Decapitated
Wywiad przeprowadził Tomasz Osuch
Decapitated bez wątpienia kuje żelazo póki gorące. Cały czas wokół nich coś się kręci, a ostatni krążek krośnieńskiego kwartetu, „Nihility” oraz zagraniczne wojaże, dowodzą tego, że chłopaki dolewają coraz więcej oliwy do promocyjnego ognia... W pewien ponury i chłodny, wyjątkowo jesienny wieczór, zaszyliśmy się z Sauronem i Voggiem w jednym z krakowskich pubów, i porozmawialiśmy na death metalowe rzecz jasna tematy.Jesteście świeżo po zakończeniu europejskiej trasy z Krisiun i Vader, tak więc pierwsze pytanie będzie krótkie i oczywiste. Jak było, jakie wrażenia?!
Sauron: „Wrażenia z trasy są jak najbardziej pozytywne. Wszystko było w porządku, szczególnie dlatego, że jeździliśmy z Vaderem. Znajomi ludzie i z nimi jakoś tam przebywaliśmy. Poza tym, zestaw był całkiem niezły. Może dla publiki było to trochę męczące, ale dla nas jak najbardziej w porządku. Zresztą graliśmy na dobrym miejscu. Graliśmy jako drudzy, a czasami jeśli grały lokalne zespoły, to jako kolejni. Ale w sumie wszystko było idealne. Trasa była bardzo dobrze przygotowana. Chwilami
można było narzekać, ale to zawsze zależy od kraju. Lecz ogólnie same koncerty były bardzo dobre. Atmosfera na trasie wręcz idealna, więc nie ma co się skarżyć. W zasadzie to była pierwsza nasza trasa, prawdziwa, europejska, pełna trasa na której mogliśmy zagrać praktycznie wszędzie, gdzie się da i gdzie ludzie czekają na taką muzykę. Połowa trasy była w miejscach w których nie graliśmy wcześniej, mogliśmy więc zobaczyć jak tam jesteśmy przyjmowani. Ogólnie, nie widzę żadnych złych stron. Po prostu dobrze, tak jak się spodziewaliśmy, tak jak mieliśmy nadzieję i było w porządku.”
Jednak na europejskiej trasie pytań o koncerty nie koniec, bowiem w wakacje spędziliście trochę czasu w Stanach, koncertując między innymi z Incantation. Tu także poproszę o podsumowanie. Jak porównałbyś amerykańską i europejską publikę?...
S: „Generalnie to z publiką było różnie. W Stanach było naprawdę zróżnicowanie. To jest wielki kraj, w sumie tak jak cała Europa i trudno żeby cały kraj był identyczny. Naprawdę, różnie było... Z całej trasy po Stanach jesteśmy bardzo zadowoleni. Spędziliśmy bardzo miło czas, praktycznie przez całą trasę, zaś same koncerty były różne. To jest prawda, że tam po prostu czasami nie było dostatecznej promocji. Zresztą widać, że w Stanach kierują się jakby bardziej modą, bardziej tymi trendami narzucanymi przez telewizję. Wiadomo że nie są to wszyscy ludzie, ale chwilami po prostu było widać, iż ludzie nie chodzą na koncerty metalowe. Chyba że jest to Cannibal Corpse, bo z tego co słyszałem, to tam Cannibal Corpse zdecydowanie rządzi i za każdym razem mają tam świetną frekwencję. A nasza trasa z Incantation?!.... Incantation jest takim zespołem, można powiedzieć, bardziej podziemnym.... Wiadomo że są znani, ale słucha ich wybrana garstka osób. Oni jako headliner sprawdzali się różnie, jeśli chodzi o frekwencję. Niektóre koncerty były wręcz idealne, jak zagraliśmy w Nowym Jorku, Los Angeles czy San Francisco. Tam było naprawdę wspaniale i chyba były to najlepsze koncerty jakie zagraliśmy w ogóle w dotychczasowej działalności. No ale czasami było tak, że koncerty odwołano... W sumie raz była właśnie taka sytuacja, że odwołano koncert. Wynajęto salę w której bez problemu mogło zmieścić się 1000 osób, a na taki koncert przyszłoby może 100, i to i tak byłby dobry wynik. To było ze skrajności w skrajność. Ale samych wrażeń... zresztą zobaczyliśmy Stany, wszystko było dość dobrze przygotowane. Pominąwszy promotora... Największym problemem całej trasy był promotor, tour manager który w ogóle nie jeździł z trasą. To już pewne oznaki, że coś może być nie tak. Po prostu nie przygotował chyba tego jak należy i czasami zdarzało się, że nawet nikt nie wiedział o koncercie. Pomijając to, że ludzie tam bardziej słuchają nu-metalu i kapel tego typu, a na prawdziwym metalu tak bardzo się nie skupiają. Promotor nie wywiązał się dobrze ze swojego zadania. My jesteśmy jednak zadowoleni. Zobaczyliśmy kawał świata, zagraliśmy dobre koncerty. Zresztą z tego co teraz ludzie z Earache nam opowiadają, dostają dużo informacji od fanów, że było nieźle i czekają na następną trasę. Więc może dzięki temu będziemy mieli szansę tam wrócić i wszystko pójdzie lepiej. Chociaż jak mówiłem wcześniej, nie narzekamy..”
