Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Darzamat

    Wywiad przeprowadził Michał BaduraZ biegiem czasu wiele zespołów przejawia tendencje do prostszego grania czy też wygładzania brzmienia swoich kompozycji. Zupełnie inaczej sprawa ma się z Katowickim Darzamat, który z każdym rokiem wymaga od słuchacza coraz więcej! A to nagrywają daleko eksperymentalny "Oniriad", a to uderzają z szatańsko mocnym "Semidevilish". Dziwni ludzie, ale tylko tacy mogą coś osiągnąć... Zacznę może od końca, ale nie wyobrażam sobie innego sposobu na rozpoczęcie tej rozmowy. Jesteś w stanie wyobrazić sobie osobę, która podąża za wami od samego początku i podobają jej się wszystkie zmiany w waszej muzyce, jakie dokonały się na przestrzeni tych lat?

    To jest trudne pytanie (śmiech). Tak naprawdę nie wiem. Wydaje mi się, że przy dwóch pierwszych płytach była grupa ludzi, która mogła pójść tą ścieżka, którą my szliśmy. Interesowało ją to, co robiliśmy. Później tak naprawdę mieliśmy długo przerwę, w czasie której nie graliśmy, więc trudno było wymagać aby ktoś czekał na coś nowego. Następnie wydaliśmy płytę bardzo eksperymentalną, która była wynikiem jakiś tam oczekiwań współtwórcy zespołu – Szymona. Było tam bardzo dużo eksperymentów, począwszy od studia, w którym nagrywaliśmy, bo to było jego studio, które sobie zbudował. Był producentem, jako muzyk poszukiwał czegoś nowego, co nie do końca zgadzało się ze ścieżka, jaką podąża Darzamat. To był też powód, dlaczego się rozstaliśmy i nie ma go już w zespole. Gdyby wyciąć "Oniriad" to może znaleźliby się ludzie, którzy gdzieś tam przeszli taką drogę jak my.

    Sądzisz, że nazwijmy to w bardzo duży uproszczeniu "symfoniczny black metal" jest na bezkresnym morzu dźwięków tym ostatecznym portem dla Darzamat?

    Myślę, że nie. Nie staram się robić sobie i zespołowi jakiś ograniczeń, barier stylistycznych. Nie chcę mówić, to co teraz robimy jest ostatecznością, że nie będziemy szukać. Na pewno nie będziemy eksperymentować w tak nieudany sposób jak to miało miejsce na "Oniriad". Pomysłów na to, czego chcielibyśmy spróbować muzycznie mamy wiele i jest to naprawdę olbrzymi wachlarz. Na razie czuję, że następne albumy Darzamat będą mocne, będą w takim stylu, ale i na pewno będą się różnić od naszej ostatniej płyty brzmieniowo, muzycznie, aranżacyjnie, jeśli można użyć takiego sformułowania będą też bardziej zakręcone. Nie chcę żeby zespół spał, żeby nagrywał takie same albumy. Cały czas poszukujemy jako ludzie, jako muzycy.

    Z czego wnikała potrzeba tych wszystkich zmian, przez jakie przeszedł Darzamat? Znudzenie danym stylem, zmiany personalne czy może też zmiana koniunktury na rynku?

    Nie nazywałbym tego zmianami, ponieważ nie są to zmiany na jakieś tam potrzeby. Patrząc na dwa pierwsze albumy i na ostatnią płytę, to jest to jakiś rozwój. Są to poszukiwania nowych brzmień, dźwięków, więc na pewno nie chodzi o zmianę koniunktury. Gdzieś, kiedyś wyczytałem krzywdząco opinię na temat Mastiphal, że: "przeczekaliśmy najchujowszy okres i teraz, gdy pojawia się koniunktura, to wrócimy", a spowodowane było to tym, że rok temu powiedziałem, że Mastiphal coś robi i być może, iż za jakiś czas pojawi się płyta. To jest gówno prawda, bo wcale nie ma koniunktury na black metal. Najlepsze czasy dla takiej muzyki były pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy to Mastiphal praktycznie nie istniał. Wtedy właśnie był największy boom tej sceny, bo przecież, kiedy nagrywaliśmy pierwsze to wszystko zaczynało się dziać. Natomiast wracając do Darzamat, to jest jakaś wewnętrzna potrzeba poszukiwania środków wyrazu i jakiś rozwój, nad którym nie da się do końca zapanować i jest to jak najbardziej przemyślane, i świadome, i nie wiem dlaczego miałbym tego nie robić.

