Thrash'em all festiwal - 12.11.2001, Poznań
Data dodania 2001-11-14Dodał Maciek Jakubski
Thrashe'em All Festival w ciągu dwóch lat stał się jednym z najpopularniejszych spędów metalowego bractwa w Polsce. Po sukcesie w roku 2000 postanowiono zmienić nieco formułę i tym razem w Polskę ruszyła trasa objazdowa wzorowana na chociażby X-Mas. Przed rozpoczęciem trasy chyba wszyscy sobie zadawali pytanie jak też wypadnie taki "objazdowy cyrk"? Czy jest sens organizować aż tyle występów zamiast jednego? O tym mieliśmy szansę się przekonać i... nie potrafię sobie wyrobić jednoznacznej opini. Zajmijmy się jednak samymi występami.
Rozpoczęło się od występu Belfegora, którego raczej celowo odpuściłem wchodząc do Eskulapa w momencie, gdy grali ostatni numer. Jakie wrażenie? Legendy zasłyszane przez kilka kapel w Selani Studio znalazły swoje potwierdzenie także na scenie poznańskiego Eskulapa. Belfegor gra wręcz koszmarnie, a dopełnieniem tego jest kiczowaty image.
Po kilku minutach przerwy na scenie pojawił się Esqarial. Ich występ na festiwalu w Rusocinie przegapiłem, zatem z chęcią obejrzałem co takiego prezentują. Muzyka Esqarial to prawdziwy tygiel metalu. Od deathu poprzez thrash aż po heavy. Wszystko to zagrane bardzo technicznie, czasem melodyjnie, kiedy indziej całkiem brutalnie. Dość dziwne (średnio pozytywne) wrażenie wywarł na mnie natomiast wokalista. Raz, iż nie jest jakimś fenomenalnym śpiewakiem, dwa ciężko się przyzwyczaić do widoku faceta, który ryczy do mikrofonu umieszczonego na głowie. Generalnie jednak występ Esqarial należy uznać za wpełni udany.
Zaraz potem przyszedł czas na Sceptic. Zespół ten widziałem po raz drugi w tym roku, ale podczas pierwszego, marcowego, koncertu prezentowali utwory z debiutu, podczas gdy w Poznaniu uraczyli fanów kawałkami z "Pathetic Being". Muzyka całkiem dobra, choć brzmienie chyba mało czytelne jak na wyszkolenie techniczne Sceptic, lecz dwie rzeczy nie pasowały mi do ich występu. Pierwsza top bardzo słaby wokalista. Koleś nie ma warunków, ani prezencji scenicznej. Tej drugiej brakuje także, a może przede wszystkim drugiemu gitarzyście o wyglądzie grzecznego szesnastolatka.
Kolejna przerwa i na scenie melduje się Hate z nowym pałkerem, który wygląda jak 1/3 Mitka, ale wcale dużo gorzej nie bębni. Jako że Hate widziałem dość niedawno, więc udałem się na rozmowy towarzyskie i większości występu nie widziałem.
Na set Luxów czekałem chyba z równą niecierpliwością jak na Krisiun. I ciekawością. Jak dla mnie był to najlepszy zespół wieczoru. Stare numery kapitalnie wypadają koncertowo, a jedyny z nowej płyty "The Mother And The Enemy" jaki usłyszeliśmy, zatytułowany "Architecture" doskonale wpasował się pomiędzy pozostałe. Zresztą mnie najbardziej spodobał się właśnie "Architecture", choć chyba nie wszyscy go zrozumieli - che che. Zaskakujące było w występie Luxów, iż za garami zasiadł dawny garowy Kriss i trzeba przyznać, że zagrał doprawdy wyśmienicie. Reszta ekipy dzielnie mu sekundowała trzepiąc głowami ile wlezie. Rewelacja.
Po Luxach nastąpiło moje 5 (sic!) spotkanie z Behemoth w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Słucham ich na żywo częściej niż z płyty. Arghhh... miazga, maskara i totalne zniszczenie. Nie był to moim zdaniem występ wieczoru tylko dlatego, że rok temu zagrali ciut lepiej supportując Kredki w Krakowie. Ten kto przeżył masakrę w postaci Behemoth miał szansę zmierzyć się z gościem specjalnym trasy, czyli Vader.
Cóż można rzec o ich występie? Pełen profesjonalizm. Wprawdzie Docent kilka razy się pogubił, ale ogólnie było bardzo dobrze. Masywne, ciężkie brzmienie wsparte dobrą prezentacją i kontaktem z publiką sprawiło, że był to najlepiej przyjęty show wieczoru. Szkoda mi nawet było grających jako gwiazda morderców z Brazylii, ponieważ spora część fanów wyczerpana występami polskich gwiazd opuściła salę. A Krisiun swoje, prawie godzinę napierdalania najwyższej jakości. Ci kolesie to chyba jakieś cyborgi, bo nie da się przecież tak szybko i intensywnie grać! Szaleństwo przede wszystkim z dwóch ostatnich płyt zostało odegrane z miażdżącą precyzją, aczkowlwiek chyba jednak przydałby się Krisiun drugi wioślarz. Dobre zakończenie stojącego na wysokim pozomie koncertu.
Przyznam się, że ja nawet oczekiwałem kiedy wreszcie zakończy się ta rzeźnia. Po tylku godzinach młócki na najwyższym poziomie zapragnąłem ciszy. Jak ocenić Thrash'em Festival 2001? Pod względem organizacyjnym wszystko grało. Rozpoczęło się o wyznaczonej godzinie, zespoły błyskawicznie zmieniały się na scenie, nagłośnienie było dobre. Warto było przejechać te 200 kilosów. Jedyny minus takiego objazdowego festiwalu, to fakt, że nie jest to masowy spęd, zatem przepada okazja do spotkania z wieloma znajomymi. Poza tym szczegółem wszystko znakomicie wypadło.