The Gathering
Downfall (double CD comp.)
Wydane przez Vic RecordsRok wydania 2008Kraj HolandiaNapisał Olo
Jest to wznowienie kompilacji, która ukazała się nakładem Hammerheart równo 8 lat temu, ale, mimo to, z przyjemnością wystukam o niej kilka słów, bowiem od zawsze miałem słabość do wczesnej twórczości tego zespołu a na tych dwóch CD mamy nieupubliczniane uprzednio materiały, które nagrane zostały przed i zaraz po "Always" - jeszcze z Bartem Smitsem na wokalu. Reedycja wyróżnia się tym, że rozpoczyna ją sześć kawałków, które nie znalazły się na pierwotnej wersji "Downfall", a które zawierają numery z przedprodukcji do "Almost a dance" - albumu zdeptanego w swoim czasie przez fanów i prasę, najbardziej chyba właśnie za wokale Nielsa Duffhuesa, które na tamten czas były czymś kompletnie nietypowym i niechcianym w podziemnej muzyce metalowej. Tutaj mamy niepowtarzalną okazję usłyszeć te same utwory, w dużo surowszej wersji aranżacyjnej i produkcyjnej, ale za to z wokalami Smitsa, za którymi tak tęsknili wszyscy wielbiciele "Always..." i krytykanci czystych, nosowych zaciągnięć Nilsa. Prawdę mówiąc, z tej konfrontacji Bart nie zawsze wychodzi zwycięsko. Zespół tłumaczył się wtedy w wywiadach, że popadli w konflikt z Bartem bo nie dawał sobie rady z czystymi wokalami i jest to prawda - o ile ma on doskonały growl, i tam gdzie go używa wychodzi to znakomicie, o tyle nieliczne czyste partie jakie wymuszał na nim wtedy zespół brzmią po prostu bardzo słabo. Przyznam się, że prawdziwie wymarzona przeze mnie wersja studyjna tych utworów zawierałaby duet wokalny obu panów i kto wie - może ktoś kiedyś pokusi się o zmontowanie z istniejących ścieżek takiej właśnie wersji :). Dalej mamy trzy utwory z niewydanej nigdy 7'' epki - wszystkie one znalazły się za to na "Always...", której nie chce mi się w tej chwili odpalać, ale, poza drobnymi detalami, nie zauważam wielkiej różnicy w tych wersjach. Co innego dalsze utwory na pierwszym CD - pochodzące z pierwszego demo The Gathering - "An Imaginary Symphony", zawierające 5 utworów zarejestrowane na żywo (bardziej brzimących jak reh). Te numery to totalna doom/death metalowa surowizna w średnich tempach z klawiszami, typowa w swoim charakterze dla nagrań tego typu z przełomu lat 80-tych i 90-tych, ale już słychać tutaj, że The Gathering od samego początku nie byli zbytnio zaintersowani klasyczną brutalizacją muzyki metalowej i ciągnęli w stronę jej melodyjnej i klimatycznej flanki. Mamy tu też przykład pierwszych totalnie nieudanych prób Smitsa z czystymi wokalami - wystarczy posłuchać np. żenującego refrenu do 'Anoher Day'. Z tych utworów, do profesjonalnych nagrań studyjnych dotrwało później tylko "Second Sunrise" a dwa inne ("Downfall" i "Anthology in black") znalazły się jeszcze na drugim demo. Drugi CD rozpoczyna nagrany przez zespół w roku '90 cover (chyba nigdy nie publikowany) "Dethroned Emperor" - nie wyrózniający się niczym specjalnym poza poprawnym wykonaniem i ciekawie wkomponowanym, drobnym, klawiszowym szczegółem. Kolejne kawałki to natomiast wspomniane drugie demo "Moonlight Archer", gdzie znajduje się znów, nieznacznie poprawione względem I demo "Second Sunrise" oraz, dużo lepiej zrobiony "Downfall" i jako tako ciekawy muzycznie "Anthology in black" z kolejnymi niestety męczarniami Smitsa naciskanego usilnie na korzystanie z czystego głosu - którego ten urodzony do głębokiego growlowania człowiek najzwyczajniej w świecie nie posiadał. Pozostałe kawałki są po prostu demówkową wersją trzech utworów nagranych potem na "Always..." - wersje rzecz jasna surowsze, ale aranżacyjnie już bardzo zbliżone do tej ostatecznej, która znalazła się na płycie. Na koniec mamy znów 7 kawałków, których nie było w pierwszej edycji "Downfall" - są to koncertowe nagrania z lat '90-'93 z utworami z obu pierwszych płyt, wiec oczywiście nie brakuje po raz kolejny już na tym składaku, hitów takich jak "Subzero", "Second Sunrise", "Heartbeat Amplifier" czy "Stonegarden" z udziałem tej samej żeńskiej wokalistki, która śpiewała na jedynce. Nie słychać żadnych odgłosów publiki czy konferansjerki a klimat nagrania koncertowego czuć tylko w samym brzmieniu całości z lekkim pogłosem i w obsłudzie instrumentów. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że te nagrania koncertowe masterował, na potrzeby tej reedycji, sam Bart Smits. Ogólnie cały składak jest niezłym kąskiem dla każdego kto wraca wciąż do pierwszych płyt Holendrów, można prześledzić drogę ewolucji niektórych kawałków, przekonać się jak olbrzymim skokiem był dla zespołu pierwszy album, czy faktycznie lepiej byłoby gdyby drugi album nagrywał z nimi Smits i snuć inne tym podobne chuja warte dywagacje.
www.vicrecords.com; dystrybucja: www.foreshadow.pl