Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Centinex

    Wywiad przeprowadził Bartosz DonarskiNo i zaczęło się! Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu letnich festiwali większość firm fonograficznych z uporem maniaka wypycha na rynek jak największą ilość tytułów. Nie inaczej jest i z angielską Candlelight. Spośród kilku wydawnictw jakie ostatnio wydali na największą uwagę, w moim mniemaniu, zasługuje "Diabolical Desolation" szwedzkiego CENTINEX. Zespół to może i nie najmłodszy (powstał w '90.) , ale z pewnością młodzieńczego jadu w ich muzyce nader sporo. Dla przypomnienia, CENTINEX zajmuje się chałupniczo oczywiście death metalem, choć na pewno nie tym najradośniejszym. Co by nie powiedzieć, nadal to co grają kojarzy mi się z połączeniem Dismember i Necrophobic, jednak z albumu na album Szwedzi wypracowują własny ni to melodyjny, ni to brutalny death metal z charyzmą spotykaną obecnie u nielicznych. Mimo wszystko, słucha się tego doskonale i o to chyba chodzi. Moim rozmówcą był etatowy rzecznik CENTINEX - basista Martin Schulman. "Diabolical Desolation" to wasz kolejny album i kolejna zmiana wytwórni. Pewnie się mylę, ale czy te zmiany firm nie stały się już czasem waszym małym hobby?

    (śmiech) "No nie, to nie jest nasze hobby. Ale prawdę powiedziawszy wszyscy mnie o to pytają. Wiele razy zmienialiśmy wytwórnie, temu niestety nie da się zaprzeczyć. To wygląda tak, że za każdym razem mieliśmy taką możliwość. Choćby ostatnio, dla hiszpańskiej Repulse nagraliśmy trzy materiały, a potem kontrakt wygasł, wypełniliśmy swoje zobowiązania i mieliśmy wolny wybór. Chcieli nas zatrzymać, złożyli nawet ofertę, jednak w tym samym czasie otrzymaliśmy kilka innych lepszych propozycji. Jeśli masz możliwość odejścia i podpisania lepszego kontraktu z kimś innym, nie widzę w tym nic złego. Czemu nie skorzystać z takiej okazji? Poza tym, wszystkie kontrakty jakie mieliśmy opiewały na jeden, dwa albumy. Zawsze mieliśmy wolną rękę w podejmowaniu decyzji."

    No to jak wygląda kontrakt z Anglikami?

    "Hmmm... Nie za bardzo mi w smak o tym rozmawiać. Niech szczegóły pozostaną tajemnicą. To umowa na wydanie wielu płyt, ale nie zamierzam powiedzieć na ile. (śmiech) Wiesz, to jest jak tajemnica handlowa. Jak dotychczas z Candlelight pracuje nam się dobrze, jesteśmy z nich naprawdę zadowoleni."

    OK. Czyli ile 10 albumów?

    "Zachowujesz się jak typowy dziennikarski pies. (śmiech!) Dobra, umowę podpisaliśmy na pięć płyt."

    No i od razu trzeba było tak mówić. Ten album był przygotowany do wydania już rok temu. Dlaczego tak długo to wszystko trwało?

    "Właściwie to nagraliśmy go zeszłego lata, a pierwotne wydanie przewidziano na październik/listopad. Było też małe opóźnienie z okładką, a potem nadeszły święta i trochę wolnego czasu. Dlatego wytwórnia postanowiła przesunąć całość na marzec, choć sam kontrakt podpisaliśmy już jakiś rok temu. Koniec końców, ogólny plan został poprawnie wykonany. No ale tak, masz rację, był mały kilkumiesięczny poślizg, ale to wydaje się być w tym biznesie normą."

    Z drugiej strony to może i lepiej, że ten album ukazuje się tuż przed sezonem letnim?

    "O tak! Promocja ruszyła już w styczniu, także wszystko zostało właściwie przygotowane jeśli chodzi o kwestię ustawiania tras i koncertów. Album wyszedł w marcu, a teraz, pod koniec kwietnia, ukaże się w Ameryce."

    Doszło też do kosmetycznej zmiany składu.

    "Tak, jeden z gitarzystów (Kenneth Wiklund, przyp. B.D.), który był z nami w zespole od '94. opuścił nas pod koniec zeszłego roku. W marcu graliśmy kilka razy w Szwecji, gdzie na koncertach wspomagał nas gitarzysta sesyjny (Johan Ahlberg, znany też z Subdive, przyp. B.D.). Dopiero od około dwu tygodni stał się stałym członkiem zespołu. Dziś ponownie mamy pełny skład."

