Nile
In Their Darkened Shrines (3cd)
Wydane przez RelapseRok wydania 2002Kraj USANapisał Tomash10
Wydana dwa lata temu, druga płyta Nile "Black Seeds Of Vengeance", ustanowiła pewien poziom. I wydawałoby się, że poprzeczka jest nie do przeskoczenia. To raz, a dwa - warto wspomnieć, iż presja towarzysząca procesowi twórczemu nad trzecią płytą, a później wydawniczemu i promocyjnemu, także robi swoje, i w przypadku takiego zespołu jak Nile ma niebagatelne znaczenie. Nile jednak należy do grona zespołów, które nie schodzą poniżej pewnej, ustalonej bariery, znają swoją watrość i robią najlepiej to co do nich należy. I doskonałym tego dowodem jest pełna trójka w dyskografii Nile, najnowsza płyta "In Their Darkened Shrines". Przypuszczenia, że będzie to bardzo dobry krążek, wiadomym było faktem że się sprawdzą. Jednak nikt chyba nie podejrzewał, że Nile nagra tak zabójczy i pod każdym względem rewelacyjny album. Już po tytule nie trudno się domysleć, że po raz kolejny jest nam dane obcować z wszechobecną w muzyce Nile, egipską atmosferą. Zainteresowania Karla Sandersa również na "In Their Darkened Shrines" znalazły swoje miejsce. Aczkolwiek na najnowszej płycie Nile jest trochę mniej takowych elementów, jednak to wciąż Nile, wciąż ten niepowtarzalny klimat. Tym razem zespół postawił na niezwykle brutalną ścianę dźwięku oraz na szybkość. Te dwa aspekty w spojeniu ze uwielbieniem starożytnego kultu dają w efekcie istne dzieło o nazwie "In Their Darkened Shrines". Płyta, swoim podziałem na poszczególne numery, przypomina po troszę kolejność tracków z jedynki Nile. Na pewno prędzej z jedynki, niż z dwójki. Są jakby poukładane w podobny sposób. Już otwierający "In Their Darkened Shrines", utwór "The Blessed Dead" absolutnie niszczy po kilku sekundach. I po kilku sekundach jest oczywiste, że to znów ten jedyny, niepowtarzalny feeling. W ogóle, pierwsze cztery kawałki to cholernie brutalny death metal, w którym dzieje się bardzo, bardzo dużo. Wystarczy wspomnieć o tych połamanych, pokręconych partiach gitarowych i o perkusji - a na tej wymiata Tony Laureno (znany choćby z Angel Corpse czy też God Dethroned). Prawdziwym ewenementem jest "Uras Slayer Of The Gods"!!! Ten kawałek to niezaprzeczalny kult trwający 12 minut aż. Kolejne pieśni to prawdziwa rzeź, masakrujące tempa, głębokie brutalne wokale, koszące gitary. A "Churning The Maelstrom" i następny "I Whisper In the Ear Of The Dead" to po prostu mistrzostwo świata! Ten drugi ma w sobie tak podniosłą atmosferę, a zarazem i ciężar, że aż brak słów. Po ośmiu pierwszych numerach, następuje jakby druga część płyty, mniemam iż chodzi o koncept liryczny "In Their Darkened Shrines". Cztery kawałki wchodzące w skład tej części albumu, są oddzielone w trackliście od pozostałej ósemki (a właściwe jest to tytułowy numer, rozłożony na cztery kompozycje). Lecz muzycznie nie odbiegają oczywiście od swoich poprzedników. Wciąż deathowa, cholernie inteligentna młócka. Jeden z tych czterech, swoim monumentalnym charakterem przypomina mi "Die Rache Krieg Lied der Assyriche". Świetna robota. "In Their Darkened Shrines" kończy instrumentalny utwór "Ruins". Nie jest to zapychające krążek outro, tylko w średnim tempie zagrany, death metalowy instrumentalny hymn. Nile po raz trzeci pokazuje klasę. Po raz kolejny udowadniają kim są i na co ich stać. Prezentują jedyne w swoim rodzaju połączenie brutalnego death metalu z atmosferą starożytnych kultur. Taka właśnie jest, trwajaca blisko godzinę "In Their Darkened Shrines". Chyba najbrutalniejszy album Nile. Postawili na szybkość, cieżar, brutalność i extremę tej muzyki, urozmaicając ją elementami zastrzeżonymi wyłącznie dla nich. I nie ma co poddawać dyskusji stwierdzenia, iż Nile jest numerem jeden w amerykańskim death metalu. Bowiem, nie tylko w amerykańskim, ale jest na pierwszym miejscu w pierwszej lidze światowego death metalu. Ja co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
www.nile-catacombs.com; www.relapse.com