    Pierwszym słowem, jakie ciśnie mi się na myśl w związku z "Semidevilish" jest "solidność". Satysfakcjonuje cię wydanie po prostu rzetelnego materiału, bo nie chcę kłamać, iż tą płytą zachwycałem się jak głupi?

    Z ciekawością czytam nasze recenzje, ale nie przejmuję się nimi i nie przykładam do nich większej wagi. Są to obiektywne oceny poszczególnych ludzi, ale w tym miejscu trzeba by zastanowić się nad poziomem dziennikarstwa muzycznego w Polsce. Według mnie jest bardzo słabe w porównaniu np. z niemieckim. Wiem, że tam spowodowane jest to tym, że ten cały biznes znacznie większy. Tam w magazynach można znaleźć felietony, czy też widać, że dziennikarze przygotowują się do wywiadów czy recenzji! Jeśli ktoś nie zna danego zespołu, to zanim cokolwiek napisze stara się dowiedzieć jak najwięcej. U nas często jest to taka partyzantka, bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy widzę recenzję "Semidevilish" na jednym z największych portali internetowych w Polsce, gdzie ktoś zakłada, że porówna nas do Cradle Of Filth i realizuje to zamierzenie od A do Z poprzez porównanie okładki, tekstów, muzyki. Następnie taka osoba pisze, że teksty Darzamat nie są tak dobre jak teksty Daniego, czy muzyka jest fajna, ale nie tak fajna jak Cradle Of Filth, to nic ale jak wchodzę na kolejną recenzję, jaką napisała ta pani, bo nie ukrywam, że chciałem potwierdzić swoje domniemania i widzę tekst o Frontside, w którym pisze, że wokalista tego zespołu też jest porównywany do Daniego, to mam wyobrażenie, że ta dziewczyna ma maksymalnie 20 lat, cały pokój zawalony plakatami Anglików i jest w nich wręcz zakochana, a poza tym niczego tak naprawdę nie zna! Nie przejmuję się recenzjami i jest to indywidualna sprawa każdego jak pisze, co czuje, ale jest mi przykro, że czasem biorą się za to osoby, które nie mają o tym żadnego pojęcia.

    W takim razie ja dam ci możliwość obrony. W mojej recenzji napisałem, iż Nera na pewno ma mocniejszy i bardziej diaboliczny wokal od swojej poprzedniczki, ale dalej nie umiem oprzeć się wrażeniu, że jej partie czasem gubią się w tej niesamowitej ścianie dźwięku...

    To było założenie tej płyty chcieliśmy, aby tym razem wokale były trochę mniej wyeksponowane. Jednak prawdą jest, że nie da się zrealizować wszystkiego wywiadach studiu jak to sobie każdy wymarzył, bo wiąże się to z czasem, a więc i pieniędzmi. Mimo wszystko jest bardzo zadowolony z brzmienia tej płyty, z tego jak się prezentuje i wychodzę z założenia, że następnym razem zrobimy coś lepiej. Do wszystkiego podchodzę w ten sposób i zdaję sobie sprawę, że jeszcze długo będziemy pracować w studiu zanim nagramy taką płytę, po której ja powiem: "tak to jest, to", lecz na to jeszcze przyjdzie czas. Jeśli udaje nam się zrealizować założenie w 95%, to jest już bardzo dobrze.

    W wywiadach deklarujesz, że jesteś zwolennikiem muzyki silnie opartej na brzmieniu klawiszy, ale o ironio na "Semidevilish" partie tego instrumentu zostały marginalizowane, przez tą wspomnianą wyżej ścianę dźwięku...

    Jestem fanem bardzo odjechanych produkcji wydawanych przez Włochów z Old Cafe Europa czy Cold Meat Industry (SWE). Mnie może podobać się bardzo różna muzyka, ale nie da się tego wszystkiego wrzucić do jednego worka, a za tym nie ma to przełożenia na Darzamat. Z drugiej strony byłoby to bezsensu, bo Darzamat ma swą drogę, taką a nie inną i nią będzie podążać. Jest eksperymentalny utwór ambientowy - na zakończeniu płyty, ale założenie było takie, że zmieni się hierarchia produkcji między sobą poszczególnych instrumentów i tak się właśnie stało. Gitary przejęły dominującą rolę, a mimo to uważam, że reszta instrumentów jest na swoim miejscu.

