Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Scar Culture

    Wywiad przeprowadził Bartosz DonarskiKiedyś byłem mały i kupowałem sobie w osiedlowych budkach kasetki takie jak „Extreme Conditions Demand Extreme Responses”. To było cudowne, nie musiałem się jeszcze codziennie golić, w ogóle nie myślałem o zakładaniu podstawowej komórki społecznej i spokojnie żyłem sobie na koszt starych. Było rzeczywiście pięknie. Te wspomnienia wróciły po latach za sprawą debiutu amerykańskiej grupy SCAR CULTURE, która muzycznie i w podejściu bardzo przypomina mi Brutal Truth, właśnie z pierwszej płyty. Oczywiście nie jest to ta sama muzyka, na płycie S.C. („Inscribe”) pobrzmiewają echa hardcore’a, jednak wszystko zagrane jest w taki sposób, że nie obraziłby się fan zarówno Carcass jak i Terrorizer, nie wspominając już o wielu gwiazdach sceny death. Ciekawostką zaś jest to, że swój pierwszy koncert grali właśnie z twórcami „Need To Control”. Warto zwrócić na nich uwagę. Satysfakcja gwarantowana.Aż pięć lat zabrało wam stworzenie debiutanckiego albumu. Przecież to jest świetna muzyka, nie rozumiem dlaczego trwało to tak długo.

    Pheroze: „Krótko mówiąc pierwsze cztery lata spędziliśmy na próbach i ćwiczeniach, na pisaniu muzyki i na graniu koncertów. Nie mieliśmy jeszcze wtedy kontraktu i przez pewien czas chcieliśmy to ciągnąć na własną rękę. Trwało to do momentu, w którym stwierdziliśmy, że jest już na tyle dobrze żeby zacząć poszukiwania dobre wytwórni. Nie chcieliśmy podpisać umowy z jakąkolwiek firmą i właśnie dlatego trwało to aż pięć lat.”

    Początkowo nazywaliście się Scrape. Dlaczego zmieniliście nazwę i czy była w to zamieszana Century Media?

    „Na początku tak, to był pomysł Century Media. Stwierdzili, że ta nazwa jest dla nas zbyt jednowymiarowa, że nasza muzyka jest mimo wszystko bardziej złożona. Powiedzieli nam to, a my początkowo odmówiliśmy. Ale potem (...) niestety na horyzoncie pojawiła się inna kapela o takiej samej nazwie. Prawnie dalej mogliśmy się tak nazywać, gdyż tamtą nazwę inaczej się literowało. Jednak ten zespół stał się w Stanach dość popularny (coś w stylu Pantera) i w związku z tym postanowiliśmy w końcu zmienić tę nazwę. Chcieliśmy skończyć z tymi nieporozumieniami i tyle.”

    Ktoś kto nie zna waszej muzyki mógłby pomyśleć, że jesteście nowym zespołem z jakże lubianego nurtu „new-metal”. Ale pewnie zgodzisz się ze mną, że taki jegomość nie powinien położyć sobie „Inscribe” na półce zaraz obok Papa Roach czy Limp Bizkit?

    (śmiech) „No tak, to nie jest to samo. Choć powiedziałbym mu żeby spróbował tego posłuchać. Nasza muzyka ma w sobie pewną otwartość, może gdyby spróbował, spodobałoby mu się i w końcu przestałby słuchać Papa Roach!”

    Dzieliliście scenę z przeróżnymi zespołami od death/grindu, przez heavy metal do skandynawskiego black metalu. Muszę przyznać, że nie ma zbyt wielu zespołów, które zdolne byłyby to robić i nie być jednocześnie boleśnie karcone przez fanów danego gatunku. Jak wy to robicie?

    „Nie mam pojęcia, jakoś nam to wszystko wychodzi. Myślę, że podstawową różnicą pomiędzy naszym zespołem, a innymi jest to, że my nigdy nie myśleliśmy o sobie jako o grupie grającej w jakimś ściśle określonym stylu. Nie zaplanowaliśmy sobie pewnej ścieżki. Wszystko przychodzi nam naturalnie, a konsekwencją tego jest nasze własne brzmienie. Nie mówimy sobie – ‘teraz zagramy pod HC, a potem może trochę death metalu’. Jeśli coś zrobimy, jakiekolwiek by to nie było, akceptujemy to. Zgadza się, ludzie to szanują.”

    Pochodzicie z różnych stron świata. Może to ma też jakiś wpływ na waszą muzykę?

    „Tak, gitarzysta i basista są urodzonymi Nowojorczykami, nasz perkusista pochodzi z Rosji i mieszkał tam do trzynastego roku życia. Ja za to jestem Hindusem, a urodziłem się w Londynie. Kiedy miałem trzy lata moja rodzina przeprowadziła się do Arabii Saudyjskiej i do dwunastego roku życia wychowywałem się w Arabii i Indiach. Kiedy miałem czternaście lat opuściłem domu i przeniosłem się do Stanów. To są pokrótce nasze korzenie.”

    Podejrzewam, że nagrywanie tego albumu było dla was niemałym przeżyciem, szczególnie z uwagi na osobę Billy’ego Milano (S.O.D/M.O.D.).

    „To było wspaniałe, gdyż praca z Billym jest bardzo pouczająca. Fajnie było po prostu z nim przebywać, wspólnie jeść lunch, czy też zwyczajnie pogadać. On doskonale wie jak co powinno wyglądać, przecież zjadł na tej muzyce zęby. To bardzo uczciwa osoba, a to lubię. Jeśli coś jest do dupy to ci to powie. (śmiech) Bardzo nam pomógł, szczególnie z brzmieniem gitar i perkusji.”

    Myślę, że nie obrazisz się na mnie jeśli powiem, że SCAR CULTURE muzycznie ma wiele wspólnego z Brutal Truth.

    „Zabawne jest to, że nasz pierwszy w życiu koncert zagraliśmy właśnie z nimi.”

    Kiedy słuchałem waszego albumu po raz pierwszy pomyślałem, że to jest nowa, współczesna wersja „Extreme Conditions Demand Extreme Responses”, a tę płytę po prostu kocham!

    „Ta płyta była bardzo surowa, ale i niezwykle postępowa. Żaden inny zespół nie zrobił czegoś podobnego. Dlatego jeśli porównujesz nasz do nich nie pozostaje mi nic innego jak tylko się cieszyć. Jeżeli uważasz, że nasze podejście do grania jest podobne do Brutal Truth to świetnie.”

    Wokale na tym albumie musiały być dla ciebie niemałym wyzwaniem. Uwolniłeś demona człowieku!!!

    (śmiech) „Wielkie dzięki. Oj tak, to było wyzwanie.”

    Miałeś jakiś konkretny pomysł na wokal jeszcze przed wejściem do studia?

    „Wiedziałem czego chcę, a czego nie. Przede wszystkim nie chciałem zbyt wielu efektów. Mój głos miał być naturalny. Teraz gramy tak dużo koncertów, że dokładnie wiedziałem co się sprawdzi, a co nie. Z drugiej strony jestem osobą, która chce zrobić za dużo naraz, a tego niekiedy nie da się przenieść na scenę. Oprócz mnie w zespole nikt inny nie śpiewa i dlatego musiałem się upewnić, że wszystkiemu podołam.”

    Bartosz Donarski