Zaloguj się na forum
×

Premiera



Nihili LocusCryptopsyHelheimTenebrae in Perpetuum
  • Slayer, 12.06.2002, Warszawa, Klub Stodoła

    Data dodania 2002-06-17Dodał Michał KowalskiDo samego końca, czyli do dnia koncertu nie byłem pewien czy Slayer naprawdę zawita do Warszawy. Dosyć cicha promocja jak na tak wielką nazwę, oraz fakt, że przecież jakieś dwa tygodnie wcześniej zespół wystąpił w Katowicach na Ozzfest również nie napawały nadzieją. Dopiero kiedy pojawiłem się w stolicy, a plakaty z daleka 'groziły' wizytą Mordercy odetchnąłem z ulgą. Również zebrani pod Stodołą maniacy (w liczbie naprawdę godnej odnotowania!) sprawili, że mój - trochę już podpity - pysk wykrzywił się jeszcze bardziej w radosnym uśmiechu, "będzie rzeź!" - pomyślałem i miałem rację. Nie wiem dlaczego, ale przed Bogami nie pokazał się żaden support, lecz wcale mnie to nie zasmuciło (i prawdopodobnie ludzi zebranych tego wieczoru w klubie również), tylko rozgrzało do czerwoności - "dawać Slayer'a" - nie tylko ja tak myślałem i krzyczałem. Pojawiały się oczywiście i standardowe hasła typu:"kurwa mać, ile mamy stać?!!!" W końcu po długim czasie oczekiwania scenę ogarnęło czerwone światło, chyba już doskonale kojarzone z występami Slayer i wyszli Oni - najwięksi ojcowie thrash/death metalu!

    Zagrali koncert przewspaniały, taki na którym nikt nie mógł poczuć się znudzony. Jako że repertuar Slayer'a można śmiało podzielić na dwa okresy: "klasyczny", thrashowy i nazwijmy go - "teraźniejszy", z wpływami nowoczesnego hard core'a, nie wiedziałem jak dziś objawi się ten drugi, za którym zbytnio nie przepadam. Moje powątpiewania okazały się niepotrzebne, kawałki zarówno z "Diabolus In Musica", jak i "God Hates Us All" w wersjach live nabierają siły i potęgi. Na moje ucho Slayer zaprezentował nie więcej niż cztery songi (choć mogę się mylić) z owych albumów. Na szczęście był wśród nich ten jedyny, ten najwspanialszy, który kocham, wielbię i szanuję za szybkość i agresję, czyli starego ducha Slayer - "Payback". Idąc dalej krążek "Divine Intervention" został całkowicie pominięty, a szkoda bo jest na nim kilka 'perełek'. Za to na pewno zagrali m.in.: (w nieuporządkowanej kolejności): "Dead Skin Mask", "Seasons In The Abyss", "South Of Heaven", "Hell Awaits", "Angel Of Death", "Postmortem", "Chemical Warfare", czy chociażby "War Ensamble".

    Przy tak wspaniałych numerach publika pokazała niesamowite zaangażowanie, mimo iż wraz z upływem czasu z sali ulatniało się także powietrze. Jak w saunie - nie było czym oddychać! To jednak nikomu nie przeszkadzało, Stodołę ogarnął totalny headbanging, zwariowany młyn pod sceną, czy nieustanne skandowanie nazwy zespołu. Niesamowite wrażenie sprawiało wywoływanie zespołu przez fanów, kiedy wszyscy jak jeden brat tupali rytmicznie z całej siły o drewnianą podłogę w klubie, echo rozchodziło się wszędzie - sala grzmiała! Jak myślicie, czy kapeli się to podobało? I to jeszcze jak! Araya po prostu szczerzył te swoje białe, piękne zęby na każdym kroku, entuzjazm nie znikał z jego twarzy! Kerry King często maszerował po deskach od lewego do prawego głośnika i z powrotem. Jego długa, zapleciona w warkoczyk broda i prawie w całości wytatuowana łysa głowa dawały piorunujący efekt. Jeff stojący w rozkroku, przez cały czas machający głową nie dawał odpoczynku fanom w pierwszym rzędzie, namawiał ich do tego samego. Za perkusją ten, którego w pewnej starej księdze nazwaliby Synem Marnotrawnym - Dave Lombardo! Wrócił aby wspomóc Slayera na koncertach (z jakich pobudek chyba wszyscy wiemy) i udowodnił, że nie bez kozery jest uważany za jednego z najlepszych na świecie!

    Slayer w takim składzie stanowi niebezpieczną, bezwzględną maszynę śmierci, co pokazali 12 czerwca 2002 zmiatając Stodołę z powierzchni ziemi! Nie przesadzam, był to (obok styczniowej wizyty Kreator, Sodom i Destruction) najlepszy koncert jaki widziałem na polskiej ziemi w tym roku! Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, Slayer także musiał zejść ze sceny. Jak dla mnie mogliby grać dwa razy dłużej, a i tak mimo zmęczenia dalej machałbym głową w rytm metalowych szlagierów jednego z największych bandów na świecie. Po prostu fight till death!