Amorphis
Am Universum (5cd)
Wydane przez Nuclear Blast/MysticRok wydania 2001Kraj FinlandiaNapisał Eld8I tak oto nadszedł czas kresu podróży Amorphis ku swemu przeznaczeniu. Po dziesięciu latach błądzenia po metalowym światku odnaleźli swoje miejce. Trochę szkoda, że obecnie muzyka tak naprawdę nie ma absolutnie nic wspólnego z metalem, lecz takie jest życie. "Tales From..." przeszło do historii death metalu, jednak czas nie stoi w miejscu i Finowie już nigdy chyba nie powrócą w metalowe rejony. Jaki jest zatem nowy album? Najprościej rzecz ujmując mamy do czynienia z kontynuacją czy może rozwinięciem "Tuonela". I choć podstawy muzyki niewiele się zmieniły, to jednak "Am Universum" prezentuje nam Amorphis jako zespół dojrzalszy i... bardziej rockowy. Zapomnijcie o przesterowanych gitarach, ciężkich metalowych riffach. Muzyka Finów jest do bólu rockowa, aranżacje jednoznacznie na to wskazują. W "Veil Of Sin" zahaczyli nawet o twórczość Oasis, bo właśnie z królami brit popu kojarzy mi się za każdym przesłuchaniem ten kawałek. Większą rolę odgrywają klawisze, które jak chociażby w "The Night Is Over" prowadzą linię melodyczną, a przede wszystkim olbrzymi ciężar na "Am Universum" spoczął na partiach saksofonu. Dodam od razu, że solówki na tym instrumencie dosłownie wgniatają w podłogę. Posłuchajcie "Crimson Wave" czy "Alone"! Atutem "Am Universum" jest także zróżnicowanie materiału, bo obok kawałków balladowych czy też zagranych w średnim tempie mamy niemal "wesołe" "Crimson Wave" czy "Forever More". Generalnie album bardzo udany, dużo lepszy, urozmaicony i dojrzalszy od "Tuonela".