Devilyn, Trauma, Misteria, Hyperion, Catalepsy, 18.01.2002 Lublin, Centrum Kultury
Data dodania 2002-01-22Dodał Michał KowalskiNie wiem jak Wy, Którzy To Czytacie, ale Ja, Który To Piszę mam w głowie tak poukładane, że w dniu koncertu nic innego mnie już nie obchodzi oprócz tego Wielkiego Wydarzenia. Podobnie stało się w pamiętny piątek osiemnastego, kiedy w uczelni obecny byłem ciałem, lecz nie duchem i w tempie Supermana zmyłem się z budynku na ulicy Narutowicza, aby przenieść swą kosmiczną dupę na blisko usytuowaną ulicę Peowiaków. Tam bowiem o godzinie 17.00 miała rozpocząć się lubelska część trasy „Expression Of Horror 2002”. I nawet w miarę punktualnie ruszyła owa machina wojenna, tyle że bez żołnierzy, tzn. publiczności! A to już wina organizatora, który w różnych mediach podawał sprzeczne godziny bitwy (na plakatach - 17.00, w radio i w gazetach - 18.00)! Weź się człeniu zdecyduj! Stąd też wynika fakt, że bardzo mała garstka napaleńców zobaczyła Catalepsy. O dziwo, ci którzy przybyli na czas w miarę dobrze (tzn. bez gwizdów i „wypierdalać!”) przyjęli pierwszy zespół, co dla mnie było sporym zaskoczeniem, gdyż Catalepsy jeszcze wiele brakuje, mówiąc delikatnie! Chłopaki młode, pełne zapału i ognia, zagrali najlepiej jak umieli, co im się chwali, lecz nijak nie wystarczy do mojej pozytywnej oceny ich prezentacji. Trzeba kombinować, szlifować ten swój toporny grind, oparty na riffach przetestowanych już przez milion kapel z nurtu „grzejemy bez ładu i składu, byle głośniej”. No chyba że chcecie pozostać na poziomie hałasu jaki reprezentuje mój młynek do kawy. Bez obrazy, ale - odmaszerować do sali prób - potrzebujecie tego!
Drugi w kolejce Hyperion, dowodzony przez Artura znanego niektórym ludkom z podziemnego wydawnictwa Interfector (ciekawe czy nadal istnieje?). Kapela występująca w dwuosobowym składzie miała problemy już na samym początku - podobno wciągnęło płytę ze ścieżkami perkusji he, he. Żarty żartami, ale wniosek nasuwa się sam: zespół metalowy musi (!) posiadać żywego pałkera (dotyczy to wszystkich bez wyjątków, nawet tych lubianych przeze mnie, jak np. Damnable, który przyjąwszy na etat maszynę wiele stracił). Hyperion zagrał koncert słaby, przeciętny, bez wyrazu. Po prostu nie było nic na czym mógłbym zawiesić ucho. Death’opodobne grzańsko (z winy automatu bardzo syntetyczne) z pojawiającymi się tu i ówdzie dziwacznymi wstakami, samplami. Pomysł nawet ciekawy, ale wykonanie bez rewelacji. Niestety czy to grając przed Vader’em w grudniu’99, czy teraz, Hyperion nie zdołał mnie do siebie przekonać. Może jeszcze kiedyś się uda? Nigdy nie mów nigdy!
Po lubelskich „rozgrzewaczach” (patriotą się nie czuję i powiem szczerze - mnie raczej uśpili) pojawił się pierwszy band biorący udział w „Expression Of Horror 2002” - Misteria. Przez wścibskich nazywana Mizerią zagrała wcale nie mizernie, wręcz przeciwnie - dość ostro. Niemniej nie oznacza to, że nagle chłopaki dostali brutal death metalowego doładowania siły, a jedynie iż utwory z klimatycznego albumu „Masquerade Of Shadows” (trochę w stylu starszej Lux Occulty) zaprezentowali z ikrą, odrzucając zbędną słodycz. Uważam to za dobry kierunek rozwoju zespołu - ku większej brutalizacji materiału, ale bez popadania w skrajności. Oprócz numerów z debiutu Misteria zagrała cover Kinga Diamonda. I tu należą się brawa dla Mańka za interpretację wokalną he, he. Nie było tekstu, lecz notorycznie powtarzające się „argh!”. Naprawdę dobry pomysł, Mistrza przecież trudno prześcignąć. Wspomniany wokalista/gitarzysta z brodą „na Rumcajsa” i całkowicie łysą głową, nieźle rzucający się po scenie basista, bardziej statyczny drugi gitarman, oraz perkusista (nie wiem co o nim napisać, bo się schował za swoim zestawem he, he) z pewnością Ameryki nie odkryli, ale zagrali dobry koncert na poziomie.