    Utwór otwierającym waszą nową płytę opowiada o śmierci. O tym, że jest ona nieunikniona i może zaprosić cię do tańca ze sobą w każdej chwili. Zakładam, że ty jesteś autorem tekstu do tej kompozycji i ciekawi mnie skąd u ciebie biorą się myśli związane z tak nielubianym przez ludzi tematem?

    Z tego, co pamiętam ten tekst napisała Nera, ale faktem jest, że poruszamy tą w pewien sposób bliską mi tematykę. Chodzi tu o pewną świadomość, życia i śmierci, tego co dzieję się wokół nas, tego co jest nieodłącznie związane z istnieniem ludzkim. Wydaje mi się, że chodzi o to by poruszać trudne tematy. Muzyka metalowa jest bezkompromisowa, porusza tematykę, która jest tematem tanu dla wielu innych i to jest właśnie fajne. Nikt tu nie boi się poruszać tematów trudnych, których z różnych pobudek nie porusza z założenia społeczeństwo. To jest po prostu zajebiste, że ta scena jest bezkompromisowa!

    Rozumiem, że metal to ciężka muzyka, więc pasują do niego i ciężkie teksty, ale czy nie masz czasem dość tego panującego w nim nihilizmu? Negowania różnych uniwersalnych wartości i częstego wychwalania sytuacji, bądź zachowań uważanych za niewłaściwe nawet przez liberalne jednostki?

    Trudno się sprzeciwiać, czy też podważać podstawy muzyki metalowej. Muzyka metalowa z założenia porusza trudne tematy, jest krzykliwa, jest mocna, tak naprawdę zła. Powinienem ci teraz powiedzieć: metal jest kurewski, chamski i ostry, i taki właśnie powinien być! Nie wyobrażam sobie wesołego metalu. W dupie mam: metal chrześcijański, metal pozytywny, bo są to hybrydy ciężkiego grania, które są z założenia bezsensowne.

    Będę krążąc wokół tych tekstów. Ich współ autorem jest Cezar znany z Christ Agony. Jest to postać na polskiej scenie, wokół której narosło wiele plotek czy niejasności. Jak doszło do waszej współpracy z osobą, którą niektórzy wielbią, inni oskarżają o kradzież, a jeszcze inni uważają za wypalonego pajaca?

    Mocne słowa. To, tak samo jak Roman Kostrzewski uznawany przez niektórych za pajaca, a dla mnie jest to koleś, który jest ikoną polskiego metalu tak samo jak Cezar. Staram się nie oceniać całej tej sytuacji, bo dużo było tu pomówień, plotek, wynikających z nieznajomości tematu, człowieka. Jeśli bym był w sytuacji, gdy Cezar ukradłby mi pieniądze, to mogę mówić, że jest kurwa złodziejem, ale jeżeli pięć tysięcy osób nie zna tej sytuacji, nie wie coś na ten temat i wypowiada się na ten temat, to jest to dla mnie śmieszne. Mam wrażenie, że ci ludzie nie mają się, czym zająć. Ich życie musi być na tyle nudne i nic się w nim nie dzieje, że muszą sobie poszukać jakiegoś tematu, jakiegoś zajęcia by się nie nudzić. Muszą to być osoby, które nie są ciekawe same dla siebie i muszą rozmawiać o tym, że Cezar ukradł komuś pieniądze, a spotkałem się już z takimi zarzutami osób, które kurwa w życiu go nie widziały, może poza okładką płyty.

    Przed ukazaniem się nowej płyty miała miejsce rewolucja w składzie. Nie będę pytał o szczegóły, bo masz już pewnie dość opowiadania całej tej historii, ale koniec, końców w zespole pojawili się ludzie, którzy przynajmniej na pierwszy rzut oka powinni reprezentować inny światopogląd. Ciekawi mnie jak np. Golem, który wcześniej podgrywał w Dragon i powinien pamiętać pierwsze Metalmanie dogaduje się z Chrisem, który kojarzony jest z Infernal War?

