Lifelover
Konkurs (3cd)
Wydane przez Avantgarde MusicRok wydania 2008Kraj SzwecjaNapisał Olo8
"Konkurs" oznacza w języku naszych przyjaciół z drugiego brzegu Bałtyku 'bankructwo' i Lifelover trafia tym tytułem idealnie w globalną zapaść ekonomiczną. Kto wie, może nawet poszerzą grono swoich odbiorców o zdołowanych spadkami na giełdach yuppies i dotkniętych kryzysem menadżerów spółek finansowych? Ja sam ostatnio notuję pustkę w portfelu już w połowie miesiąca więc "Konkurs" trafił w mój stan psychiczny idealnie, he he. Dwa pierwsze krążki Szwedów były dla mnie niezbyt przekonujące. I nie - nie dlatego, że ktoś gdzieś tam krzyknął "emo" (śmiech na sali 1 raz na wynos poproszę). Obie miały po prostu fatalne brzmienie, objawiające się zwłaszcza w tragicznych liniach automatu i drętwych, sypiących piachem gitarach. Nie podobały mi się niedopasowane w większości wokale i nudne aranżacje. Na jedynce było to wszystko tak chujowe, że regularnie kończyłem słuchanie na trzecim kawałku z wnioskiem "ludzie kupują to gówno tylko dla okładki". Niewielka poprawa na dwójce, ale "Erotik" robiła się też po prostu kurewsko nudna już po kilku numerach. "Konkurs" to natomiast kilka kroków milowych do przodu we wszystkich kwestiach. Wciąż jest automat, ale w tej chwili zrobiony na tyle umiejętnie, że nawet wrażliwi na użycie maszynki nie mogą narzekać. Wciąż mamy tu ledwie kilka dźwięków na krzyż powtarzanych uparcie przez kilka minut na dwa różne sposoby, ale teraz jest to poukładane i rozwinięte tak, że "Konkurs" brzmi jakby większa część tego albumu wypadła przypadkiem z genialnego "Brave murder day". Idealnym podkreślnikiem klimatu są tutaj pojedyncze dżwięki pianina w tle tej monotonicznej magmy, czy, tak jak np. w "Konvulsion" nietypowa barwa klawiszy, których proweniencję zdradza przejście na sam koniec kawałka w jakiś ludowy przytupaniec rodem z jakiegoś kresowego festiwalu Kół Gospodyń Wiejskich. No i wreszcie to co najbardziej charakterystyczne dla Lifelover, czyli desperackie, dramatyczne, czy jak tam je sobie zdefiniujecie, wokale. Nie jestem zwolennikiem silących się na teatralną żałość zawodzeń, ale znów, ich obecne oblicze jest ze wszech miar lepsze, ciekawsze, bardziej różnorodne, brzmiące może momentami jak kalka frontmana Dornenreich, ale i tak jest to kolosalna poprawa w stosunku do tego co było wcześniej. "Konkurs" to po prostu krążek o wiele bardziej zwarty, na którym Lifelover udało się ominąć większość poprzednich przejawów chujozy, tak producenckiej jak i aranżacyjnej. Chujozy, która być może dla niektórych miała jakiś patologiczny posmak, ale, w kontekście całej treści muzyki Lifelover, była tylko niepotrzebnie stawianą barierą, nie wnoszącą nic do kapiącej do mózgu słuchacza depresyjnej esencji. Dopiero teraz zespół stworzył substancję w pełni przyswajalną, której nie trzeba filtrować przez tolerancję dla ewidentnie gównianych niedociągnięć formy. Płyta i tak jest trochę przydługa, ale całościowe jej przesłuchanie nie nadwyręża ani moich nerwów, ani żylaków odbytu więc z mokrą gacią i zasmarkaną od płaczu chusteczką polecam go wszystkim, którzy cierpią na chroniczny brak życiowego optymizmu.
www.lifelover.se; www.myspace.com/lifeloverband; www.avantgardemusic.com
dystrybucja: www.foreshadow.pl