Słyszałem także, że w niektórych klubach graliście dla 50-100 osób?! Ponoć niektóre kluby w Stanach przypominały prędzej kible niż sale koncertowa. To prawda?!
S: „ To znaczy, może nie przypominają kibli, ale z drugiej strony nie przypominają normalnych klubów w których gra się koncerty.”
Vogg: „W Stanach gra się w różnych miejscach. W takich gdzie da się postawić gary i wzmacniacze... Po prostu zrobić koncert. Na przykład, graliśmy w prywatnym domu, tyle, że w jakiejś piwnicy na metalowym party... jakaś imprezka, a przy okazji koncert..”
S: „ Albo w restauracji wietnamskiej. Po prostu ludzie chcą zorganizować koncert, chcą mieć na miejscu, u siebie. Jest straszna masa takich zapaleńców którzy robią wszystko aby zorganizować koncert, żeby mogło coś takiego być. Chociaż, takich właśnie ludzi bywa w Stanach ostatnio coraz
mniej, z tego co słyszałem z opowieści, bo nie mogłem doświadczyć tego na własnej skórze. Bardzo skurczyła się liczba takich prawdziwych maniaków, ale są dalej... Dzięki nim takie koncerty się odbywają, chociaż nie ma dużej rzeszy zainteresowanych tym ludzi..”
Rozumiem... Na te zagraniczne wojaże wyruszyliście w celu promocji dwójki Decapitated – „Nihility”. Album jest już na rynku dobrych kilka miesięcy, więc myślę, że przydałoby się jakieś podsumowanie – zarówno płyty, patrząc z dystansem, jak i kwestii promocyjnych oraz reakcji ludzi....
S: „Hm... Z reakcją różnie bywa. My jesteśmy zadowoleni, usatysfakcjonowani po tym albumie. Na pewno teraz mamy potrzebny dystans, bo trochę czasu minęło od nagrania. Już ponad rok. Na pewno dla nas etap tej muzyki jest jakby prawie zamknięty. Myślimy już nad czymś nowym, nową płytą, chcemy pójść dalej. Lecz na pewno nie wstydzimy się tego. Uważamy, że była to bardzo dobra płyta, i bardzo dobry materiał na koncerty. Zresztą, mogliśmy zagrać dalej. Przyjęcie tej płyty było zdecydowanie lepsze niż poprzedniej. Wiadomo, poprzednia to była pierwsza płyta, takie tam sprawy, chwilami amatorka itd. Ale to z biegiem czasu wychodzi, hehe... Myślę, że następna płyta będzie o wiele lepsza i sądzę, że będziemy mogli zrobić więcej. To jest najważniejsze. Cały czas robić nowe i iść naprzód. My właśnie tak zamierzamy.”
