Thy Worshiper - "Bajki o Staruchu" 2021 / CD PAGAN RECORDS POLAND
Nawet nie będąc wielkim fanem dotychczasowej twórczości Thy Worshiper, nawet jeżeli cały folk metal, staje komuś regularnie ością w gardle, to nie można odmówić tej ekipie otwartości, oryginalności, konsekwencji i intrygującej, specyficznej tylko dla nich poetyki i pomysłu na przetwarzanie ludowych motywów. Thy Worshiper jest poza tym jednym z tych twórców, których muzyczny klucz doskonale wpasowuje się w zapadki słuchowych potrzeb jesienią, w dni dżdżyste, gdy pola i lasy zasnute szarówką i mgłami, a światło dnia bezwolnie poddaje się ciężarowi zmroku. Polskojęzyczne zespoły w ogóle potrafią bardzo dobrze zsynchronizować się z jesiennymi klimatami, co częściowo wynikać może ze specyfiki naszego języka, który często określany jest przez osoby z zachodu jako przypominający szelest suchych liści. Thy Worshiper, poprzez ten swój wiedźmiński, polski dark/folk potrafi rozszerzyć magię tej pogodowej aury na rejony wewnętrzne, poszukując gdzieś głęboko źródeł tego ponurego odczuwania - sięgając do pierwotnych, dziecięcych lęków i bajkowo-etnicznych mroków. Co do samej muzyki to generalnie nie jesteśmy tu świadkami, żadnej stylistycznej rewolucji. Znów słyszymy mariaż dzikiego, ludowego ‘spiritualis’ z metalową treścią, który w moim odczuciu dopiero od “Klechd” został wreszcie właściwie ujarzmiony, a granice stylistyczne skutecznie rozmyte. Te metalowe fragmenty nie brzmią już jak nagle wciśnięty nogą przester - co więcej, bardzo często tego przesteru nie musi w ogóle być, a intensywność materii wcale na tym nie traci. Pracujący ciężko w tle bas, zdecydowanie usprawnione w stosunku do poprzednich materiałów brzmienie gitar, zróżnicowanie technik gry, dobrze zbalansowany aranżacyjny wypas z momentami wyciszenia - tego się naprawdę słucha całkiem nieźle i z zaangażowaniem. Świetnie w tym kontekście wypada szamańska “Baba Jaga”, krótkie, ale treściwe “Cień”, “Gra w Kości”, a po iluś przesłuchaniach zaakceptowałem nawet “O Kwiatku na Grobie”, w którym partia żeńskiego refrenu z rymowanką “kocha, lubi, szanuje…” drażniła mnie z początku swoją nachalną chwytliwością, nieodzownie przywodząc na myśl folkowe chałtury Brathanków i im podobnych. Oczywiście właśnie w tej dychotomii stylistycznej, w pojedynku dziecięcej, bajkowej naiwności z 'bestią' ukrytą gdzieś w cieniu, we mgle, a czasami po prostu w głębszej warstwie tej niewinności, w tym dysonansie tkwi zarówno sedno uroku muzyki Thy Worshiper, jak i jej przekleństwo - potencjalna niestrawność dla niechętnego na zbyt zniuansowany przekaz odbiorcy. Warto jednak przekonać się samemu jak sprawnie Thy Worshiper łączy, pędzi i pichci w swym muzycznym kotle te odległe składniki. Zwłaszcza teraz, gdy aura sprzyja, staruch patrzy, a Bóg gra w kości. Najebany. Napierdolony. Sztywny w chuj. To im się udało.
Na nowej płycie znajdziecie numer "Krasnodar Kitchen", opowiada on o zakochanych ptaszkach – Dmitry i Natalii Baksheevy z Rosji. Para przyznała się do kilkunastu morderstw od 1999. Podczas przeszukania znaleziono zdjęcia przedstawiające świąteczną kolację, gdzie dekoracjami stołu były ludzkie części ciała.
Czy damy radę wpasować się w panujące dzisiaj trendy tego nie wiem. Mam nadzieję, że tak i płyta zdoła troszkę namieszać i odbije się to echem w środowisku. Mam też nadzieję, że będziemy w stanie pokazać, że scena ma się dobrze i zachęcić innych do tego że warto coś robić mimo tego, że się mieszka daleko od siebie.
Jest old school, bo nie zagraliśmy ani jednego oryginalnego dźwięku, kawałki są krótkie, jest w nich mnóstwo thrashu i punka, szczypta death metalu – to dla wielu będzie właśnie przepisem na grindcore, zmieniają się tylko proporcje. Nie boli nas ta łata, nie chce nam się też szukać innej.