Origin
Echoes of decimation (3cd)
Wydane przez Relapse/MysticRok wydania 2005Kraj USANapisał a.p9
Zastanawiam się kto jest bardziej chory. Ludzie, którzy grają taka muzykę czy ludzie, którzy jej słuchają. A co, kiedy zaistnieje sytuacja, gdy oba obozy odnajdują w tych czynnościach przyjemność? Wtedy powstaje taki patologiczny twór jak nowy album Origin. Brutalny amerykański death metal jest już bardzo szerokim pojęciem, wiele się w nim mieści. Origin wpakował w ten wór chyba najbardziej wulgarne i wściekłe trzy grosze jakie nosiła jankeska ziemia. "Echoes of decimation" trwa niespełna 27 minut i jestem szczęśliwy, że ani sekundy dłużej. To jeden z najbardziej brutalnych albumów jakie dane było mi słyszeć. Wulgarnie wściekły i szybki, maksymalnie skomasowany i nihilistycznie potężny twór, nad którym nie sposób zapanować. Hybryda nieziemskich prędkości i wręcz nieludzkiego opanowania instrumentów. Techniki i precyzji. Szaleństwa? Też. Bo w tym szaleństwie jest metoda. Metoda anihiliacji i zniszczenia dźwiękiem. A właściwie potężną ścianą dźwięku. Tą płytą Origin przesunął granicę ekstremy w brutalnym death metalu. Naruszył również granice dobrego smaku, bo kto to widział by nagrywać takie albumy? "Echoes of decimination" to ewidentny brak szacunku dla słuchacza, brak troski o jego stan psychiczny i fizyczny. Nienawidzicie jamnika sąsiadki? Puśćcie Origin kiedy jego właścicielki nie będzie w domu. Chłopak siostry was irytuje? Polecam terapię w rytmie Origin podczas ich wspólnej kąpieli. A może drażni was koleś w pracowniczym autobusie? "Echoes..." włączony podczas jego drzemki skutecznie załatwi sprawę... tylko uważajcie na tę miłą sekretarkę, która wsiada na drugim przystanku. To w końcu od niej zależy wasza wypłąta...
www.origin-site.com/; www.mystic.com.pl ; www.relapse.com
