Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Nile

    Ithyphallic (5cd)

    Wydane przez Nuclear BlastRok wydania 2007Kraj USANapisał Robert Jurkiewicz10Komentarze (0)Nile - IthyphallicW Egipcie nie byłem dotychczas, ale szwagier był i opowiadał, że warto odwiedzić, bo ciepło jest i z zasady słonecznie. Nadmienię ponadto, że zachował się z klasą obdarowując mnie po powrocie ładną kolorową kartką i posążkiem murzynki o bujnych jak cholera kształtach. Z Egiptem kojarzy mi się także obrazowo napisana i przyjemna w odbiorze powieść "Egipcjanin Sinuhe" oraz death metalowa załoga pod wezwaniem Karla Sandersa. Ci ostatni opublikowali niedawno piątego długograja w swojej wzorcowo rozwijającej się karierze. "Ithyphallic", bo taki tytuł nosi to dzieło zawładnął niepodzielnie moim czasem, uwagą, pozostającym w szczątkowej już formie umysłem. Nie jem, nie śpię, nie uprawiam seksu, nie dbam o muskulaturę, nie pielęgnuję także uzyskanej nadludzkim wysiłkiem uwodzicielskiej opalenizny. Nile powrócił z najmocniejszym albumem w swoim fonograficznym dorobku i takie są fakty. Już podczas pierwszego przesłuchania "Ithyphallic" zwraca uwagę swoją zaraźliwą witalnością. Tak przebojowo, klarownie i wreszcie chwytliwie zespół jeszcze nie brzmiał. Zaskakujące jest to, że powyższe przymioty charakteryzują muzykę zdecydowanie ekstremalną, z reguły zagraną na maksymalnie szybkich obrotach, miejscami dosadnie ciężką. Częste zmiany rytmu, atmosfera tajemnych i krwawych obrządków rozgrywających się w cieniu niewątpliwie dużej piramidy, galopady na grzbiecie spragnionego chuci wielbłąda, to wszystko stanowi o sile Nile od lat. "Ithyphallic" nie tylko potęguje egzotyczne i nie zawsze racjonalne doznania, ale też przyprawia je o nową jakość. Muzyka zyskała nie tylko na wysmakowanej przebojowości, zyskała również posmak obłędu. Część gitarowych riffów zagranych na robiącym spore wrażenie, gęstym niczym zsiadłe mleko perkusyjnym podkładzie brzmi na tyle furiacko i zadziornie, że miotam się po sypialnianej izbie w nieskoordynowanych pląsach z pianą na sarmackich wąsach. Jedynie instrumentalny "The Infinity Of Stone" i wyciszona końcówka "Even The Gods Must Die" z zawodzącym solo Sandersa pozwalają chwycić oddech i odzyskać stan względnej równowagi psychicznej przed powrotem żony z pracy. Jutro znowu będę w domu wcześniej.


    www.nile-catacombs.net; www.nuclearblastusa.com
    Możliwość komentowania jest dostępna wyłącznie dla zarejestrowanych użytkowników forum.

    Zaloguj się lub załóż konto