Enochian Crescent
Black Church (3cd)
Wydane przez Woodcut RecordsRok wydania 2006Kraj FinlandiaNapisał Paweł Boroń6
Nie wiedziałem, że Enochian Crescent budzi wśród naszych krajowych fanów tyle kontrowersji. Istnieją od połowy lat dziewięćdziesiątych, "Black Church" to ich trzecia duża płyta, a niby najlepszą jest, wydana w 2000 roku, "Omega Telocvovim". Nie wiem, czy rzeczywiście najlepszą - na pewno ciekawszą od Czarnego Kościoła. Sądziłem, że polscy blackmetalowcy tak jadą Finom po rajtuzach, przede wszystkim, dlatego że ci ułagodzili i "uprzebojowili" swoje brzmienie. Wiadomo, że wtedy zawsze się po dupie dostaje. Okazuje się jednak, że ostatni krążek Enochian Crescent rzeczywiście nie sprostał oczekiwaniom. I w najmniejszym stopniu chodzi tu o modny, black`n`rockowy charakter. Chodzi o jałowość, nawet nudę. Wciąż ma się uczucie, że wie się, co będzie za chwilę. I tak jest. Niektóre motywy wręcz irytują, tak bardzo "musiały się pojawić". Cała melodyjność płyty jest melodyjnością już gdzieś słyszaną i cholernie wkurza fakt, że Enochian Crescent zrobił płytę nie, stricte, black metalową - w dodatku opartą, przynajmniej w warstwie tekstowej i graficznej, na koncepcji teatru grozy w stylu Mansona czy Deathstars i firmuje ją stwierdzeniem, że "kolejny raz, black metal jest żywy". No!... Trochę dystansu do siebie i konsekwencji w monitorowaniu własnej twórczości. Istnieją jednak również pozytywne aspekty "Black Church". Niewątpliwie należą do nich świetny wokal Wratha, spośród dziewięciu - przynajmniej trzy dobre kawałki (jak choćby "Hendekagrammaton") czy wspomniana, "psalmowa" koncepcja, czyniąca odbiór krążka na swój sposób ciekawym. Pewnie sam pomysł, żeby przyciąć pazury i grać bardziej... teatralnie nie byłby głupi, gdyby zrobić to z pomysłem, bardziej świeżo. No chyba nikt Enochian Crescent do tej płyty nie zmusił?
www.enochian-crescent.com; www.woodcutrecords.com
dystrybucja: www.foreshadow.pl