Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Black Sabbath

    13 (19cd)

    Wydane przez Vertigo RecordsRok wydania 2013Kraj Wielka BrytaniaNapisał Robert Jurkiewicz8,5Komentarze (0)Black Sabbath - 13Szczerze wątpiłem w ten powrót. W recenzji "Capricorn" wyraziłem opinię, że reaktywacyjny krążek, jeśli taki powstanie, nie dorówna debiutowi Orchid. Zaskoczenie jest na plus, nie powiem. Jest to plus na tyle duży, że porównywanie "13" z dokonaniami najlepszych obecnie kontynuatorów sabbath’owej spuścizny nie jest już takie oczywiste. Black Sabbath powrócił w bardzo dobrym stylu. "13" to na wskroś klasyczna a przy tym urozmaicona płyta. Mam wrażenie, że Iommi chciał na niej zawrzeć wszystko to, co stanowiło o klasie zespołu we wczesnym okresie jego kariery. Mamy więc upiornie ponure walce o złożonej strukturze pokroju "End of the Beginning". Są utwory dynamiczne i zwięzłe jak choćby "Live Forever". Jednym słowem dla każdego coś miłego. Zaskakuje kompozycyjno – wykonawczy poziom nowej muzyki Black Sabbath. Instrumentaliści są w wybornej formie ze wskazaniem na kapitalnie grającego basistę Terry’ego Butlera. To właśnie on jest bohaterem tej płyty. Jak za dawnych dobrych lat ciężkie, a przy tym finezyjne basowe zawijasy wraz z siermiężnymi riffami Iommiego nadają tonu muzyce Sabbath i stanowią o jej niepowtarzalności. Niepowtarzalny, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że także przeprodukowany, jest wokal Ozzy’ego. Nie czarujmy się, Osbourne nigdy warsztatowo wybitnym wokalistą nie był, poza tym swoje w życiu przeszedł, więc wsparcie jego poczynań zgromadzonymi w studio cudeńkami było zapewne potrzebne. Najważniejsze, że zachowano unikalny charakter głosu i utrwalono życiową energię tego człowieka. Ta zauważalnie ciągle się go trzyma. Pora trochę ponarzekać, bo "13" albumem idealnym nie jest. Nie wydaje mi się, żeby osoba Ricka Rubina była właściwą na producenckim stołku. Brzmienie jak na mój gust jest zbyt czyste i grzeczne. Brakuje przydymionego, narkotycznego ducha obecnego na wczesnych produkcjach Sabbath. Szczególnie kuleje w tym temacie perkusja. Brad Wilk jest świetnym perkusistą i żywiłem spore oczekiwania w związku z jego partami na "13". Tymczasem w studio skutecznie podcięto mu skrzydła. Brzmi to tak, jakby Iommi zaprogramował w domowych warunkach perkusję do swoich riffów, a potem polecił bębniarzowi zagrać podczas właściwej sesji to samo kropka w kropkę. Efekt nie powala na kolana. Dolega brak naturalności i choćby odrobiny szaleństwa. Mam wrażenie, że jedynie w wyróżniającym się bluesową naturą "Damaged Soul" Brad mógł dodać coś od siebie i dzięki temu przez te kilka minut do pełni szczęścia naprawdę niewiele brakuje. Mimo wszystko "13" broni się, także jako całość. Dobrze, że Black Sabbath nagrał tą płytę i jeśli się okaże, że ostatnią w swojej karierze, to powodu do wstydu nie będzie.


    www.blacksabbath.com; www.mercuryrecords.co.uk/labels/vertigo
    Możliwość komentowania jest dostępna wyłącznie dla zarejestrowanych użytkowników forum.

    Zaloguj się lub załóż konto