Draugar
Weathering the Curse (1cd)
Wydane przez Moribund RecordsRok wydania 2004Kraj USANapisał ks1.5
"Mnie tam muzyka w tańcu nie przeszkadza" - powiedział był kiedyś ktoś mądry. Nie wiem kto, nie wiem kiedy i na ile ta głęboka teza ma sens, niemniej jednak sprawdza się przy obcowaniu z debiutem amerykańskiego Draugar. Dlaczego? Otóż płyta "Weathering the Curse" należy do gatunku tych, które to akurat przeszkadzają. Nie można przy niej nic robić, tak by nie zwrócić uwagi na jej "wkurwialność" - próbowałem grać w karty, oglądać dupy w sieci, lampić się bez sensu w akwarium, zaczytywać się w motoryzacyjną prasę i nic. Za każdym razem byłem cholernie poirytowany chujowością tego całego Draugar. Większość amerykańskich black metalowych hord wręcz poraża muzyczną miernotą i intelektualną biedą. Ciekawym z czego to może wynikać. Może z tego, że Amerykanie jako naród nie są zbyt intelektualnie rozwinięci i otwarci? Nie da się ukryć, że mały mieszkaniec tego kraju już od najmłodszych klas uczony jest szowinizmu ("pamiętajcie, że żyjecie w najwspanialszym kraju na świecie"), co się też przejawia w tym, że w szkołach nie uczy się historii powszechnej, ale tylko Stanów Zjednoczonych - czyli kraju o wręcz zerowym dorobku kulturowym. Dzięki takiej edukacji przeciętny Amerykanin nie wie w jakim to kraju znajdują się np. mumie faraonów. Jeśli dodać do tego fakt, że latorośle uczą się ułamków dopiero w szkole średniej, to nie ma czemu się dziwić, że wyrastają z tego intelektualne kaleki, przy których nawet dzisiejsza polska młodzież (z powodu braku styczności ze słowem pisanym mająca problemy z płynnym czytaniem, nie wspominając już o zanikającej umiejętności pisania) błyszczy niczym gówno na śniegu. Draugar to właśnie intelektualna miernota, mentalne dno, ciasnota umysłowa i wszystko co najgorsze. Tandetna okładka i chujowa muzyka mogąca służyć za modelowy przykład tego jak nie powinno się grać black metalu. Do grania prymitywnego black metalu nie potrzeba wielkich umiejętności, to fakt. Jednak niezbędne są jąderka jak dzwony i pewien... dar, wyczucie. Podczas słuchania tej płyty mam przed oczami grubych amerykańskich nastolatków z konserwatywnych amerykańskich rodzin mieszkających na przedmieściach (takich co to mają w oknach malutkie flagi USA, a na trawniku wyjebaną tablicę z portretem popieranego przez nich polityka), którzy przechodzą właśnie okres buntu. Swoją agresję przelewają na muzykę tworzoną na wzór swoich idoli z Norwegii (ciekawe czy wiedzą gdzie się to państwo znajduje?), których to jednak kompletnie sprofanowali. Ot, choćby wokal miał być burzumowski, ale nie umieli tak pojęczeć jak Varg, więc puścili przez jakiś chamski przester, co brzmi wręcz komicznie. Pewnie jakiś psycholog z kretyńskiego talk-show rzekłby z mądrą miną, że to dobrze jak młodzież daje upust swoim frustracjom poprzez - górnolotnie mówiąc - działalność artystyczną, a nie strzela do kolegów ze szkoły, tudzież sobie w baniak. Posłuchaliby jednak "Weathering the Curse", to zrozumieliby może, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby ta młodzież pozabijała się w pizdu.
www.moribundcult.com