Hermh
Cold+Blood+Messiah (4cd)
Wydane przez Mystic/RegainRok wydania 2008Kraj PolskaNapisał Olo7
Każdy wie co się robi w hipermarketach z zepsutym mięsem - mycie, szorowanie i faszerowanie stertą emulgatorów smaku i zapachu dla zabicia smrodu to norma. A co się robi z ekstremalną muzyką metalową żeby poprawić jej wartość dla potencjalnego konsumenta? Poleruje, wyrównuje do zszatkowanej równo sałatki grzmiących blastów i posypuje toną smakowitych, aromatycznych aranżacji. Nowy krążek Hermh jest lepszy od poprzedniego o dodatkowy kontener przypraw - przypraw jeszcze lepszych, jeszcze bardziej wyrafinowanych - wspaniałe, wzniosłe partie chóralne, świetne, naprawdę nieprzeciętne jak na ten gatunek aranżacje klawiszowe i tysiące innych muzycznych mikrozdarzeń składających się na cała tą patetyczną orkiestradę. Na szczęście, całe to aranżacyjne bogactwo nie przypomina wielkiego cuchnącego śmietnika, ale zostało umiejętnie utrzymane w ryzach kreowanej atmosfery - atmosfery przesiąkniętej mocno mrokiem gotyckich świątyń, dostojeństwem prezbiterium, wyrafinowaniem tajnych korytarzy prowadzących do klasztornych katakumb i rozpustnymi tajemnicami dusznych konfesjonałów. Pod tym względem Hermh osiągnęli wyżyny symfonicznej perwersji i wielkie słowa uznania za kawał morderczej, ale ostatecznie bardzo efektownej roboty, która zasługuje na jakąś oddzielną, ambitną pracę dyplomową w Technikum Metalurgicznym. Ponad tym wszystkim, główny kapłan Bart, rozdzielający dumnie swoją nasączoną heretyckim jadem eucharystię wokalną niczym wielki (no jest kurwa wielki jak tur) celebrans, na którego jedno zawołanie w nawach wznosi się chóralne crescendo, a w klasztornych katakumbach demony rozpoczynają wyuzdane orgio perverso. Dzieję się tutaj dużo, ale niestety jest jeden duży minus - przesunęły się tym razem na dalszy plan gitary, których agresywnego tonu nie brakowało mi na "Eden's Fire", a w tej chwili stanowią one zazwyczaj albo zrównane z pracą perkusji, albo pętlące się w chaotycznym szaleństwie tło dla całej tej symfonicznej retoryki, gdzieniegdzie tylko wyróżniając się wysokim zawijasem czy, na przykład, dopiero na sam koniec albumu, piękną, epicką partią solo. Chcę wierzyć, że po prostu zabrakło już muzykom miejsca na gitarowe rozegranie się na tym materiale, że nie jest to wina braku pomysłów - tak czy siak mamy tu do czynienia z naprawdę efektowną symfoniczną taumaturgią, która zadowoli miłośników wampirycznego patosu, ale poszukiwacze konkretnej metalowej treści swojego głodu tym krążkiem nie nasycą.
www.hermh.pl; www.myspace.com/hermh; www.mystic.pl; www.regainrecords.com