Kiedy ukazał się „Winds Of Creation” i reedycje demówek, Decapitated określono drugim Vader, tyle, że młodszym. Myślę, że w przypadku „Nihility” porównania do Vadera były by trochę przesadzone. Zgodzisz się z tym, że „Nihility” posiada swoje własne ‘ja’, że się tak wyrażę, i jest bardziej indywidualnym materiałem w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami?
S: „ Wiadomo, to jest naturalny proces... Pierwsza płyta zawierała numery z demówek. To był po prostu nasz pierwszy okres działalności i nie da się ustrzec wpływów innych kapel jeśli zaczyna się grać w takim wieku, w jakim my byliśmy wtedy. Nie robiliśmy tego na pewno celowo. Ale trzeba się przyznać, że coś w tym może jednak i było... A między „Winds Of Creation” a „Nihility” był strasznie duży odstęp czasu. Może nie było to dostrzegalne dla ludzi którzy widzieli oba te albumy w sklepach, ponieważ nie było takiej strasznej różnicy. My wiemy jaki był odstęp czasu między tworzeniem tych pierwszych numerów z pierwszej płyty, a tymi z drugiej. To było zupełnie coś innego. W sumie nie wyrzekamy się pierwszej płyty, gramy dalej te numery, nie są takie złe. Ta płyta nie była dopracowana tak jak miała być. Nie mieliśmy na tyle czasu aby nad nią popracować oraz doświadczenia. To jest główna kwestia. „Nihility” musiało być o wiele lepsze, o wiele bardziej dojrzalsze. Mamy jakieś perspektywy aby rozwijać się dalej. Nie jest źle...”
Znaczenie „Nihility” jako słowa idealnie koresponduje zarówno z muzyką, okładką, całym tym chłodnym klimatem tej płyty. Czy należy postrzegać „Nihility” jako koncept?
S: „Coś w tym jest na pewno. Jeśli chodzi o powiązania z okładką to faktycznie, też to dostrzegam. Tylko z tym jest śmieszna sprawa. Jacek Wiśniewski który robił tą okładkę, nie miał żadnego wglądu w teksty z tego co mi wiadomo. On przygotował kilka projektów, na które my nanieśliśmy może delikatne poprawki. Chociaż nie było to pod kątem tekstów. Jeśli teraz porównuje cały ten koncept tego albumu to zgadza się, ma to jakiś sens. Ale muszę się przyznać, że wyszło to bardziej przypadkowo. Zaś jeśli chodzi o sam związek płyty z tytułem, to taki był plan. To nie jest typowy koncept album w stylu Kinga Diamonda na pewno. Nie jest to aż tak wielkie powiązanie tekstów. Dominuje na całej płycie, we
wszystkich lirykach ten właśnie chłodny nastrój, taki nihilistyczny. O to mi chodziło, i może dlatego ten tytuł jest bardziej odpowiedni dla całej płyty. Można go w jakiś sposób dopasować do każdego z utworów. Na pewno nie jest to koncept album w znaczeniu kontynuacji historii czy nawet jednego tematu. To jest sam ogólny klimat, taka właśnie naleciałość na wszystkie numery.”
Nie byłbym jednak sobą, gdybym się nie pokusił o pewne, aczkolwiek minimalne porównania.... Bowiem „Eternity Too Short” swoim początkiem przypomina Morbid Angel, zaś „Spheres Of Madness” zwany przez was balladką, pachnie coś na wejście Meshuggah.....
V: „Chodzi ci o pierwszy riff w „Eternity...”?”
Tak, zgadza się....
V: „To znaczy, pewnie go porównujesz do pierwszego utworu z ostatniej płyty Morbid Angel...”
Dokładnie! Chodzi o „Summoning Redemption”.
V: „Wiesz, jak robiłem ten numer, to jeszcze nie słyszałem tej płyty, nie było jej jeszcze. A później jak to usłyszałem, wiedziałem że w końcu ktoś to zauważy. To mnie akurat bardzo cieszy...”
