Boys First Time - "Boys First Time" 2009 / 1CD DEFORMEATHING PRODUCTIONS FRANCJA
Przy próbie wyłuskania z sieci informacji na temat Boys First Time w wyszukiwarce wyświetla się spora ilość odsyłaczy do stron ze zdjęciami wzajemnie namydlających się pod prysznicem panów. Szczęśliwie muzyka francuskiego kwartetu nie nosi najmniejszych oznak gejowskich wibracji. Wypadkowa grind, mathcore i nieco trudniejszych do zaszufladkowania elementów nie pozostawia wątpliwości. Jest ekstremalnie, drapieżnie, heteroseksualnie, z reguły bardzo technicznie, miejscami swobodniej i przestrzennie. Perkusista nie stroni od blastów, cały zespół skutecznie nie pozwala sobie na chwilę bezczynności. Muzycy dwoją się, troją, łamią rytmy, pocą się by aranżacja nie była zbyt przejrzysta i przewidywalna. Słychać echa kaskaderów publikujących swe dokonania pod szyldem Relapse. Słychać także inspiracje Converge i The Dillinger Escape Plan. Francuzi grają jednak mniej duszną i skomasowaną muzykę niż ci pierwsi, z drugiej strony nie porywają się na tak subtelne i delikatne partie jak drudzy. Charakterystyczne jest, że Boys First Time nie dublują ścieżek gitar, dzięki czemu brzmią przestrzennie pomimo natłoku dźwięków. Gdy gitarzysta udaje się w kosmos sekcja rytmiczna pozostaje goła i także radzi sobie nieźle. Dla zwolenników zaawansowanego instrumentalnie łomotu płyta warta grzechu.
Na nowej płycie znajdziecie numer "Krasnodar Kitchen", opowiada on o zakochanych ptaszkach – Dmitry i Natalii Baksheevy z Rosji. Para przyznała się do kilkunastu morderstw od 1999. Podczas przeszukania znaleziono zdjęcia przedstawiające świąteczną kolację, gdzie dekoracjami stołu były ludzkie części ciała.
Czy damy radę wpasować się w panujące dzisiaj trendy tego nie wiem. Mam nadzieję, że tak i płyta zdoła troszkę namieszać i odbije się to echem w środowisku. Mam też nadzieję, że będziemy w stanie pokazać, że scena ma się dobrze i zachęcić innych do tego że warto coś robić mimo tego, że się mieszka daleko od siebie.
Jest old school, bo nie zagraliśmy ani jednego oryginalnego dźwięku, kawałki są krótkie, jest w nich mnóstwo thrashu i punka, szczypta death metalu – to dla wielu będzie właśnie przepisem na grindcore, zmieniają się tylko proporcje. Nie boli nas ta łata, nie chce nam się też szukać innej.