Aborted
Slaughter & apparatus: a methodic overture (5cd)
Wydane przez Century media/EMIRok wydania 2007Kraj BelgiaNapisał a.p.4
Czas pokazał... Zespół, który połknął carcassowo - heartworkowy ogon, zapętlił się i utknął w martwym punkcie. Po poprzedniku, który swoją drogą oceniłem bardzo wysoko, powrócił w bardziej brutalne rejony, jednak kompletnie stracił siłę rażenia. "Slaughter..." chociaż o wiele wulgarniejszy niż "Archaic abattior" wieje nudą. Mało tego, jest zlepkiem chaotycznych riffów przerywanym precyzyjnymi rwanymi zapędami kompletnie nie trzymającymi się kupy. Wszechobecna nowoczesna melodyka stosowana przez Carcass dekadę z okładem temu, teraz jeszcze drastycznie nadwerężona przez te wszystkie melodyjne pseudo death metalowe szczeniackie zespoły po prostu zwala z nóg. Zresztą Aborted pomimo poutykanej na silę gdzie się da brutalności, ma coraz więcej wspólnego z bezpłciowymi emo cośtam kapelami. Już same wyciszenia utworów na refrenach (nie znosze tego typu zabiegów!!!), chwytliwych melodyjkach, których naliczyłem bez liku są dramatycznie nieznośne... Tu po prostu słychać, że materiał był robiony na siłę. Dodatkowym "atutem" są zdublowane ścieżki wokali, których po prostu nie da się słuchać. Nachalne wciskanie słuchaczowi "złego" wokalisty, który zamiast okazać się demonem wściekłości serwuje co raz to krzyczane i, o zgrozo, melodyjne partie. Aborted nagrywając "Slaughter..." znalazł się w tej samej bezpłciowej lidze, co zeszmacone Hypocrisy, czy rozmieniony na drobne pod koniec kariery Carcass. Niby brutalnie, niby melodyjnie, ale kompletnie bez pary i mocy. Piąty krążek Belgów to gówno robione na siłę i bez pomysłu. Taki twardy zasuszony stolec dzień po kacu, kiedy nie przyjmowało się prawie żadnych płynów. Ledwo wychylające się z dupy i ni w ząb nie chcące wyleźć do końca z obolałego tyłka. Aborted drastycznie brakuje smarowania, solidnych lubrykantów i soli trzeźwiących.
www.goremageddon.be