Lifend
Innerscars (1cd)
Wydane przez Cruz Del Sur Music / ConquerRok wydania 2004Kraj WłochyNapisał ks8
Lifend z pozoru sprawia wrażenie zwyczajnego zespołu obracającego się w niezbyt ambitnej i zgwałconej we wszystkie otwory stylistyce. Kluczem do odkrycia głębi zawartej na "Innerscars" było dziwne uczucie, że muzyka ta wywołuje skojarzenia z jakimś innym zespołem, w dodatku doskonale mi znanym. Oświecenie przyszło w miejscu najmniej inspirującym: w kuchni. Wtedy to w głowie zakołatała mi jedna nazwa: Forgotten Silence. Twórczość Lifend przypomina genialnych Czechów już w tych najbardziej "rzucających się w ucho cechach": niemalże identycznym brzmieniem, barwą głosu wokalisty oraz wokalistki i jej dalekim do doskonałości akcentem. Trudno mi uwierzyć, by Włosi zrobili to z premedytacją, bo barwę głosu się po prostu ma, a Forgotten Silence nie jest przecież popularnym zespołem, pod którego można się "podpiąć". Na tym jednak podobieństwa się nie kończą, bo Lifend gra równie nietypową, pomieszaną, śmiałą i różnorodną - chociaż nie aż tak różnorodną - muzykę. Fundamenty "Innerscars" to tradycyjna forma archaicznego i nieco wiejskiego death / doom metalu z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku - pan charczy, pani śpiewa, klawisze poplumpkują w tle, gitary nie przerażają swoim ciężarem, a perkusista nie odczuwa zmęczenia w związku z fizycznymi dolegliwościami. To wszystko jest jednak pozorne, bo tylko fundamenty twórczości Lifend mają znamiona zwyczajności. Z "Innerscars" jest podobnie jak z lekko awangardowym budynkiem mieszkalnym w mieścinie pokroju Międzyrzeca Podlaskiego, który jest prawdopodobnie najbrzydszą miejscowością na świecie. Wjeżdżając do niej od strony trasy Warszawa - Terespol przed oczami podróżnych ukazują się dziesiątki identycznych domów, tradycyjnych komunistycznych sześcianów - wyrazy współczucia dla tych, co to po pijaku wracają do siebie i muszą trafić do właściwego domu. Gdyby w takich okolicach postawić chatynkę ze spadzistym dachem, to bez wątpienia od razu by się wyróżniała. Miałaby jednak wiele wspólnych cech z tymi socjalistycznymi klockami: posiadałaby fundamenty, instalację elektryczną, wodociągową itp. Podobnie jest i z twórcami Lifend - rdzeń mają taki sam jak masa innych formacji poruszających się w kręgach death / doom metalu, jednak nadbudowa jest zupełnie inna. Z tego samego budulca układają oni bowiem zupełnie inną konstrukcję wspomagając ją również innymi materiałami (elektronika, instrumenty dęte). Początkowo "dziwne" rozwiązania rażą, lecz jak się z nimi oswoi, to wtedy doceni się nie tylko "inność", ale i wyższość. Warto spróbować.
www.cruzdelsurmusic.com; www.conquerec.com