Bodies In The Gear Of The Apparatus
Bodies in the Gears of the Apparatus (1mcd)
Wydane przez The SpewRok wydania 2004Kraj USANapisał ks7
Od pewnego czasu jestem wręcz bombardowany coraz to większą ilością promówek zawierających w nazwie gatunku muzycznego słowo "grind", przez co poczułem już do tego stylu obrzydzenie. W pewnej chwili stał on się bowiem dokładnie taką samą ostoją kalectwa muzycznego i intelektualnego, co onegdaj black metal. Różnica polega na tym, że grindowcy biją konia nie na widok mchu z jednej, lub rozjebanej kaplicy z drugiej strony, lecz pod zwłoki czyjejś matki rozjechanej przez pociąg. Więcej różnic nie widzę i zaryzykuję stwierdzenie, że bycie zarówno kultowym blackowcem jak tępogłowym grindowcem jest równie przejebane. Jedynym wyjściem jest wtedy powieszenie się na gałązce lub rozchlastanie się przez jakąś maszynę budowlaną - wszystko po to, by śmierć była zgodna z zainteresowaniami denata. Nic nie zwiastowało tego, że Bodies in the Gears of the Apparatus sprawi mi chociaż trochę radości. Ot, kolejny zespół o durnej nazwie. Nie pomyślałem o tym, że skoro na okładkę nie władowali idiotycznych fotek z internetu, to może nie są kretynami, co może - ale nie musi - przekładać się też na "twórcze myślenie". Bodies... nie zrywa szkliwa z zębów i nie sprawa, że plomby z nich wypadają. Jednak na etapie debiutanckiego mini-albumu porusza w słuchaczu jakąś strunkę, co w kontekście "napierdalającego" zespołu brzmi co najmniej dziwnie. Widocznie nie każda grindowa młodzież ma najebane pod kopułą i myśli, że gatunek ten sprowadza się do bezmyślnego napierdalania. Tym amerykańskim chłopakom nie są obce pojęcia aranżacji, brzmienia i innych takich obco brzmiących dla jakiegoś polskiego, czeskiego czy malezyjskiego obszczymura. Ci, którzy tłuką bezmyślną siekę często wmawiają potencjalnym słuchaczom, że ich muzyka jest chora, bo grind jako sam gatunek jest rzekomo chory. Warto w takim momencie posłuchać Bodies in the Gears of the Apparatus (nie pisałem tego, metoda copy / paste jest w pytkę), by przekonać się, że w każdym gatunku są miernoty i debeściaki, że nawet muzykę grindową trzeba k-o-m-p-o-n-o-w-a-ć, a nie walić w instrumenty jakoby inkarnacja człowieka pierwotnego. Słuchając tego krótkiego krążka zaczynam powoli rozumieć czemu wiele pokrewnych stylistycznie zespołów nawet się nie stara przyzwoicie zabrzmieć. Dobry i selektywny sound gwarantuje, iż słuchaczowi nie umykają wszelkie smaczki i niuanse kryjące się w muzyce - jak jednak takowych nie ma, to brzmienie jest w ogóle zbędne. Bodies... musiał zabrzmieć dobrze, bo muzycznie wiele do powiedzenia i w ciągu tych kilkunastu minut dzieje się tu więcej, niż na kilku albumach pokrewnych muzycznie zespołów. Jeśli lubisz w wyrafinowany sposób obrywać młotkiem w potylicę, to nie masz nad czym się zastanawiać, man.
www.thespew.org