    Golem wtedy nie grał jeszcze w Dragon, ale jest najstarszym członkiem zespołu (śmiech). W naszym zespole różnica wieku wynosi prawie dziesięć lat i zdarza się, że nasze poglądy drastycznie się między sobą różnią. Faktycznie, często zdarzają się różnice w podejściu, różnice zdań, jeśli chodzi o muzykę, jakieś tam rozwiązania, ale fajne jest to, że w tym wszystkim potrafimy się dogadać i wypracować jakiś kompromis. Uważam, że trzeba patrzeć na to nie jak na problem, tylko wyciągnąć jakieś pozytywy, że jest wiele różnych spojrzeń. Niejedno pokoleniowych, że wszyscy mamy 20 lat i wszystko widzimy, że taki, a nie inny pryzmat. Często okazuje się, że w jakimś temacie, bo zespół to nie tylko temat, co zagramy i jak zaaranżujemy utwór, ale milion pomysłów np. na to jak zrobimy teledysk, jak pojedziemy na koncert do Moskwy, jakie studio wybierzemy. Cały czas stawiamy sobie pytania, na które musimy odpowiadać i w tym momencie czasami okazuje się, że fantazja i polot młodzieży daje coś dobrego, a czasami doświadczenie i wiedza tego najstarszego jest dobrze wykorzystana.

    Z miesiąc temu skończyła się trasę "Dark Stars", w której braliście częściowo udział. Jak wrażenia i odzew fanów? Nie niepokoi cię to, że Metal Mind Productions szuka wam fanów chyba nie w tej przegródce?

    Na pewno Metalmania jest już bardziej trafionym pomysłem (śmiech). Nie musieliśmy jechać na ten festiwal, bo top była tylko propozycja ze strony naszego wydawcy. Jednak chcieliśmy pojechać na trasę, chcieliśmy pokazać się szerokiemu gronu fanów i wiadomo, że nie było to do końca komfortowe by jechać z kapelami niemającymi nic wspólnego z metalem. Już wiele razy mówiłem, że bardzo bym się cieszył gdyby "Dark Stars" był festiwalem muzyki metalowej, mroczniejszej, mocniejszej, bardziej przekrojowym.

    Co się tyczy koncertów, to nie ograniczacie się jak większość zespołów jedynie do terytorium naszego kraju. Między innymi z waszymi koncertami udało wam się dotrzeć głęboko na wschód. Do tej pory niewielu polskim czy zagranicznym zespołom udała się taka sztuka...

    Dużo zespołów boi się tam jeździć. To jest bardzo specyficzna sprawa, gdy dostaliśmy pierwszą propozycję ja miałem bardzo wiele obaw, bardzo mocno się zastanawiałem czy tam pojechać czy tam zagrać, ale widzę, że to wszystko było bezpodstawne, niepotrzebne. Pojechaliśmy tam i czuliśmy się... nie wiem. Jeśli chodzi o samą Moskwę, to jest to miasto tak piękne, tak magiczne i tak rozwinięte, że w Polsce nie ma takiego miejsca. Bardzo się cieszę, że przełamaliśmy nasze obawy, jakieś tam bariery w głowie i wiem, że w tym roku jeszcze tam wrócimy. Firma, która przygotowywała dla nas tamten wyjazd stara się teraz zorganizować nam trasę po Rosji i mam nadzieję, że to się uda. Jeśli chodzi o ludzi, to ja mam takie skojarzenie z Polską sprzed dziesięciu lat, kiedy wszyscy byli głodni muzyki, byli bardziej żywiołowi i entuzjastyczni. Tacy dzicy! Ten rynek wbrew pozorom jest rozwinięty. Są tam firmy, które sprowadzają wszystkie tytuły płyt, które się pojawiają na świecie, są czasopisma i wygląda to naprawdę zawodowo. Wyobraź sobie, że w Moskwie jest taki "ichniejszy Virgin", w którym ostatnie piętro poświęcone jest metalowi. Znajduje się tam ze 80 stoisk z płytami, studia tatuażu, sklepy z koszulkami, objechanymi butami, akcesoriami. W Polsce czegoś takiego nie ma. Wschód, to wcale nie dzicz.

    Jasne, ale weź pod uwagę to, że byliście w mieście, w stolicy, a poza tym istnieje jeszcze prowincja...

