Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Revelations Tour - VADER / HATE / ELYSIUM / AZARATH - Warszawa – Poznań – Lublin, 2+3+9 Czerwiec 2002

    Data dodania 2002-06-26Dodał Grzegorz PiątkowskiCo prawda Naczelny zlecił napisanie relacji z Poznania, ale że byłem również na warszawskim rozpoczęciu trasy, jak i lubelskim finale, to właśnie z takiej perspektywy to opiszę.
    Po raz kolejny Vader objechał Polskę. Czym ta trasa wyróżniała się od tych, z ostatnich paru lat, przetaczających się średnio 2 razy do roku przez nasz kraj? Na pewno profesjonalnym przygotowaniem. Skład i miejsca koncertów były znane dużo wcześniej, całość dobrze nagłośniona, a bilety dostępne m.in. w empikach. Wreszcie udało się zorganizować to, czego takim trasom od dawna brakowało, choć nie raz już zapowiadano – ”profesjonalne oświetlenie i nagłośnienie” – to poza tym, co oferowały kluby nie było w zasadzie niczego więcej. Teraz się udało. Pojechała oprawa świetlna (od Poznania), wizualna i dodatkowe nagłośnienie. To ostatnie na pewno przydało się w takich lokalach jak lubelskie Centrum Kultury, gdzie bez ”wsparcia” mogłoby marnie to wszystko zabrzmieć. Frekwencję na całej trasie można uznać jako średnio-dobrą, ponoć ok. 350-400 osób na koncert, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przed trasą był Ozzfest, po Slayer a w bliskiej perspektywie ”smasz-fest”. Biorąc jednak pod uwagę wyniki np. Warszawy z trasy Vadera, Traumy i Decapitated z wiosny ubiegłego roku (podobno ok. 1000 osób) można powiedzieć o pewnej absencji stolicy. W Poznaniu w sumie do ostatniej chwili nie było wiadomo czy koncert się odbędzie z powodu... pustek pod klubem. Na szczęście Poznaniacy nadciągnęli i można było atakować :). Moim zdaniem, z tych trzech koncertów właśnie w Poznaniu najlepiej to wypadło. Wiąże się to w dużej mierze z możliwościami ”Eskulapa”. Odpowiednio duży (i wysoki) lokal pozwolił na pełną prezentację całej oprawy świetlno-graficzno-dymnej i dobre nagłośnienie koncertu. ”Proxima” jest pod tym względem trochę za niska, stąd czasami na tamtejszych koncertach brzmienie jest mało czytelne i akustyk musi się dobrze starać żeby ludzie się nie zastanawiali który to kawałek kapela gra. Niestety i tym razem trochę tak tam było; generalnie O.K., ale jak na moje uszy gorzej niż w ”Eskulapie” czy ”CK”. Czas przejść do bohaterów tych wieczornych szołów...

    Azarath – widziałem ich kiedyś w Lublinie z Behemothem, wtedy było w porządku, ale nic co by mi na dłużej zapadło w pamięć. Po wielokrotnych przesłuchaniach ”Demon Seed” w przed trasą, nie mogłem się doczekać i oczekiwałem wiele. Powiem tak, na tych trzech obejrzanych występach spotkałem czterech ludzi, którzy spowici dymem, w nabojach, ćwiekach, wydziarani, zagrali kawał brutalnego diabelskiego death metalu ze świeżością, dobrym brzmieniem, techniką i klimatem. Momentami czułem się jak bym był na koncercie jakiejś kapeli w pierwszej połowie lat 90-tych (Sarcofago, Morbid Angel), i jest to tylko i wyłącznie plus dla nich. Drugim plusem było zagranie coveru Acheron ”Ave Satanas” (w Poznaniu, a Lublinie także ”Countess Bathory” Venomu). Nigdy nie sądziłem, że ktoś to kiedyś zagra, bardzo miła niespodzianka. Inferno moim zdaniem dopiero właśnie w Azarath rozwinął skrzydła. Było czego posłuchać i na co popatrzeć. Ta pasja grania tych czterech ludzi z Azarath, którą czuć było wyraźnie, bardzo mi przypadła do gustu. Urodziło się coś specjalnego na naszym metalowym podwórku i życzę im jak najlepiej, a na każdy następny koncert pod szyldem Azarath na pewno się wybiorę.