A co ja mógłbym powiedzieć o występie Traumy - ja, biedny chłopaczyna z tej zapyziałej wschodniej prowincji, z Polski B? Nic poza tym, że Elblądżanie (?)... Elblążanie (?)... Elblągowcy (?)... kuurrwwaaaa!... że chłopaki z Elbląga są na scenie dosłownie perfekcyjni, dawno powinni zawojować całą galaktykę i bujać się po niej tak jak Olsztyniacy (?)... Olsztynianie(?)... hm(!!!)... goście z Vader! Uff!!! Trauma to profesjonaliści w swoim fachu, co udowodnili w momencie gdy mając jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia koncertu zrezygnowali z próby! Oni wiedzą co i jak robią, są pewni swego! Widać to w bardzo dokładnie odegranych utworach (m.in.”Suffocated In Slumber”, „Unable To React”, czy według mnie najgenialniejszym kawałku Traumy - „Possessed”!), jak i w dzikim zachowaniu muzyków na scenie. Przede wszystkim nasuwa mi się pan o ksywie Mister (znany także jako Minister, Magister he, he). Ten facet, mający akurat urodziny (18, lub 19 stycznia - łba sobie nie dam obciąć) najniezwyczajniej we wszechświecie zionął energią! Gitara w jego rękach eksplodowała, deski pod stopami pękały, a podczas połączonej wersji „Silent Scream”/”Black Magic”/”Raining Blood” Slayera dostał - ni mniej ni więcej - wściku dupy! Wulkan, nie człowiek! Wcale jednak nie chcę w ten sposób umniejszać roli pozostałych chłopaków z Traumy, bo to przecież zgrana ekipa ostro prąca do przodu, która drugi występ w Lublinie zaliczyła na „piątkę” z wyróżnieniem! Zresztą tak samo jak poprzedni z Vader i Decapitated...
Devilyn jadąc na tę trasę popełnił jeden, ale znaczący błąd taktyczny - przygotował dawkę szokową, tzn. zbyt wiele numerów z najnowszej płyty „Artefact”, która do sklepów trafiła dosłownie kilka dni temu i wielu słuchaczy po prostu jej nie znało, przez co stali, przyglądali się i rozdziawiali japy. Ja miałem okazję i niewątpliwe szczęście zagłębić się w zawartość „Artefact” jeszcze przed koncertem i przyznaję bez bicia, że te utwory są Wielkie! Skomplikowane, techniczne, ciężkostrawne, ale niezwykle atrakcyjne! Powiadam, było przy czym zbierać szczęki z podłogi. Devilyn 2002 to zespół piorunujący dźwiękiem z chirurgiczną dokładnością. Rozpoczęli od nowego „Soul Snatcher”, aby poruszając się po labiryntach, tajnych pasażach, zakręconych ulicach „Artefact” przejść do starszych rzeczy typu „Reborn In Pain”, czy „The Burial Ground Of God”, przy których pod sceną w końcu zawrzało - do tego stopnia, że pewien maniak - nie wnikam czy celowo - zrzucił ze sceny statyw z mikrofonem i wiatrak, który służył do tworzenia ciekawego efektu wizualnego skierowanego na osobę Novego. Jednak szczyt nastąpił pod koniec koncertu, kiedy Devilyn zmiażdżył nas maluczkich własną interpretacją utworu Carcass „Heartwork”. Bardzo dobry występ, mimo że sala swymi warunkami akustycznymi nie nastrajała zbyt optymistycznie. Devilyn wycisnął ze swojego sprzętu i ludzi pod sceną pełną moc.Diametralnie inny, lepszy show zespołu w porównaniu do ostatniego razu kiedy ich widziałem na Mystic Festival. A po koncercie? Działy się różne dziwne rzeczy. Najpierw w knajpie o wdzięcznej nazwie „Koniec Świata”, potem w hotelu. Czy wiedzieliście, że lubelski odcinek trasy „Expression Of Horror 2002” stanął pod znakiem Miętówki? Niebywałe, że dopiero w moim mieście muzycy Misteria, Trauma i Devilyn poznali smak tego genialnego trunku. Jak sami przyznają gustowali wcześniej w Wiśniówkach, czy Pożeczkówkach, ale jeszcze nigdy nie mieli w ustach nektaru miętowego. Pewnie zastanawiacie się jaki był tego finał? Nie pamiętam he, he!!!
Michał Kowalski