Disharmony
Soundtrack To Paranoid Minds (1cd)
Wydane przez selfreleasedRok wydania 2002Kraj PolskaNapisał Olo8.5
Słucham tego materiału kompletnie oniemiały i zadaję sobie tylko jedno pytanie - Dlaczego? Dlaczego niektóre zespoły nie muszą nawet nagrywać taśm demo, żeby od razu zainwestowała w nich duża firma a inne, prezentujące wcale nie gorszy lub nawet wyższy poziom, będą latami gnić w swoich salkach prób, od czasu do czasu grając koncert w miejscowym domu kultury, na którym lokalna metalowa brać aż trzeźwieje zapewne ze zdumienia, słysząc takie muzyczne formy jak "Rise", "Moment Body" czy "Excitatio"? Odpowiedź prosta nie jest jak i nasze metalowe środowisko nie jest proste i jednowymiarowe - zostawmy więc to pytanie jako wyśmienity temat do rozważań dla magistrów metalozofii a zajmijmy się konkretami. Trójmiejski zespół Disharmony wykonuje muzykę, którą nazywa progresywnym jazz metalem i na którą określenia lepszego faktycznie znaleźć nie można. Nazwa Cynic zaczyna się oczywiście od razu wszystkim zapalać w głowie, ale wcale nie jest ona najlepszym odniesieniem bowiem Disharmony grają zdecydowanie brutalniej - a więc może nasz krajowy Violent Dirge? Też nie, bo kompozycje Disharmony w dużo większym stopniu i dużo odważniej sięgają do jazzowego wora pełnego niespodzianek, a death metalowa strona ich muzyki bardziej przypomina to, co na kilku płytach pokazywała ekipa Chucka Shuldinera (i nie mamy tu też do czynienia z drugim Sceptic!). To co odróznia Disharmony od nielicznych tego typu zespołów jest fakt, iż w ich kompozycjach nie istnieje bardzo wyraźne rozgraniczenie typu - teraz zagramy kilka death metalowych riffów a potem wrzucimy jakiś jazzik, żeby zabrzmiało progresywnie. Obłędnie zakręcone kompozycje jakie tworzy ten zespół są od początku do końca nasycone strukturami, które łączą w sobie oba te gatunki w proporcjach nieustannie zmieniających się - i czasami tylko jedna ze stron całkowicie ustępuje drugiej. A już bezwględne apogeum następuje w momentach bardzo szybkich i brutalnych, gdzie muzycy death metalowy klimat fantastycznie podszywają jazzowymi łamańcami - jak chociażby w "Rise", "Hollow Minds" czy "Collapse". Jest też oczywiście i sporo miejsca na fantastyczne, klimatyczne pejzaże z solową gitarą albo, jak w końcówce "Excitatio", nawet saksofonem w roli głównej - z wyśmienitym elektro-jazzowym tłem. Każdy kolejny numer na tym materiale przynosi wielką dawkę gęstej, energetycznej, bardzo technicznej i przebogatej w aranżacje muzyki. Jest też i kilka rzeczy, które wydaje mi się, iż mogłyby być dopracowane nieco lepiej - ale są to takie drobiazgi jak niepasujący w niektórych momentach growl albo też taka pierdółka jak drażniący nieco slajd na końcu kilkunastosekundowego riffu w podkładzie do wspomnianej końcówki "Excitatio" - wszystko to chyba jednak i tak kwestia indywidualnego podejścia, a wiadomo, że każdego pedanta i tak zadowolić się całkowicie nie da. Zdaję sobie także sprawę, iż dla dużej części długowłosego społeczeństwa, to co proponuje Disharmony może okazać się po prostu nie do końca strawne - gdyż trzeba to wyraźnie powiedzieć - taka muzyka jest niestety formą elitarną. I zapewne czciciele surowego black metalu albo wielbiciele grindowych rozplasków podniosą w tym momencie głos, iż to oni przecież są najbardziej chorzy, antykomercyjni, prawdziwie podziemni i przez to absolutnie elitarni! Spójrzmy jednak prawdzie w oczy - ile rocznie powstaje zespołów grających surowy black czy grind, a ile grających techniczną miksturę jazzowo metalową? Niestety w przypadku tej ostatniej potrzeba oprócz siarcznej lub też krwisto-sado-masochistycznej otoczki czegoś więcej - a mianowicie maksymalnej koncentracji na samej muzyce. Przeinstrumentalizowanie? Sztuka dla sztuki? To też częste zarzuty stawiane graniu bardzo technicznemu i przesyconemu wielością aranżacji - czasami można się z nimi zgodzić, być może w paru momentach muzyka Disharmony też właśnie taka jest - ale, prawdę mówiąc, sto razy bardziej wolę aby muzyka uderzała swoją nadmierną gmatwaniną (co w tym przypadku jest stwierdzeniem potwornie przesadzonym), niż gdyby miała kaleczyć uszy beznadziejną prostotą. Poza tym myślę, iż zespół i tak nie wykorzystał wszystkich możliwości na osiągnięcie efektu totalnego muzycznego zamieszania - brakuje mi troszeczkę odważniej wysuniętego basu i wokale proszą się jakieś zreformowanie - za co chłopcy już się tak a propos zabrali - bowiem zespół w całej sieci rozsyła wici w poszukiwaniu wokalisty, więc wszyscy marzący o zrobieniu piosenkarskiej kariery niech lepiej dadzą sobie spokój z oczekiwaniem na kolejną edycję "Idola" i niech walą do Trójmiasta wspomóc zespół, który niewątpliwie ma przed sobą wielką przyszłość.
www.disharmony.xcom.pl; disharmony@interia.pl