    Nawet jeśli trudno jest mi uwierzyć, że tak częste zmiany składu mogą wzmacniać jakikolwiek zespół, to w waszym przypadku tak chyba jest! Nie jesteście rodzajem zespołu, który za wszelką cenę chce zachować niezmienny skład.

    " Jestem w tym zespole od samego początku i mam swój cel do osiągnięcia. Wiem doskonale czego chcę. Może to i ciężkie, ale jeśli jakiś członek nie ma takich samych celów, pomysłów, oczekiwań jak inni muzycy, wtedy taki człowiek albo zostanie wywalony, albo sam zrezygnuje. Jeśli jesteś zdeterminowany na jakiś cel wówczas takie zmiany są konieczne. Niestety nie jest to najprzyjemniejsze i łatwe. Kiedy przychodzi ktoś nowy trzeba go nauczyć całego wcześniejszego materiału. Jednak dopóki te zmiany czynią zespół silniejszym dopóty wszystko gra."

    Pewne jest zaś to, że nie gracie wesołego szwedzkiego death metalu, choć melodii w waszej muzyce jest sporo. To jak współczesna agresja przy tradycyjnym podejściu do grania. No ale żebym nie wyszedł na mądralę, powiedz co ty o tym sądzisz.

    "Co do melodii, ogólnie mówiąc, nie mam nic przeciwko niej. Choć nikt z zespołu nie jest wielkim fanem melodyjnej muzyki. Gramy death metal i dla nas ten gatunek powinien być brutalny. Dlatego staramy się tak grać, aczkolwiek z drugiej strony, potrafimy zawrzeć w naszej muzyce również i melodie. Jednakże te nasze melodie są zdecydowanie bardziej mroczne, aniżeli wesołe. Takie działanie jest dla nas rzeczą naturalną, chcemy tak grać. Może zabrzmi to jak wytarty frazes, ale my gramy muzykę dla siebie i nie kierujemy się żadnymi zasadami określającymi to co zawrzeć bądź też wyłączyć z naszej muzyki. Choć faktem jest, że nikt z nas nie lubuje się w pogodnej muzyczce."

    Obecnie wydajecie się zyskiwać większe zainteresowanie w Ameryce ze względu na to, że wasz wytwórnia może pochwalić się pododdziałem właśnie w Stanach. Daliście już tam jeden koncert, są szanse na więcej?

    "To teraz priorytet zarówno dla nas, jak i dla Candlelight. Oczywiście mówię tu o dużej trasie w Stanach. Przez te wszystkie lata graliśmy już wiele koncertów i tras w Europie, jednak obecnie z pomocą amerykańskiego biura Candlelight USA to nasz nowy rynek. Nie zapomnimy o Europie, choć Ameryka jest dla nas teraz najważniejsza."

    Nie miałem okazji przeczytania tekstów z "Diabolical Desolation", ale myślę, że nie ma w nich drastycznej zmiany tematów, które dotychczas poruszaliście na swoich płytach.


    (śmiech) "Rzeczywiście nie za bardzo. Gramy death metal, a to jest brutalna muzyka i dlatego powinniśmy mieć równie brutalne teksty. Chociaż jest drobna zmiana. Na płycie znalazło się dziesięć utworów, a osiem spośród nich opartych jest o tematykę związaną z wojną i bitwami. Trochę odeszliśmy od tych typowo mrocznych, satanistycznych liryków, które pisaliśmy w przeszłości, na korzyść brutalności, terroru, generalizując - wojny."

    Jakby nie patrzeć teksty i tak nie są tym o co w CENTINEX najbardziej chodzi. Mam rację?

    "Tak. Kiedy powstał ten zespół zaczynaliśmy z typowymi i modnymi wówczas tekstami w stylu gore. Dalej, przez te wszystkie lata nieco się zmienialiśmy, choć nigdy nie byliśmy np. krańcowo satanistyczni w swym podejściu, jak np. Deicide i im podobni. Muszę tu zaznaczyć, że muzyka jest dla nas ważniejsza do słów. Niemniej, musisz mieć teksty, które pasują do muzyki. Nie możesz grać death metalu i śpiewać o kwiatkach na zielonej łączne. Muzyka i tekst muszą iść ręka w rękę."

    Czytałem też o planach reedycji kilku wcześniejszych materiałów CENTINEX. No ale jak to rzeczywiście wygląda to już zupełnie inne sprawa.

    "Naprawdę nie wiem co się w tej sprawie dzieje. Repulse miała jakieś plany wydania dwu pierwszych albumów ("Subconscious Lobotomy", "Malleus Maleficarum", przyp. B.D.) na jednym krążku, ale w związku z problemami natury prawnej związanymi z poprzednią wytwórnia, te zamiary spełzły na niczym. Obecnie planują wydanie tylko drugiej płyty, ale nie pytaj się mnie kiedy to nastąpi. Nie mam pojęcia, to już zależy wyłącznie od Repulse."

