Malevolent Creation
Wywiad przeprowadził Bartosz Donarski
"The Will to Kill" - czyż lepiej można byłoby zatytułować pytę tej amerykańskiej legendy death metalu? Wszechobecna chęć zabijania jest w twórczość Malevolent Creation niczym chleb powszedni. Niestety równie wszechobecne są w tym zespole zmiany składu. Zapewne większość z was wie, że na nowej płycie nie usłyszymy już głosu Bretta Hoffmana. Na całe szczęście jego miejsce zajął nie kto inny, a znany z Hate Plow - Kyle Symons. Ale to i tak nie najświeższe wieść w tej sprawie. O kolejnych przetasowaniach opowie wam zaraz sam Phil Fasiana. Ja tylko chciałbym dodać, że ów kwintet rodem z Buffalo nadal ma się dobrze. Ba! "The Will to Kill" porażą dynamiką, precyzją i brutalnością. Czegóż więcej mógłby pragnąć prawdziwy fan death metalu? Oczywiście poza niezbyt mądrą blondynką z dużymi cyckami!Dosłownie dziś przeczytałem o kolejnej zmianie składu Malevolent Creation. Phil, przecież to jest jakaś pieprzona latynoamerykańska telenowela!
"No cóż, po pierwsze zmieniliśmy wokalistę. Brett (Hoffman) nie jest w stanie być wokalistą i ma zajebiste problemy ze zdrowiem, nie wspominają już o kłopotach osobistych. Nie mógł poświęcić się dla zespołu w 100 procentach, głównie ze względu na jego uzależnienie od narkotyków. Równocześnie wiadomo, że z Kylem (Symonsem) znamy się bardzo dobrze i jest to jeden z naszych najlepszych przyjaciół. Poza tym to właściwie on odbywał z nami próby, bo Brett nigdy nie był w stanie się zjawić. Zaproszenie Kyle'a do Malevolent Creation jest czymś z czego jestem nieziemsko zadowolony. To daje nam o wiele większą pewność w tym co robimy, nie musimy się o nic martwić, po prostu to co robi, robi bardzo dobrze. Zaś co do perkusisty, który pojawił się na nowym albumie, czyli Justin DiPinto, to było to tak, że gdy nagraliśmy już płytę wyszło na to, że on nie będzie mógł nigdzie wyjeżdżać, że nie ma ochoty na wyruszenie w trasy i bycie poza domem przez kila miesięcy. Wiesz, my musimy grać trasy, musimy sprzedawać płyty i w ten sposób je promować. W związku z tym szybko podjęliśmy decyzję.
Znaliśmy kilku chętnych perkusistów, ale wybór padł na naszego kumpla z Los Angeles, który wypadł po prostu świetnie! Przyleciał do nas na przesłuchanie i znał wszystkie nasze kawałki z nowych albumów, jak i te ze starych. Ćwiczyłem z nim u mnie w domu przez jakieś dwa tygodnie i wyszło na to, że gość w tym, co robi jest wielki! Nazywa się Ariel Alvarado i już niebawem, w połowie grudnia, pojedzie z nami na pierwszą trasę w towarzystwie Cannibal Corpse."
Powiedz teraz słów kilka o udziale Jamesa Murphy'ego w nagraniach "The Will to Kill".
"Jak zapewne wiesz James miał poważne problemy zdrowotne, usunięto mu guza nowotworowego z głowy. Prócz tego, to nasz dobry przyjaciel od wielu lat, poznaliśmy go chyba w roku 90., czyli 12 lat temu. Zawsze jakoś tam się kontaktujemy i gdy przyjechał do Kalifornii dołączyć do Testament spotkaliśmy się z nim będąc na trasie po Zachodnim Wybrzeżu. Kiedy dowiedział się o swojej chorobie przyjechał ponownie na Florydę, do swojej rodziny. I gdy już mieliśmy nagrywać skontaktowaliśmy się (on znalazł mój e-mail) i zaczęła się rozmowa o tym jak nam leci, jak tam nowy album, itd. Powiedziałem mu, że właśnie jedziemy do Tapma, gdzie będziemy rejestrować naszą nową płytę. I gdy byliśmy już w studio, robiąc akurat utwór "Assassin Squad" odwiedził nas James. Wiesz, właściwie to on już kiedyś zagrał dla nas jedną solówkę na "Retribution". A w studio, jak to w studio, bawiliśmy się nieźle, piliśmy, pieprzyliśmy o bzdurach i w pewnym momencie zapytałem go: 'Stary, a czemu niby ty nie miałbyś zagrać nam kilku solówek?'. To też taka mała rocznica, bo ostatni raz kiedy coś dla nas nagrał, to było właśnie dziesięć lat temu, kiedy to nagrał dla nas jedno solo w utworze "Coronation of Our Domain". Zrobiliśmy mu kopię tego utworu ("Assassin Squad"), pojechał z tym do domu, a następnego dnia pojawił się ponownie z gitarą. I w ten sposób na "Assassin Squad" możemy usłyszeć jego dwie solówki. Wiesz, jakby nie patrzeć James to fenomenalny gitarzysta i wyszło to rewelacyjnie. To było też dobre dla niego, bo właśnie w tym czasie kompletował skład dla Disincarnate. Poza tym jego nazwisko na płycie też coś znaczy. Nie mógłbym też zapomnieć o tym, że był nam bardzo pomocny również w innych kwestiach. Przyniósł do studia kupę dobrego sprzętu, który mogliśmy sobie pożyczyć na czas nagrań. Chcieliśmy też w ten sposób powiedzieć wszystkim, że z Jamesem jest wszystko w porządku, że ma się dobrze i nadal genialnie szarpie struny."
