.ataman.pl)