Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Entombed

    Serpent saints - the ten amendments (10cd)

    Wydane przez Threeman Recordings / CandlelightRok wydania 2007Kraj SzwecjaNapisał Olo10Komentarze (0)Entombed - Serpent saints - the ten amendmentsLud chce igrzysk, chleba i Entombed z czasów trzech pierwszych krążków. Na nic zdają się zapewnienia fachowców od szwedzkiej sceny, że poza "Same Diference" ten zespół przecież nigdy nie dał ciała. Lud chce kurwa mać starego Entombed z grobami na okładkach, smutnymi minami, logówką pisaną gotykiem i teledyskami kręconymi na cmentarzu! Zespół nigdy tak naprawdę nie ukrywał, że są już zupełnie innymi ludźmi i nie mają zamiaru przypodobać się ciżbie, której łyka wszystko tylko na zasadzie mamoniowskiej reminiscencji. Presja stała się już olbrzymia, nagle okazało się, że wszyscy uwielbiają szwedzki old school, pojawiło się dziesiątki kapel naśladujących ten styl, nagle stare szwedzkie śmieci, którymi nikt sobie nigdy dupy nie zawracał stały się RARami, osiągając kosmiczne ceny na aukcjach a połowa producentów osiwiała przy gałkach próbując wykręcić ze swojego sprzętu drugie Sunlight studio. I właśnie teraz, gdy przeżywamy chyba apogeum tego całego cyrku, pojawia się wiadomość, że Entombed wraca, NAPRAWDĘ WRACA do korzeni. Świetne wyczucie koniunktury? Jasne, poużywałbym sobie w tym kierunku, bez żadnego biletu ulgowego dla bogów. Jest tylko taki kurwa mały problem, że jestem w tej chwili w stanie totalnego pozamiatania. Entombed udało się znaleźć złoty środek na to, aby faktycznie umiejscowić stylistycznie większą część płyty między "Clandenstine" a "Wolverine Blues", zastosować nawet czasami te swoje stare, grane w średnich tempach niby-blasty i równocześnie zachować swoją obecną autentyczność i motorheadowy luz i żywioł. Wszystko to zrobili jednak w taki sposób, że w zasadzie po 5 minutach słuchania krążka przestajesz rozgraniczać stare od nowego, przestajesz się zastanawiać jakim cudem zespół nagrał tak znakomite kawałki bez Uffe i po prostu bawisz się przy tej płycie tak, jakby Ci miss Mazowsza dała do potrzymania cycki. Nie cierpię opowiadać o każdym kawałku oddzielnie, ale po ledwie kilku przesłuchaniach jesteś w stanie praktycznie każdy z nich zanucić patrząc tylko na tytuł. Są tu i kawałki takie jak "Masters of death" (z refrenem skrzeczącym black metalowo), które brzmią dosłownie idealnie jak jakiś zagubiony track z sesji do "Clandenstine", jest prawie unleashtowy "Amok", jest doskonale znany z epki "When in Sodom", którego przedstawiać nie trzeba, czy praktycznie doom metalowy "In the blood" - każdy eksploruje jakiś inny region, ale wszystkie spaja podobna apokaliptyczna melodyka ciężkich gitarowych walców, puszczające oko do Lucyfera teksty i naprawdę przegenialny głos LG Petrova, który śpiewając w przedostatnim kawałku "i teraz wszyscy razem: 6 6 6" wiedział już pewnie że krążek nie zdąży się ukazać w dzień trzech szóstek, tak jak to pierwotnie zaplanowano. Każdy numer to olbrzymia dawka drive i groove (po naszemu to by było chyba 'jedzie i gniecie' hehehe) i wszystkiego tego to co spowodowało, że będąc nastolatkiem pogardziłeś dyskotekowym parkietem i powabnym "umwłajaż włajaż" na rzecz bezładnego hałasu i spoconych, ryczących, podchmielonych, długowłosych Belzebubów. A teraz się męczysz bo nie pasujesz do przyjętego wzorca odpowiedzialnego obywatela Polskiej Rzeczpospolitej Katolickiej. W takiej Szwecji to by przynajmniej człowiek rentę na to dostał. Tam to jest życie, tam to są zespoły.


    www.entombed.org; www.myspace.com/serpentsaints; www.threeman.net
    Możliwość komentowania jest dostępna wyłącznie dla zarejestrowanych użytkowników forum.

    Zaloguj się lub załóż konto