    Elysium – od razu zaznaczam, że nie lubię takiej muzyki. Nie znaczy to jednak, że nie byłbym w stanie napisać o występach Elysium niczego dobrego. Niestety nie napiszę i będąc szczerym stwierdzam, że były to słabe występy, co było odczuwalne zwłaszcza na tle pozostałych kapel. Na pewno pokutował brak drugiego gitarzysty, przez co brzmienie było marne. Z drugiej strony widziałem parę kapel, które i z jedną gitarą osiągają świetne brzmienie. Być może był problem ze składem i nie zdążyli znaleźć zastępcy, a jeśli mieli do wyboru: zagrać tak albo w ogóle to.... sam nie wiem co bym wybrał. Nie wnikam. O ile na Azarath ludzie ściągali pod scenę z wyszczerzonymi zębami, to na następcach raczej wychodzili na piwo czy papierosa. Sorry chłopaki, ale nie tym razem.

    Hate – i ponownie wizerunki odwróconego Chrystusa wpisanego w krąg pentagramu zawisły na scenie. Przekaz Hate nie zmienił się od początku ich istnienia i za tą konsekwencję ich szanuję. Ze starego składu pozostał już co prawda tylko Adam ale widać, że jego ”wpływ” udziela się kolegom z zespołu :). Zabójcza maszyneria – tak bym ich określił na tych koncertach. Potężnie i brutalnie, wszystko gra ale czegoś na tych koncertach mi ( i nie tylko) brakowało. Dla jednych był to Mittloff , dla drugich brak pewnej ”iskry”, która jest potrzebna by wydzielić adrenalinę, dla innych był to repertuar – oparty prawie wyłącznie na ”Cain’s Way”. Dla mnie brakowało po trochu tego wszystkiego. Nowy ”garmen” wcale nie lepszy od Mittloffa; perkusistą nie jestem, ale wiem jak szybko powinien być zagrany ”Rapture”. Naprawdę słyszałem lepsze wykonania tego utworu. Chyba było lepiej pozostać przy wyśmienicie granym dotychczas ”Postmortem”. Oparcie z kolei setu na ostatniej płycie było dla mnie trochę dziwne. Hate to zespół z historią, który ma już dekadę istnienia dawno za sobą i spory dorobek utworów, z których część jest wręcz oczekiwana. Tymczasem poprzednie płyty zostały prawie pominięte. Tej równowagi w repertuarze, przekroju przez twórczość Hate mi zabrakło. Grane były natomiast dwa zupełnie nowe kawałki. Może się czepiam, bo przecież Hate to jeden z lepszych zespołów koncertowych w tym kraju, co udowodnili na tej trasie, ale słucham Hate od lat, bardzo ich lubię i wiem czego od nich oczekuję. Tym razem głód pozostał nie do końca zaspokojony :). Życzę ekipie Adama by jak najszybciej ruszyli na koncerty na Zachodzie, są bowiem w stanie nieźle tam namieszać.

    Vader – jak wyglądają ich koncerty wie chyba każdy maniak w tym kraju, skoncentruję się więc na tym, co było charakterystyczne dla ich koncertów właśnie na tej trasie. O oprawie koncertowej już wspomniałem. Wielkie oblicze Anioła Śmierci rozwieszone za perkusją Doca, dodatkowo podświetlone. Za Mauserem i Simonem płonące budowle nawiązujące do okładki ”Revelations”. Tak, dużo bym dał żeby ten wieczór w Poznaniu mieć na video. Długi set koncertowy, trwający grubo ponad godzinę to jedna niespodzianka. Drugą był dla mnie zestaw kawałków przygotowanych tym razem. Pięć perełek: True Names – grany po raz pierwszy na żywo, Privilege Of The Gods – również premiera, Breath Of Centuries – nie grany od lat, Son Of Fire – bonus z zachodniego wydania digi-pack (my mamy Traveller’a), Revelation Of Black Moses – nie sądziłem, że w ogóle będzie grany na koncertach, miodzio. Do tego dość dawno nie grany flagowy z ”Black To The Blind” i utwór-kult – Dark Age. Z ostatniej płyty grany również Torch Of War i ”keferowy” - The Nomad. Poza tym wszystkie dobrze znane tracki z tzw. żelaznego repertuaru. O ile w Wawie i Poznaniu obyło się bez coverów, o tyle w Lublinie na bis - „Raining Blood”. Zmiana składu, nowa płyta, dobra trasa – wszystko to wyszło chyba Vaderowi na zdrowie, którego to nie omieszkaliśmy wypić ”Na końcu świata” :).
    Suma sumarum – zajebista traska, kto nie był niech żałuje.