S: „To jest w sumie death metal. Konwencje są podobne, inspiracje podobne, i zawsze może wyjść coś w tym stylu. Ja sam się przecież łapię kiedy słucham czegoś i często coś z czymś mi się kojarzy. Nawet, tak bardziej podświadomie, nie dosłownie. To jest naturalne. Porównania nawet dobrze że są, byle by ktoś nie brnął za bardzo jakoś się tego czepiając, bo to nie ma sensu. Nawet jeśli coś jest podobne, jak jest dobre to najważniejsze. Jeśli mówisz o Meshuggah... Ja chyba raz w życiu słyszałem Meshuggah i nie pamiętam za bardzo o co nam chodziło. Tak już jest, coś z czymś musi się kojarzyć...”
Ok. Jednak mimo, że przytoczyłem te nazwy, to i tak większość materiału z „Nihility” posiada swój własny charakter. Tak więc, jaka jest według was recepta na dobry utwór?
V: „ Hm...nie wiem jaka jest recepta... Robię numery tak jak czuję. Tak żeby dobrze brzmiały, żeby wszystko trzymało się kupy, żeby było dobrze zaaranżowane, itd...”
S: „Dokładnie! Nie ma myślenia co się może spodobać, nie ma zakładania czegoś z góry.”
V: „ Nie mam jakiegoś schematu, że rozpisuje cztery razy to, a cztery tamto i tak każdy numer. To wychodzi trochę spontanicznie. Wymyślam jakiś numer, jakiś riff.... Mam już coś, wiem że to jest dobre i musi nastąpić coś takiego co trzyma się całości, tego co już powstało. Albo jakieś rozwinięcie, albo zupełnie coś nowego. Musi to mnie podobać się przede wszystkim... Robię to według własnego gustu. Może recepta jest taka, że kiedy wiem iż mi się to podoba, to może zostać, jest dobre.”
Pierwotnie „Nihility” miało być nagrywane w Red Studio. Dlaczego decyzja padła jednak na Hertz?
S: „Powiemy po prostu prawdę, było za drogie, inaczej się nie dało. Poza tym, słyszeliśmy różne informacje, że w Red Studio w zasadzie nie za bardzo przykładają się do takiej muzyki. Nie wiem czy to jest prawda czy nie, ponieważ było to z różnych źródeł. Było drogie i nie wiem czy moglibyśmy pozwolić sobie tam na taki komfort jak w Hertzu, gdzie jest średnia cena i gdzie można całkiem dobry materiał nagrać. Nie wiedzieliśmy jeszcze o tym kiedy zdecydowaliśmy się na Hertz. Wtedy głównie oparliśmy się na radach Mariusza. Mówił, że jakbyśmy się uparli, to możemy nagrywać. Po pierwsze, będzie ograniczony czas troszkę, funduszami nie dysponowaliśmy odpowiednimi wtedy, no i na dodatek, że tam nie chcą za bardzo nagrywać takiej ciężkiej muzyki. Wiadomo co nagrywają na co dzień. W sumie zeszliśmy na Hertz Studio trochę niepewni. Ale jednak jesteśmy zadowoleni i planujemy nagrać następną płytę również w Hertzu. Nagrywało teraz Dies Irae, nagrywają coraz większe zespoły. Chłopaki cały czas rozwijają to, dokupują sprzęt. Chcą to robić, mają do tego zapał i przede wszystkim znają się na tym. Są prawdziwymi profesjonalistami. Nie mamy żadnych oporów żeby nagrywać tam następną płytę.”
Jeszcze w zeszłym roku pogrywał z Decapitated Jacek ze Sceptic. Nie myśleliście aby zatrudnić go ponownie, lub innego, drugiego gitarzystę na stałe? Pozostaniecie przy jednym wiośle?!
S: „Na razie nie ma wyjścia. Z Jackiem było by dobrze grać. Tylko on ma wiele zajęć, raz może pojechać, raz nie może. Oczywiście, dobrze gdyby z nami grał, ale nie da się cały czas. A tak od święta, od czasu do czasu to nie ma sensu. Chcielibyśmy wreszcie znaleźć gitarzystę który mógłby się poświecić na tyle, na ile nam potrzeba. Szukamy, ale jest naprawdę bardzo trudno ostatnio. Było już kilku w planach. Wszyscy odpadli ze względu na brak umiejętności, albo na brak czasu. Jeśli ktoś czuje się na siłach, to jak najbardziej zapraszamy. Jednak, jak na razie nie ma chętnych do tego.”
