Yattering/Tenebris/Nightshade
Data dodania 2002-05-05Dodał Andrzej Papież12.04.02 Warszawa, Przestrzen Graffenberga
Mietek (ten były pałker Hate) postanowił trochę rozruszać stęchłą koncertową atmosferę w Polsce i zajął się organizowaniem koncertów. Swą charytatywną działalność rozpoczął od opisywanego właśnie koncertu. A że wszystko działo się jeszcze w nowo otwartym klubie, wypas był po pachy.
Pierwsi na dechach byli Łodzianie z Nightshade. I z przyjemnością stwierdziłem, że zespół to zacny i ciekawy. Prezentujący na scenie typowo metalowy show z headbangingiem, którego tak ostatnio polskiej muzykującej młodzieży brakuje. Materiał, który zaprezentowali to szybki, chwytliwy death metal, bez rewelacji, ale na koncertową zabawę nadający się w sam raz!
Tenebris jak już wiadomo powrócił definitywnie na dechy naszych remiz i znów cieszy swą nieco skomplikowaną muzyczką. To już drugi raz w ciągu miesiąca oglądałem Łodzian... z tymże z pierwszego razu niewiele pamiętam, he, he. Wypomniał mi to zresztą ich wokalista... złośliwiec jeden, he, he. Odbiór Tenebris na żywo jest
ciężki, jeśli jednak człowiek się uprze, to po wgryzieniu się w dźwięki generowane przez ten zespół można już tylko piać z zachwytu. Tenebris na warszawskim koncercie uraczył nas między innymi trójniaczkiem ze swojego nowego materiału "Comet". Zestawik całkiem przyjemny, jednakowoż trochę mi brakowało partii klawiszy, z których Tenebris już definitywnie zrezygnował. Tego wieczoru mieliśmy również okazję posłuchać genialnego "Catafalque", kilka sztuk z "Only fearless dreams". Kto zna, ten wie, że te materiały to niemal miód dla uszu metalowej awangardy.
Spora przerwa w graniu dała się jednak we znaki, na scenie było trochę za mało ruchu, werwy i luzu. Mam nadzieję, że Tenebris zagra wkrótce więcej koncertów i obędzie się ze sceną i wkrótce wróci w na dechy w jeszcze lepszej kondycji.
Yattering nie widziałem już dobre 2 lata na żywo, podobne wrażenie sprawiała publiczność, która bardzo ciepło przyjęła ekipę Świerszcza. To co pokazali tego wieczora nie da się opisać. Rozpoczęli od numerów z "Genocide", które wbijają w ziemię! Kto spodziewał się ekstremalnego przekazu ten nie zawiódł się, o nie! Nowe numery to istne szaleństwo, pomieszanie industrii z death metalową ekspresją. Ludziska normalnie ocipieli. Yattering przygotowali niesamowicie intensywny show, zachowanie na scenie to po prostu pełna profeska! Ciężko będzie teraz komukolwiek pobić ten zespół na żywo. Istne tornado. Pojawiły się też i starsze numery, ale mi w pamięci najbardziej właśnie zapadły nowe utwory, istne wybuchy energii. Gdańszczanie torturowali nas przez niemal godzinę, zakończyli bisem i zeszli na dobre ze sceny. Sumując, świetny koncert, niezły klub i oby tak dalej!