No tak, tu wszystko wydaje się być przejrzyste, tego samego nie można jednak powiedzieć o produkcji tej płyty. Oczywiście nie chodzi mi tu o samo brzmienie i jakość, ale o to, że do końca nie wiadomo, co i gdzie się działo. Mana Studio, Greenhouse FX Studio, JF pośrodku, że nie wspomnę o Abyss, które wybraliście na samym początku! Przecież to jest jakaś jebnięta karuzela Panie!!!
"Przez jakieś czas szukaliśmy odpowiedniego producenta i w ogóle mieliśmy problemy z zarezerwowaniem studia, gdyż początkowo ten album mieliśmy rejestrować w Szwecji z Peterem z Hypocrisy. Niestety kiedy graliśmy razem z Hypocrisy na No Mercy Festival w kwietniu, Pete nie za bardzo wiedział, czy znajdzie na to czas, gdyż ma w tym samy terminie wyjechać ze swoim zespołem na trasę po Stanach. Oni musieli tu przyjechać, bo nigdy wcześnie u nas nie grali. No i to zmusiło nas do szukania innego studia. Trzeba też powiedzieć, że zarezerwowanie studia w krótkim czasie jest zadaniem bardzo trudnym. Dobrze znamy Erika Rutana i Dereka Roddy z Hate Eternal, którzy mają swoje własne studio. Jest co prawda bardzo małe i właściwie to nie mieliśmy zamiaru nagrywać w takim miejscu, ale nie mieliśmy innego wyboru, chcąc wydać ten album jeszcze w tym roku. Zarezerwowaliśmy tam trochę czasu i mieliśmy ściągnąć JF z Kataklysm aby nam to ładnie wyprodukował. Spotkaliśmy go rok temu na trasie, kiedy Kataklysm grał przed nami w Europie. Wówczas dowiedziałem się, że to on nagrywa ich płyty, jak i wiele innych materiałów różnych kanadyjskich zespołów, po przesłuchaniu których byliśmy po prostu rozwaleni! To świetny gość i równie dobry producent. Dlatego zdecydowaliśmy się na niego, jednak gdy przyszło co do czego okazało się, że są poważne problemy z jego przyjazdem do Ameryki. Pierdolony niefart! (śmiech) Przez jakieś 4 dni
staraliśmy się ściągnąć go do nas i nie byliśmy wstanie. W związku z tym musieliśmy sami sobie nagrać tę płytę, przy pomocy Shawna Ohtani, który pracuje w tym studio. Robienie płyty samemu jest ciężką pracą i wielkim stresem. Niemniej w końcu udało nam się spotkać JF, który przyjechał do nas i zmiksował nam ten album. Tu muszę powiedzieć, że facet wie co robi. Cieszę się, że mimo, iż on raczej nie przywykł do takich warunków i tak małego studia, to był w stanie zmiksować tę płytę w sposób bardzo dobry. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak to wszystko brzmi."
Nie musisz się tłumaczyć. Ten album, jak dla mnie, brzmi rewelacyjnie. A właściwie to uważam, że najlepiej ze wszystkich waszych dotychczasowych płyt. Szczególnie perkusja, która wydaje się być dźwiękowym zobrazowaniem holokaustu!!!
(śmiech) "Prawdę mówiąc to początkowo myśleliśmy, że nie za dobrze to wyjdzie. Gównie ze względu na trudności w samym studio, ale chyba tak, szczególnie po miksach, ten album ma świetną produkcję, i chyba faktycznie najlepszą jaką do tej pory udało nam się uzyskać.
Porównując "The Will to Kill" z "Envenomed" twierdzę, że nowa płyta jest bardziej dynamiczna, co i tak nie zmienia faktu, że jej poprzedniczka jest jedną z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek zrobiliście.