Jakiś czas temu, mówiło się o Decapitated na prawo i lewo jako o najmłodszym zespole death metalowym. Czy wciąż spotykacie się z takimi opiniami?
V: „ Teraz to nas już to kompletnie wali...”
S: „Heh, to jest prawda. Ludzie nas często kojarzą z tą etykietką, ale sądzę, że to już powoli przemija. Pojawiają się zespoły młodsze od Decapitated. W sumie dobrze, nam nie o to chodziło. To było po prostu hasło wymyślone na początek ‘kariery’.”
V: „Dla nas dobre jest to, że zaczęliśmy wcześniej. Zdobyliśmy tam już jakaś pozycję i mamy dużo czasu na granie. Mamy przed sobą całe życie żeby grać i jeździć.”
S: „Nie przyznajemy temu większej roli.”
V: „Chyba, że ktoś ma do tego jakieś zarzuty, pretensje....”
S: „Jeśli komuś to przeszkadza, to na razie, trudno. Ja się mojego wieku nie wstydzę i nie zamierzam pozować na starszego. Ważna jest muzyka, zawsze tak mówię.”
Nie tak dawno jeszcze, mieliście pewne problemy odnośnie wyjazdów na koncerty i z zagranicznymi wydawcami. Było to spowodowane wówczas właśnie waszym młodym wiekiem oraz obowiązkami szkolnymi. Jak dziś godzicie te sprawy? Wszyscy dalej się uczycie przecież....
S: „No i dalej są problemy. Są cały czas i musimy to godzić, nie mamy wyjścia. W sumie dlatego jeździliśmy w tym okresie. Te dwie trasy były lipiec, sierpień i wrzesień. Kiedy możemy, wtedy jeździmy. Wiadomo że w trakcie roku akademickiego czy szkolnego (Vitek jest jeszcze w szkole, ostatni rok..) wyjazd na taką półtoramiesięczną trasę jest niemożliwy. I tak to próbujemy dostosować jakoś. Jeśli mamy tylko wolne, to grać do bólu, ile się da cały czas. W trakcie nauki nie możemy. Dwa, czasem trzy tygodnie i to już jest maksimum w ciągu roku. Nie chcemy rezygnować ze studiów, bo to nie ma sensu. Nie po to się tam pchaliśmy żeby rezygnować. Tylko po to, aby to jakoś skończyć, żeby rozwijać jakby inne nasze zainteresowania. Problemy są nadal, i przypuszczam, że jeszcze długą będą. Na razie udaje się to jakoś pogodzić. Większych zażaleń ze strony wytwórni czy managementu nie ma. Jestem dobrej myśli. Na pojedyncze gigi czy też krótsze trasy jesteśmy zawsze otwarci i na to jedziemy. Kiedy możemy, po prostu gramy. To jest nasze podejście. Zawsze próbujemy wygospodarować jak najwięcej czasu.”
Na początku zeszłego roku podano do oficjalnej wiadomości newsa, że jakaś amerykańska firma będzie wydawała film o metalu, a także DVD i CD. Miały tam znaleźć się wywiady między innymi z gośćmi z Metal Blade, Roadrunnera, Lemmym oraz z tobą! Ponoć Decapitated miał znaleźć się obok Black Sabbath, Death, Motorhead.. Jednak coś o tych kosmicznych planach ucichło.. Wiecie coś o tym, jak to się zakończyło? Udzieliłeś w końcu tego wywiadu?
S: „Podejrzewam, że wiesz o tym tyle samo co my. Po prostu dostaliśmy wiadomość od Mariusza że coś takiego jest planowane, że są już projekty okładek gdzie jesteśmy już na zdjęciach obok Ozzy’ego itd.. Ktoś złożył taką propozycję i od tego wszystko się wzięło. To jest to samo co było w newsach Massive. My o tym wiemy tyle samo.”
V: „Ale w encyklopedii death metalu jesteśmy... Gdzie nam to ktoś pokazywał?”