    Tak, zdaję sobie z tego sprawę. To są kraje olbrzymich kontrastów. Z jednej strony przepych stolicy, St. Petersburga, a z drugiej strony wsie, gdzie nie ma prądu, a ludzie chodzą w chodakach i takich, nie wiem jak to nazwać, uniformach przypominających worki, a nie ubrania.

    Wróćmy na chwilę do "Dark Stars". Z tego, co słyszałem zorganizowaliście świetne after party. Zawsze bawicie się tak hucznie?

    Staramy się (śmiech). Tak, bawiliśmy się w winiarni, ale piliśmy głównie piwo. Świętowaliśmy wydanie płyty w wąskim gronie około 30 osób. Byli to nasi znajomi, ludzie związani z wydaniem tej płyty. Jesteśmy zespołem rockm’n’rollowym i bawimy się ostro (śmiech).

    Przygotowując pytania do naszej rozmowy bawiłem się w różne gierki słowne z waszą nazwą. Niestety nie wymyśliłem niczego efektownego ani błyskotliwego, bo stanęło na rozbiciu Darzamat na słowa: "dramat" oraz "za". W związku z tym nasuwa mi się pytanie, jaki był największy dramat w historii zespołu?

    Tan naprawdę to w tym zespole nie było żadnego dramatu, co najwyżej jakieś gorsze momenty. Momenty zawahania, kompromisów, nieprzemyślanych decyzji. Na pewno żałuję, że nie podpisaliśmy umowy z Massacre Records, które wydawało wtedy m.in. Kinga Diamonda, Mercyful Fate. W roku ’97 po wydaniu "In The Flames Of Black Art" była taka propozycja, a my się na nią nie zdecydowaliśmy. Z Szymonem wspólnie rozmawialiśmy o tym, on był przeciwny, a ja za i koniec końców nie zdecydowaliśmy się tego zrobić. Później moje oczekiwanie na budowanie studia przez Szymona, płyta "Oniriad", przy której poszedłem na kompromis, że zrobimy to w taki sposób, w jaki to Szymon widział i to w zasadzie tyle.

    Z kolej, co się tyczy słowa "za", to czy żałujesz, że jakiś okres, czy też wydarzenie w historii zespołu jest już "za" wami? Czy żałujesz tego, że już nigdy nie powróci?

    Festiwal "Metal Hellmission" na Krymie, gdzie graliśmy dla 2 tysięcy ludzi na scenie, która byłą położona na plaży nad Morzem Czarnym i ze sceny było widać, księżyc, oświetlone morze i 2 tys. Wariatów pod sceną, którzy skandują: "Darzamat" (śmiech). Na pewno do takiego momentu jest fajnie wrócić. Takich chwil jest więcej i chyba jednak są to koncerty. Ludzie wtedy oddają ci energię, jaką wkładasz w to na scenie i to jest zajebiste. Z mniejszych rzeczy, to może rzeszowski koncert "Dark Stars". Na trasę głównie przychodzili goci, a w tym mieście 90% publiki, to byli metalowcy. Graliśmy w fatalnym klubie, scena była mała, zbudowana ze stołów przykrytych wykładziną. Na tej pseudo scenie zmieści się tylko zestaw Golema, Nera i ja, a reszta chłopaków stała z boku tej pseudo sceny. Sufit miałem na wyciągnięcie ręki, więc często się o niego opierałem, a jak metalowcy trzepali głowami to leciał z niego tynk (śmiech). Nie słyszeliśmy się kompletnie, bo warunki były tragiczne, ale atmosfera jaką ci ludzie stworzyli pod pseudo sceną była tak zajebista, że ten koncert na maksa utkwił mi w głowie. Zresztą później siedzieliśmy do późnej nocy, rozmawialiśmy z wieloma osobami. Niesamowite miejsce, takie nieskażone, głodne muzyki.

    Przed tą rozmową zamieniłem parę zdań na wasz temat z kilkoma różnymi naszymi wspólnymi znajomymi. Nie będę ukrywał, że ciekawiły mnie wszelakie plotki, ploteczki, plotunie, a tu nic. Każdy kończył sekwencją: "porządni ludzie". Trochę mnie to zdziwiło, bo do tej pory nie miałem jeszcze takiego wyniku moich małych przeszpiegów...

