Tenebris
Alpha Orionis (4cd)
Wydane przez Audio CaveRok wydania 2013Kraj PolskaNapisał Olo10
Wolałbym ustrzec się pierdolenia nadętych farmazonów, ale co zrobić skoro od kilku tygodni nie wstaję z pozycji klęczącej podczas obcowania z tym materiałem. Wiadomo było, że Szymon zreformuje Tenebris nie po to tylko, żeby robić reedycje jakichś staroci z szuflady i zagrać kilka koncertów, ale że powinniśmy oczekiwać czegoś kurewsko dobrego. Prace przedłużały się, muzycy pieścili się z produkcją jak nastolatki na pierwszej rozbieranej randce, w międzyczasie dostaliśmy zajawkowy materiał, który zwiastował, że zespół jest obecnie w formie do zdobywania wysokich szczytów no i wreszcie mamy całą nową płytę. Płytę, przy której wszelkie lęki, obawy, nadzieje, oczekiwania, wymagania i wszelkie moje projekcje dotyczące nowego albumu Tenebris zostały dosłownie starte w nic nie warty pył, zdmuchnięty już w pierwszych minutach tego co się tutaj dzieje. Szymon z ekipą oszlifował kolejny diament w dyskografii Tenebris, który w moim mniemaniu przyćmiewa swoim blaskiem nawet takie niekwestionowane perełki jak "Catafalque" czy "Only fearless dreams". Przy "Alpha Orionis" brzmią one prawie jak pierwsze próby przedszkolaka z cymbałkami w starciu z orkiestrą wykonującą suitę symfoniczną Prokofjewa. OK - może nie chodzi mi w tym miejscu o siłę oddziaływania, ale bardziej o kwestie czysto techniczne, aranżacyjne spektrum i dojrzałość w posługiwaniu się mnogością wątków, bo generalnie album ten to zdecydowanie dużo więcej niż tylko popis umiejętności, pietyzm twórczy i zniewalająca pewność w poruszaniu się po bardzo rozległych polach stylistycznych - od rocka progresywnego, przez pierwiastki krautowe i jazzowe, elementy tribalowe, fachową elektronikę i last but not least po wkręcający progresywny metal. Tak naprawdę rdzeniem i nadrzędnym czynnikiem decydującym o sile "Alpha Orionis" jest pielęgnowany przez całą długość albumu ładunek kosmicznej duchowości i paleoastrologicznego magnetyzmu. Tej charakterystycznej dla tego zespołu paranormalnej siły i napięcia atmosfery, które sprawiają, że pomimo całej swojej złożoności i zakręcenia utwory te nie są ani zagmatwane, ani nadmiernie przekombinowane, ale płyną bardzo swobodnie i naturalnie przejmują władzę nad słuchaczem. Oczywiście odbiorca ma dosyć wysoko postawioną poprzeczkę pełnej percepcji tego co się tutaj dzieje, ale naprawdę nie trzeba być wybitnym koneserem, aby nie tracić ani na chwilę kontaktu z tą muzyką i jej ‘podskórnym’ przekazem. Chylę czoła przed tak umiejętnym operowaniem bogactwem formy i nie zagubieniem przy tym obrazu całości. Nie dodaję już nawet tak oczywistych kwestii jak kompletne oderwanie Tenebris od tego co obecnie dzieje się w tak zwanym metalowym mainstreamie - ten zespół jest sam sobie sterem i okrętem i pływa po takich rejonach, na które większość kudłaczy nigdy nie trafi. Na swoich najlepszych płytach sprawiali, że jakieś uśpione do tej pory rejony mózgu budziły się w cudowny sposób - coś jak receptory kannabinoidowe, które łączą się dopiero po konsumpcji zioła, tak jakieś ‘tenebrisoidy’ aktywowane są tylko przez tą jedną grupę. Wciskasz play i zaliczasz odlot w kompletnie inne rejony świadomości. Coś takiego nie zdarza się co dzień, przy każdej dobrej, czy nawet ponadprzeciętnej płycie, ani w czasach, gdy gros starych wyjadaczy potrafi co najwyżej kopiować swoje dokonania z młodości, i tylko Ci najlepsi potrafią prowadzić swoją wizję wciąż do przodu, z tą samą pasją od lat, bez względu nawet na brak spektakularnego sukcesu komercyjnego. Sukcesu, który można powiedzieć należy się ekipie Tenebris jak psu buda, a kotu kuweta, ale cały czas los wydaje się wystawiać cierpliwość Szymona i spółki na próbę. Nie wiem czy "Alpha Orionis" cokolwiek w tej materii zmieni, ale ja jestem kupiony.
www.tenebris.eu; www.facebook.com/pages/TENEBRIS/113335758748143; www.audiocave.8merch.com