Najnowsze recenzje

recenzje wyróżnione     recenzje po angielsku
  • Neocaesar - "11:11" 2017 / 1CD
    SELF-RELEASE/XTREEM MUSIC
    NETHERELANDS

    Neocaesar - 11:11 Czterech muszkieterów znanych z Sinister powróciło zza światów. Na pokładzie Sinister nigdy co prawda nie spotkali się w komplecie, lecz to mało istotne. Wartym odnotowania jest, że każdy z nich odcisnął piętno, mniejsze lub większe, na historii tego zasłużonego zespołu. Role epizodyczne odegrali basista Michel Alderliefsten, który zagrał na "Bastard Saints" i perkusista Eric de Windt, który wokalował na "Aggressive Measures", ale już gitarzysta Bart van Wallenberg, a także wokalista Mike van Mastrigt współtworzyli kamienie milowe w dziejach swojego macierzystego zespołu. To w dużej mierze dzięki nim płyty takie jak "Cross the Styx", "Diabolical Summoning", "Hate", "Bastard Saints", czy wreszcie "Aggressive Measures" prezentują się wspaniale po dzień dzisiejszy. Niezmiernie cieszy mnie, że tak utalentowani ludzie nie złożyli broni i tym samym debiut Neocaesar ujrzał światło dzienne. Cieszy mnie tym bardziej, że jako bezkrytyczny fan Sinister z okresu gdy to właśnie Bart i Mike grali w tej kapeli pierwsze skrzypce otrzymałem płytę utrzymaną w duchu "Diabolical Summoning" i "Hate". Potężny, duszny death metal napiętnowany jedynymi w swoim rodzaju riffami Barta oraz równie pamiętnymi wokalami Mike'a. No i co z tego, że to wszystko już było? Każdorazowy odsłuch "11:11" sprawia mi równie wiele przyjemności, co obcowanie z płytami klasycznymi dla tego gatunku. Poza tym debiut Neocaesar, pomimo oczywistych skojarzeń, jest w dzisiejszych czasach płytą wyjątkową. Powód takiego stanu rzeczy jest prosty, Bart van Wallenberg gra od zawsze w swojej własnej lidze. Jego styl jest absolutnie unikatowy i niepodrabialny. Trudna do opisania wypadkowa wirtuozerii, a przy tym chwytliwości, owiana oddechem samego Diabła. To wszystko za Jego sprawą działo się na "Diabolical Summoning" i "Hate". To dzieje się także dziś, na imię ma Neocaesar.

    www.facebook.com/Neocaesar.official
    www.youtube.com/channel/UCJ-U6wvapC3i3OAPUsFibrQ
    www.xtreemmusic.comRobert Jurkiewicz ________10Posłuchaj / oglądaj
  • Disembowel - "Plagues and Ancient Rites" 2017 / 1CD
    MUSHANTUFE PRODUCTIONS/IRON BONEHEAD PRODUCTIONS
    CHILE

    Disembowel - Plagues and Ancient Rites Fajne logo, fajna okładka, lovecraftowe tytuły kawałków i bandycko-oldskulowy wizerunek zespołu. Wydaje się, że bez słuchania można już ładować karabin pochwalnymi spustami pod adresem tej chilijskiej hordy, a tu dupa - na wspomnianych atrybutach kończą się ‘plusy dodatnie’ Disembowel, których nazwa nie powinna Was zmylić - nie jest to absolutnie stylistyczny hołd dla pewnego legendarnego zespołu z Australii. Disembowel grają wprawdzie faktycznie staroszkolny death metal, ale w wykonaniu, które moim skromnym zdaniem zaniża mocno standardy do jakich w ostatnich latach mogliśmy się już przyzwyczaić, a jakie z całą pewnością prezentowały wydawnictwa z logiem współwydającej ten album (na winylu) Iron Bonehead. Przy pobieżnym kontakcie można ich od biedy porównywać z wczesnym Grave Desecrator, Imprecation, Excruciate, Nun Slaughter, naszym Throneum i wielu im podobnym, ale jednak absolutnie NIE JEST to ten poziom. Miałkie riffy z nijaką, banalną melodyką i prostacka sekcja oparta na kilku patentach starają się udawać stuprocentowy, podziemny death metal, ale kompletnie nie ma tu na czym zawiesić ucha - no chyba, że na wyczynach gitarzysty, który uparł się na granie solówek, choć z całą pewnością nie zawracał sobie nigdy głowy przyswajaniem podstaw harmonii, skal i tym podobnych bzdur, wobec czego partie te brzmią jakby ktoś grał przypadkowe legata okraszone zabawami z wajchą, gdzie okazjonalnie zdarzy się pojedynczy, dobrze wstrzelony dźwięk. Najmocniejszym punktem całości pozostaje wokalista ze swoim klasycznym, chrapliwym growlem na pogłosie, ale nie daje to żadnych podstaw do zmiany twierdzenia, że “Plagues and Ancient Rites” to na dłuższą metę bezjajeczna dłubanina trójki zapaleńców, bardziej dbających o swój image niż umiejętności i którzy z wydawaniem oficjalnego debiutu powinni byli poczekać jeszcze kilka lat, aż ich kiełkujące słabo pomysły rozwiną się może kiedyś do ziejących prawdziwie złowrogim klimatem kompozycji.