    Z tego co pamiętam "Diabolical Desolation" to wasz kolejny album nagrywany w Black Lounge Studios. Czy tu chodzi o sprzęt, prozaiczną ekonomię, a może swojską atmosferę?

    "Nagraliśmy tam dwa duże albumy, jeden MCD i jedną 7". To studio prowadzone przez naszego gitarzystę. (Jonasa Kjellgrena, przyp. B.D.) Praca tam to czysty relaks, to jest prawie, że nasze własne studio. Dzięki temu wszystko łatwiej się tam wykonuje, a prócz tego to studio mieści się w naszym rodzinnym mieście. Kiedy rejestrujesz płyty w obcym miejscu zawsze musisz zawczasu określić się co do terminu wejścia, a całość traw nie więcej niż dwa do trzech tygodni. Gdy nagrywamy we własnym studiu możemy siedzieć tam tyle czasu ile jest to konieczne. Ograniczenia czasowe nie grają tu żadnej roli. Teraz wszystko przebiega znacznie bardziej komfortowo i gładko. W przyszłości na pewno właśnie tam będziemy nagrywać nasze płyty. Ach, zapomniałbym o sprzęcie, to klasa światowa. Summa summarum, nie ma potrzeby ruszać się gdziekolwiek indziej."

    Wcześniej nagrywaliście w różnych znanych studiach jak choćby Sunlight, Abyss czy Unisound. Którą z tych sesji wspominasz jako tą, z której wynieśliście najwięcej doświadczeń?

    "Wszystkie były wspaniałe. Oczywiście najbardziej klasyczna w tym zestawie była sesja w Sunlight, gdy nagrywaliśmy nasz pierwszy album w roku '92. Wówczas niemal każdy tam właśnie rejestrował swoje dokonania. Każde z tych studiów było wyjątkowe w danej chwili."

    Czy tzw. i anonsowane release-party miało już miejsce?

    O tak! (śmiech) Było to jakieś dwa tygodnie temu."

    No to jak było?!

    "Niesamowicie! Odbyło się to tu na miejscu w klubie motocyklowym. Graliśmy tam my i kilka zaproszonych, lokalnych zespołów. Zagraliśmy, spotkaliśmy masę przyjaciół. Przynieśliśmy sporo żarcia, alkoholu i spiliśmy się jak diabli."

    W ostatniej chwili dowiedziałem się, że zmieniliście agencję koncertową, która obecnie nazywa się Dreamtide Music. Słyszałem też o nieporozumieniach związanych z poprzednią firmą - First Contact Agency, co było chyba przyczyną tejże, kolejnej już, zmiany.

    "Po pierwsze muszę wyjaśnić, że Dreamtide Music należy do mnie. (śmiech) To jest coś bardziej na kształt managementu, głównie w Szwecji i Skandynawii, choć może i pokusimy się o coś z Europy. Musze tu podkreślić, że zostało to stworzone głównie na potrzeby CENTINEX, jak i kilku lokalnych grup. To nie jest nic poważnego, ot wzięcie spraw w swoje ręce. Nie mamy zamiaru sami załatwiać sobie większych tras, od tego są inne źródła. Co to tej First Contact Agency, podpisaliśmy z tym gejem umowę na rok i przez ten rok absolutnie nic dla nas nie zrobił. Miał zorganizować nam trasę teraz w maju, na wiosnę, ale skończyło się na obietnicach bez pokrycia. Nic się nie działo, co zaczęło nas wkurzać, no i w końcu powiedzieliśmy mu, żeby wypierdalał. Poza tym, od zawsze zajmowałem się sprawami organizacyjnymi w CENTINEX, mam kontakty i doświadczenie, tak więc czemu nie? Ale tak jak powiedziałem, zajmuję się tylko drobnymi sprawami, jak pojedyncze koncerty czy festiwale w Skandynawii."

    Kiedyś graliście u nas w roku '93. Nie sądzisz, że nadeszła ta chwila aby ponownie udać się na południe?

    "I ta chwila nadejdzie. Zagramy na Smash Fest, pod koniec czerwca. Bardzo na ten wyjazd czekamy. Tak jak powiedziałeś graliśmy już kiedyś w Polsce, był to Gdańsk. Później, mieliśmy grać jeszcze w roku '99., ale musieliśmy to odwołać. Scena w Polsce na się wyśmienicie, zresztą sami to odczuwamy dostając sporo listów z twojego kraju."