Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Vital Remains

    Icons of evil (6cd)

    Wydane przez Century media/Emi Music PolandRok wydania 2007Kraj USANapisał a.p.9,8Komentarze (0)Vital Remains - Icons of evilChyba najbardziej oczekiwana płyta tego roku w death metalu. Krótkie intro oparte na "Pasji" i ponownie "O fortuna", tym razem w reversie i jadziem. Obłędna szybkość, ryk, ubite do granic możliwości brzmienie. Słychać w nim rękę Rutana, choć to i tak chyba najbardziej przestrzenny brzmieniowo i najmniej plastikowy krążek jaki upichcił. Pierwszy minus – wokale Bentona. Takie krowie placki na łące, porozrzucane i kompletnie nie treściwe. Artykulacja na poziomie przedszkolaka z buzią pełną klusek. Pan wybaczy panie Benton, ale na debiucie Deicide pokazałeś pan więcej fachowości. A sam fakt, iż wokale studyjnemu wokaliście aranżował perkusista powinno pozostawić Bentona w szkolnej kozie na dłuższe przemyślenia. Trochę więcej finezji! Wcale się nie zdziwię faktem przejęcia głównych wokali w Vitalach przez Suzukiego. Jego chórki na "Icons of evil" biją na głowę "kunszt" Bentona. Reszta... to już kompletnie inna szkoła jazdy. Suzuki przerósł samego siebie i od tej płyty to na pewno najlepszy muzyk jaki para się graniem death metalu. Tak intensywnych partii bębnów nie było i przypuszczam, że jeszcze długo nie będzie. To, że w punkt, to, że ubite do nieprawdopodobnego stopnia, to jeszcze pikuś. Ale triole grane z ridem w tempie, którego nie ma, fizycznie nie ma, na skalach większości metronomów to już mistrzostwo świata. Kolejna sprawa, po plastikowym perkusyjnie "Dechristianize" tu mamy przeznakomicie nagłośnione bębny. Słychać wszystko czytelnie, bębny pulsują i to właśnie one absurdalnie trzymają materiał w ryzach. Jest to na pewno plastik, bo takich bębnów nie da się nagrać bez triggerów, ale czas spędzony przy dźwiękowej edycji bębnów nie poszedł ani trochę na marne. Te bębny wgniatają! Gitary... miazga. Zarówno wykonanie jak i jakość ich nagrania budzą niekłamany szacunek. Współczuję gitarzystom zespołu, który pokusi się na zrobienie coveru jakiegokolwiek numeru z tej płyty. Kunszt, finezja i chaos. Niesamowicie gęsto, w pysk i z nieomal z nieosiągalną intensywnością. Na początku aż tak skomasowany sound może przyduszać, ale po wgłębieniu się w struktury tego, co się dzieje gitarowo na tej płycie niejeden grajek przysiądzie załamany. Sola... dużo mniej chwytliwe niż na "Dechristianize". I dobrze! Ich piekielność osiągnęła już chyba maksimum. Nawet nie chce wiedzieć, co dzieje się w głowie Suzukiego kiedy tworzy te kolosy. A bass? Przykro mi panowie basiści, bas jest, hehe. Po pierwszy przesłuchaniu czułem się wgnieciony i wepchnięty na siłę w pudełko po zapałkach. Nie powiem było mi z tym źle... Po dłuższym obcowaniu z "Icons of evil", po wciśnięciu się między tryby maszyny, po ogarnięciu całości jestem na kolanach. Kunszt. Spodziewałem się następcy "Dechrystianize" i go dostałem. "Icons of evil" jest kontynuacją właśnie tego albumu. Ale nie przez jego przebojowości, ale przewrotną kontynuację intensywnego napierdalania. I mimo tego, że pierwotnie spodziewałem się chyba bardziej dostępnego albumu to teraz, po wgłębieniu się w ten ubity do granic możliwości majstersztyk uważam, że tak. To jest to! Takiej płyty chciałem. Bezkompromisowej, ubitej, wściekle szybkiej, zawiłej i sadystycznie uzależniającej! So, where is your god now?! Pytanie retoryczne. In hell !!!!!!


    www.vitalremains.com
    Możliwość komentowania jest dostępna wyłącznie dla zarejestrowanych użytkowników forum.

    Zaloguj się lub załóż konto