    mushantufeproductions.bandcamp.com
    www.facebook.com/mushantufe
    www.ironbonehead.de
    www.facebook.com/IronBoneheadProductions
    ironboneheadproductions.bandcamp.comOlo ________5Posłuchaj / oglądaj
  • Mastectomy - "Hell on Earth" 2017 / 1CD
    ROTTEN MUSIC
    POLAND

    Mastectomy - Hell on Earth Jednoosobowy hord, który ... brzmi jak profesjonalny band w pełnym składzie. Patrząc na zdjęcia Adama - lidera Mastectomy jestem naprawdę zdumiony, że tak niepozorny gość, stoi za tą brutalną i rozbudowaną sieczkarnią. Ten człowiek naprawdę wie o co kaman w brutalnym biznesie i niesamowite jak doskonale ogarnia temat aranżacji wszystkich instrumentów na tym poziomie. Może nie jest to jeszcze drugie Putrid Pile, czy Insidious Decrepancy, ale za tymi zespołami stoją przecież ludzie-instytucje, a “Hell on Earth” to dopiero debiut, który już na samym starcie zaskakuje równie niebywałym jak na jednoosobowy projekt zorganizowaniem całości. Olbrzymi plus należy się zwłaszcza za ogarnięcie sekcji rytmicznej bo, choć jestem osobą raczej wyczuloną na nienaturalne brzmienia automatów perkusyjnych, tak tutaj naprawdę nie widzę najmniejszych mankamentów. Bębny brzmią bardzo organicznie, selektywnie i bardzo, podkreślam BARDZO naturalnie pod względem aranżacyjnym. Z początku byłem przekonany, że spora część tych partii nie jest programowana, ale jest dogrywana na żywo tak, jak robi to choćby właśnie Shaun LaCanne we wspomnianym Putrid Pile, ale lider Mastectomy wyprowadził mnie z błędu - wszystko jest aranżowane na automacie i są to zdecydowanie jedne z najlepiej zaprogramowanych partii perkusji jakie usłyszycie w tym gatunku. Same utwory, jak na ten konkretny gatunek są bardzo słuchalne dzięki właściwemu zróżnicowaniu i doborze motoryki - od morderczej wiwisekcji blastami, przez typowe, death metalowe mielony, aż po gniotące, pojedyncze jebnięcia, zostawiające na moim ośrodku słuchowym głębokie sińce. Mocno wysunięty bas bombarduje bezlitośnie trzewia swoją metaliczną sprężyną, gitary wżynają się w czaszkę krwawymi toporami riffów, a mały Adam ryczy jak jakiś jebany potwór o wszystkich zwyrodniałych urokach naszego świata, dodatkowo zobrazowując je masą wstawek z filmów i różnych jutubowych hitów. Tak, to prawda, że nie ma w tym wszystkim niczego odkrywczego, ale 50 minut tego materiału z całą pewnością nie znuży żadnego konesera sadystycznych zabaw w teksaskim stylu brutal slam death. Jest groove, jest odpowiednio dawkowana energia, jest ładunek gore’owej patologii, a to wszystko w bardzo czytelnym, selektywnym wydaniu. O to chodzi.

    www.facebook.com/Mastectomy666
    www.mastectomy666.com
    www.rottenmusic.net
    www.facebook.com/rottenmusic.net
    rottenmusic.bandcamp.comOlo ________6,5Posłuchaj / oglądaj
  • In Twilight’s Embrace - "Vanitas" 2017 / 4CD
    ARACHNOPHOBIA RECORDS
    POLAND