S: „W Irlandii?... Tak, to było w Irlandii. Pewien człowiek przyniósł encyklopedię death metalu, to już zupełnie mnie rozwaliło. Tylko death metal. Książka wydana normalnie, a w niej wszystko o death metalu. Jesteśmy my, jest i Vader. Pominąwszy to, że w ‘aktualnym’ składzie Vader jest Jackie... Taka dziwna książka. My byliśmy, był dobry skład, dlatego że go nie zmienialiśmy hehe... Składaliśmy autografy na haśle Decapitated w encyklopedii, więc to już była masakra w ogóle! Nie wiem kto to wydał. Ktoś to potem chyba porwał, to musiał być jakiś Japoniec...”
Pewnie niewielu jeszcze wie o tym, że jesteś jednym z dwóch wokalistów Anal Stench. Powiedz coś więcej o tym bandzie...
S: „Może dobrze, że niewielu wie i oficjalnie, ja nie wiem czy śpiewam w tym zespole. Tak muszę powiedzieć, ponieważ nie wiem jak to rozwiązać. Mamy bowiem jeden paragraf w kontrakcie z Anglikami, że nie mogę podpisywać z innymi zespołami kontraktu. W sumie oficjalnie nie jestem wokalistą Anal Stench, chociaż w Polsce mogę powiedzieć że jestem...Teraz właśnie próbujemy rozwiązać tą sprawę z Earache. Anal Stench zrobiliśmy wspólnie ze znajomymi żeby dobrze się bawić. Ja naprawdę jestem zaskoczony tym, ze ktoś się tym interesuje i chce to wydać, bo takie plany są. Nawet już kilka osób było tym zainteresowanych. Ale na razie nie chcę niczego zapeszyć. Gramy bo
lubimy. To jest muzyka bardziej dla zabawy, chociaż nie mówię że nie traktujemy jej serio. To jest zespół w którym na wszystko mogę sobie pozwolić i tak go traktuję. Pełna swoboda i dlatego go założyłem. Trochę się boje wiązania z wytwórniami, lecz skoro jest jakieś zainteresowanie to czemu nie... Na razie jest wielka niewiadoma. Jesteśmy w trakcie dogadywania się z Earache i wszystkimi ludźmi... Nie wiem co będzie z tym zespołem. Ja jestem pewien, że będziemy grali. Czy będziemy wydawani czy nie, czy będziemy grali koncerty czy też nie, ten zespół będzie istniał i będziemy dalej coś tam robić i zobaczymy. Na razie nie mogę naprawdę powiedzieć żadnych konkretów, bo nic po prostu nie wiadomo. Ale ja się dobrze bawię i reszta chyba też. I o to w tym zespole chodzi.”
Teraz bardziej refleksyjnie....W listopadzie stuknie pięć lat od debiutanckiego koncertu Decapitated. Jak wspominacie tą niezapomnianą chwilę kiedy pierwszy raz stanęliście na scenie, przed ludźmi i zaczęliście napierdalać?!
V: „W ogóle to ostatnio obchodziliśmy sześciolecie na trasie, to było gdzieś chyba w Holandii....”
S: „ To było w zasadzie sześciolecie przez cała trasę, ponieważ nie wiedzieliśmy kiedy dokładnie zrobić to jedno oficjalne, tak więc robiliśmy sześciolecie przez całą trasę hehe...”
V: „Zaś co do pierwszego koncertu.... To jest bardzo dziwne uczucie. Jesteś bardzo zdenerwowany, nie masz żadnego doświadczenia. Pierwsze koncerty bywają trochę śmieszne, zwłaszcza gdy wcześniej się nigdzie nie grało.”
S: „Byliśmy po prostu osrani na maxa! Znaliśmy swoje numery tak mniej więcej, nigdy nie graliśmy ich na żywo i to było trochę dziwne. To nie był w sumie normalny koncert.. Pod sceną mieliły dwie osoby, jedna panna i jeden znajomy gość. Wszyscy siedzieli, to było w Domu Kultury w Krośnie. Heh, mieliśmy wtedy włosy prawie długie.. Graliśmy wtedy z Lux Occultą, więc to była wielka sprawa. No i ze słowacką Phantasmą oraz z Neolith. Dziwne, ale kiedyś trzeba było zacząć. Potem to już jakoś poszło.”