"Zapewne produkcja "Envenomed" nie była tak dobra, jak w przypadku nowego albumu. Poprzednia płyta była też na pewno trochę szybsza, jednak teraz postawiliśmy bardziej na - jak sam powiedziałeś - większą dynamikę, to wszystko jakby nieco mieszając. Nadal jest to cholernie szybkie, użyliśmy sporo - jak to nazywamy - 'Slayer beats'. Dzięki temu ten album przywodzi na myśl nasze starsze dokonania. Wcale nie trzeba grać zajebiście szybko przez cały kawałek żeby być brutalnym. (Powiedz to gościom z Dark Funeral!, przyp. red.) Wiele utworów na tej płycie przechodzi w wolniejsze, ciężkie partie urozmaicając całość. Przypomina mi to trochę nasze wczesne albumy, gdzie występowała właśnie taka mieszanka, czyniąc z całości coś może bardziej interesującego. To staraliśmy się zrobić i jak słuchać chyba nam się udało. Bardzo nas to cieszy."
A nagraliście w końcu te dwa kawałki ze "Stillborn" i cover "Metal Militia", jak anonsowano wcześniej?
"Nie, niestety nie. Nie dość tego, nie nagraliśmy jeszcze dwu innych utworów, które miały znaleźć się na tej płycie, gdyż po prostu nie starczyło nam czasu."
To może chociaż pokusicie się jeszcze na szybkie nagranie coveru Metalliki?
"Wiesz, to jest tak, że tę przeróbkę mieliśmy zrobić wyłącznie dla potrzeb trybutu dla Metalliki, który ma wydać Nuclear Blast. Sądzę, że teraz może być już na to trochę za późno. Nie mamy też zamiaru wchodzić do studia i nagrywać tylko jednego kawałka, może w przyszłości nagramy jakiś mini, ale nie nastąpi to prędko. Choć z pewnością zajmiemy się ponownie kilkoma utworami ze "Stillborn" i może do tego dorzucimy jakiś cover, ale już innego zespołu. Myślałem już nawet o Sodom. Wybierzemy na pewno jakiś mroczny utwór, w ogóle lubimy grać covery, choć może nie za często to robimy."
Z obecnej sytuacji wynika, że nie za bardzo byłeś zadowolony z działań Pavement Music, tutaj w Europie. Czy propozycja Nuclear Blast była jedyną, którą wzięliście pod uwagę?
"Przez ostatnie lata mieliśmy sporo problemów z dystrybucją, a sam Pavement nie mógł sobie poradzić z licencjonowaniem naszych płyt w Europie. Bardzo frustrujące było dla mnie to, gdy ludzi mówili mi, że nie mogą znaleźć naszych płyt w sklepach, że bardzo trudno je gdziekolwiek dostać. My chcemy grać w Europie, wiemy, że jesteśmy tam lubiani i to, że naszych albumów nie można tam dostać było nam bardzo nie na rękę. I tak doszło to tego, że ktoś powiedział mi żebym skontaktował się z NB, bo im bardzo podoba się to, co gramy. To był właściwie Peter z Hypocrisy i to on mi o tym kiedyś wspomniał. Resztę już znasz. Dodam tylko, że bardzo cieszę się z tego, że teraz mamy wsparcie jednej z największych wytwórni w tym biznesie. Myślę, że ich nie zawiedziemy. Teraz w Europie naszych płyt nie będzie już trudno znaleźć."
Czy Arctic Music to wytwórnia, którą normalnie prowadzisz, czy też jest to firma, którą tylko założyłeś i tyle.
"Oj nie, większość czasu poświęcam na pracę dla mojej wytwórni. Mam naprawdę dużo roboty. (śmiech) Obecnie wydajemy już 13 zespołów. Więc jak widzisz, Malevolent i wytwórnia to mniej więcej to, czym cały czas się zajmuję."
Czyli niemalże 24 godziny na dobę, w ten czy inny sposób, zajmujesz się muzykę. A łeb ci nie pęknie?
(westchnięcie) "Czasami nie ma już na to wszystko sił, ale uwielbiam tę muzykę, także nie jest aż tak źle." (śmiech)
I jeszcze jedno pytanie rodem z kosmosu. Z tego co wiem bardzo lubisz black metal, szczególnie zaś Marduk. Fajnie, że nie ograniczasz się tylko do amerykańskiego death metalu, jak to czyli wielu waszych muzyków. To wszystko prawda, mam rację?
"O tak! Uwielbiam Marduk, jak i masę innych blackmetalowych zespołów. To jest po prawdzie mój rodzaj muzyki, który drążę od lat. (śmiech) Żadnych klawiszy, żadnego gównianego pedalenia się, tylko pełna kurewska brutalność! Jest wiele bardzo dobrych blackowych grup, ale zdarza się też sporo gówna, zresztą jak wszędzie. Marduka słucham gdzieś tak od 94. i muszę powiedzieć, że jako zespół z każdym albumem są coraz lepsi. Oni są tacy jak my, nie dają dupy, nie poddają się, nie grają gejowskich szczyn. Spotkaliśmy się kiedyś z nimi, gdy graliśmy koncert z Malevolent w Szwecji i uważam, że ci gości są zajebiście w porządku. Są też wielkimi fanami Malevolent! Już niebawem nareszcie będziemy mogli zagrać wspólną trasę i będzie to na pewno świetna sprawa!"
Bartosz Donarski