    In Twilight’s Embrace - Vanitas In Twilight's Embrace to zespół, któremu wyjątkowo łatwo przychodzi wekslowanie swojego stylu na nowe tory. Nie chcę, aby zostało to odebrane jako zarzut, zwłaszcza, że to właśnie obecne oblicze tej kapeli uważam za zdecydowanie najlepsze i najdojrzalsze, a ostatecznie z przyjemnością przyjąłem fakt, że z melodyjnego death z elementami black In Twilight's Embrace przesunęli gatunkowy nacisk w stronę szwedzkiego black z naleciałościami death metalu. I choć nasuwają się skojarzenia z Dissection, Watain, Naglfar, czy nawet Mgła, to nie śmiałbym zarzucić chłopakom z Poznania niczego więcej ponad bardzo naturalne i intuicyjne skłanianie się w procesie tworzenia w kierunku podobnych rejonów emocjonalnych i warsztatowych. Zdecydowanie ważniejsze od gatunkowych szufladek wydaje się zresztą być w przypadku In Twilight's Embrace przede wszystkim bardzo umiejętne i coraz bardziej świadome posługiwanie się melodią - znajdowanie złotego środka między uzyskiwaniem chwytliwego charakteru ich muzyki i nie popadaniem przy tym w płytką, cukierkową popelinę, która kiedyś im się zdarzała. Pod tym szczególnym względem, grono godnych konkurentów na polu muzyki ekstremalnej w naszym kraju wydaje się być obecnie bardzo wąskie. Ten właściwy balans i mistrzowskie kierowanie przepływem energii w każdym utworze, z kilkoma polskimi frazami wyśpiewywanymi w ostatniej, kulminacyjnej fazie utworu, jakby już w momencie euforycznego zapomnienia, powodują, że utwory na “Vanitas” są bardzo porywcze, angażujące słuchacza emocjonalnie i wyzwalające w nim za każdym razem głód uczestnictwa w każdej kolejnej odsłonie tego muzycznego przedsięwzięcia. Przedsięwzięcia spójnego koncepcyjnie i klimatycznie, pomimo osadzenia każdego kolejnego utworu w innym zestawie temp i nawet innym zabarwieniu klimatycznym i gdzie nieco surowsza, ale bardzo ‘ludzka’ produkcja wspaniale skleja to wszystko w gorący, emocjonalny strumień - co rzecz jasna samo w sobie odległe jest od mroźnych, ortodoksyjnych korzeni black metalu, ale też i nie do black metalowych radykałów jest ten album kierowany.

    intwilightsembrace.bandcamp.com
    www.facebook.com/intwilightsembrace
    www.facebook.com/arachnophobiarecs
    www.arachnophobia.plOlo ________8Posłuchaj / oglądaj
  • Helheim - "landawarijaR" 2017 / 9CD
    DARK ESSENCE RECORDS
    NORWAY

    Helheim - landawarijaR Dziewiąty duży album płodnych Norwegów, do których, jak mało do kogo, pasuje slogan, że na żadnym albumie dupy nie dali. Osobiście najbardziej cenię ich za fakt, że w dziedzinie zakorzenionej w viking metalu, nigdy nie zamienili się w rubaszną parodię wojów północy jak to często ma niestety miejsce w pogańskiej niszy. Ale do rzeczy. Pomimo podobieństwa tytułów, nowy album nie wydaje się być bezpośrednią (w rozumieniu stylistycznym) kontynuacją swego poprzednika. Wciąż jest to oczywiście najwyższej klasy połączenie folkowego, skandynawskiego ducha i runicznej filozofii z progresywną nieoczywistością, wciąż usłyszeć tu możemy takie instrumenty jak róg, czy kotły, ale o ile "raunijaR" podążał bardziej epicką ścieżką wyznaczoną na "Asgards Fall", to "landawarijaR" można powiedzieć, że stylistycznie bliższy jest "Heiðindómr ok mótgangr". Black/viking metal jest tu żyzną podstawą, na której wyrastają utwory pełne ciemnych melodii, przeszyte duchem surowej, skandynawskiej natury, ale zanurzone w ciężkim, progresywnym sosie, w którym czasami czuć posmak psychodelii, a kiedy indziej, coraz chętniej odkrywanego ostatnio przez metalową publikę alternatywnego country.
    Dużo mówi się o podobieństwach Helheim do Enslaved i pewnie nigdy tego piętna się nie pozbędą, ale decydujące jest w tym przypadku umiejętne inkorporowanie tradycyjnych form i dziedzictwa do obecnej, pędzącej w szalonym tempie współczesności - bez odgrywania roli konserwatywnych troglodytów. Nie ma albumu Helheim, który pozostawiał by mnie obojętnym, ale gęsta, wciągająca atmosfera “landawarijaR” i odważne łączenie określonych pierwiastków lokują ten album bardzo wysoko w rankingu ich dyskografii i w ogóle całym współczesnym, norweskim black metalu.

    www.facebook.com/helheimnorway
    helheim.bandcamp.com
    www.helheim.com
    www.darkessencerecords.no
    www.facebook.com/darkessencerecords
    karismarecords.bandcamp.comOlo ________9Posłuchaj / oglądaj

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...