Któryś z was powiedział kiedyś, że Decapitated ma dwa marzenia – utrzymać się z grania i pojechać do Stanów. To drugie się spełniło. Co z pierwszym? A jakie są inne marzenia muzyków Decapitated?
S: „Z pierwszym...hehe... Nie mogą się wszystkie spełnić, nie mam szans. Jedno się spełniło, a drugie to nie wiadomo czy się kiedykolwiek spełni, na razie jesteśmy daleko. Nie narzekamy, bo możemy grać, możemy robić to co chcemy nie wkładając w sumie w to żadnych pieniędzy, co jest już naprawdę wielkim sukcesem. I oto nam chodziło. A czy zarabiać? Byłoby wspaniale, ale nie ma sensu o tym myśleć. Bo jak się zacznie, to przestanie się chcieć grać. Jak kiedyś taka chwila nadejdzie to będziemy zadowoleni. Na razie gramy dla przyjemności i naprawdę nie ma żadnego znudzenia. Gramy bo to lubimy i może kiedyś będzie lepiej. „
I tym oto optymistycznym akcentem dobijamy do końca naszej pogawędki. Jeszcze tylko poproszę panów o zdradzenie co takiego Decapitated będzie porabiał w najbliższych miesiącach... Tylko nie mówcie, że lecicie na kolejną trasę hehe....
S: „Na pewno na razie damy sobie spokój z dłuższymi trasami, chociaż już się chce jechać, chce się mielić. Jednak na dzień dzisiejszy nie ma szans na dłuższe trasy. Wacek na pewno będzie robił nowy materiał, bo to głównie na nim spoczywa. Bardzo chcemy coś tam zrobić z nową płytą, bo już najwyższy czas na to. Czekamy na propozycje koncertów w Polsce. Bardzo byśmy chcieli zagrać trasę po kraju. Były jakieś nieśmiałe plany odnośnie krajowej trasy, ale na razie chyba nic z tego.”
V: „Nawet nie chodzi o trasę, ale o pojedyncze koncerty, chcielibyśmy pograć jak najwięcej takowych, uwielbiamy to robić!”
Hm... co jak co, ale pojedyncze sztuki mają w sobie największy urok przecież....
S: „Dokładnie! Gramy po Stanach, po Europie, a u siebie jakoś tak cienko jest. Chcielibyśmy właśnie pograć coś po Polsce. Są jeszcze plany aby zagrać na początku przyszłego roku taką krótką traskę – Anglia, Francja i tamte rejony. To już jest podobno prawie dopracowane, ale żadnych szczegółów nie znam. Było by dobrze. Nie wiadomo jeszcze jak to będzie z perkusistą który ma maturę..”
V: „No i jest już w sumie prawie pewien wyjazd do Stanów na następne wakacje.”
S: „Tak. To już nam ludzie z Earache przy wyjeździe mówili, że dajemy po prostu znać kiedy możemy jechać i wtedy oni wszystko załatwiają i jedziemy. To jest wspaniała sytuacja. Tylko jedyny problem – kiedy możemy?!.... Myślę, że będziemy się starać nagrać w międzyczasie nową płytę, a wakacje poświecimy na koncertowanie. Zobaczymy co z tego będzie. Obecnie konkretów nie ma. Spełniliśmy to co mieliśmy w planach i z tego się bardzo cieszymy.... Bo jeśli 100% planów wychodzi, to jest idealna sytuacja. Jeszcze dotąd takiej nie mieliśmy. A wakacyjne plany? Wypaliło wszystko. Stany nie były pewne do ostatniego momentu, ale udało się. Zagraliśmy również trasę po Europie. Teraz jesteśmy jakby spełnieni. Chce się grać dalej, czekamy na propozycje i pracujemy nad nową płytą. W końcu najwyższy czas aby coś z tym zrobić.”