    Cieszy mnie to bardzo, że jacyś nasi znajomi, czy ludzie, którzy nas znają tak mówią. Zawsze staram się być w pożarku do innych ludzi i bardzo cieszy mnie, że tak jest i ludzie nas tak odbierają. Nie przybieram żadnej pozy staram się być sobą, a nie udawać kogoś, kim nie jestem. Staram się z każdym porozmawiać, jeśli tylko ma coś do przekazania, bo nie powiem, że nie potrafię, jeśli ktoś jest nie fair być sukinsynem czy człowiekiem, który potrafi dopiec.

    Zajrzałem także i do starych wywiadów sprzed lat. O dziwo z tych datowanych na około ‘96/’97 wynika, że w ogóle nie zajmowałeś się Darzamat, a zespołowi szefował wtedy Simon, który czasem używał również i anagramu tego przezwiska...

    Nigdy nie robię niczego na pół gwizdka. Jeśli coś robię to, robię to na 100% i tak samo to wyglądało w tamtym momencie. My już sobie ten wywiad wytłumaczyliśmy, kiedy on się ukazał, czyli w roku ’97 czy ’96 i nie było już tematu. Prawda jest taka, że Szymon nie przykładał się do wielu spraw, które ja robiłem za niego... W tym wywiadzie "poleciał" sobie trochę za daleko, na co ja powiedziałem, że jeśli tak chcesz, to nie ma sprawy i przez 3 miesiące nie przyłożyłem palca do niczego. Przeprosił mnie za to, wyjaśniliśmy sobie sprawę i było w porządku.

    Na skutek kłótni z Simonem przez pewien czas poza zespołem był Daamr. Jak udało ci się go namówić do powrotu?

    Ja ściągnąłem Daamra do zespołu, zresztą tak samo jak wszystkich innych muzyków, którzy przewinęli się przez ten zespół. Tak jak powiedziałeś, Daamr na skutek konfliktu z Szymonem odszedł. W pewnym momencie nie mieliśmy kontaktu, zajął się rodziną, urodziło mu się dziecko, nie miał czasu na takie rzeczy. Jednak później wrócił, założyliśmy wspólnie projekt Indread Cold i cały czas byliśmy w kontakcie i to było naturalną koleją rzeczy. On tak naprawdę nigdy nie chciał odchodzić z Darzamat, ale nie był w stanie dogadać się z Szymonem. Kiedy zapadła decyzja, że Szymon odchodzi, to nawet nie rozmawialiśmy na ten temat tylko to było rzeczą naturalną, że wróci i będzie w tym zespole.

    Czy Daamr planuje wydać jeszcze coś pod nazwą Eclipse? Muszę przyznać, że "The Act Of Degradation" całkiem dobrze mi się kojarzy...

    Tak, ten zespół istnieje, aczkolwiek Daamr już tam nie gra. Przez pewien czas nic się tam nie działo, acz wiem, że coś teraz zaczęli robić.

    Wcześniej wspomniałeś o Mastiphal. Czy ten projekt jeszcze istnieje?

    Nigdy nie ogłosiliśmy, iż przestał istnieć, więc sądzę, że tak.

    Kiedy ostatni raz mieliście próbę?

    Parę lat temu (śmiech).

    Wielu muzyków skarży się na to, że musi łączyć pracę z tworzeniem. Sądzę jednak, że ty nie masz takiego problemu, bo nie ma chyba mężczyzny, któremu nie podobałaby się praca dziennikarza sportowego...

    Bardzo lubię piłkę nożna i hokej (śmiech). W ogóle cieszę się, że mogę to robić i tym się zajmować, chociaż nadmiar wszystkiego powoduje, że człowiek ma tego dosyć i musi od tego odpocząć. W pracy dziennikarza niestety nie zawsze jest na to miejsce i czas. Zresztą z tego, co zauważyłem spora grupa muzyków wykonuje taką pracę. Był taki okres, że na meczach piłkarskich bardzo często spotykałem Rema z Sacriversum, który pracował dla jakiego radia i przyjeżdżał zwykle jak grał Widzew z GKS. Wchodził do sali konferencyjnej i zawsze krzyczał: "Flauros ty chuju!", poczym ściskaliśmy się i rozmawialiśmy (śmiech). Reszta dziennikarzy patrzyła na nas jak na kretynów (śmiech).

    Dzięki za rozmowę, mam nadzieję, że nie żałujesz tego czasu, które poświęciłeś na ten wywiad...

    Nie, zupełnie nie (śmiech).