Zaloguj się na forum
×

Premiera



Nihili LocusCryptopsyHelheimTenebrae in Perpetuum
  • Kreator, Sodom, Destruction, Wykked wytch

    Data dodania 2002-01-12Dodał Michał KowalskiWarszawa, Klub Proxima, 06.01.2002
    Budzę się! Przeczesuję palcami moje bujne afro łonowe, czochram się po jajcach, jeszcze tylko małe dłubanko w nosie, rzut okiem na zegarek, na kalendarz i... co widzę? "06.01.2002 - Trzech Króli"!!! No ładnie, nawet w takim podłym chrześcijańskim kalendarzu mojej starej wydrukowali, że dzisiaj koncert trzech legend niemieckiego thrash metalu!!! Fuckin Yeah!!! Lecz skąd wiedzieli? A może im chodziło o jakichś innych kolesi? Hm, nevermind! Spodnie na dupę, ją w samochód i zgraną ekipą gazu do Warszawy! Kilka piwek (żeby zdezynfekować jadaczkę po rewelacjach nocy poprzedniej), dobry humor w kieszeni i jestem w Proximie.

    Ale zaraz, zaraz, ktoś usiłuje mnie wnerwić! Łe, to tylko Wykked Wytch z czarownicą na wokalu, łysym z Rodziny Adamsów na basie i Korn'opodobnym wynalazkiem na gitarze. Któż ich tu wcisnął na support? Nieporozumienie tego samego stopnia co System Of A Dawn przed Slayer'em w katowickim Spodku'98! Tyle że SOAD prezentował nowoczesny core, a Wykked Wytch nudny, wtórny power thrash stylizowany na stare lata. Ta czerwonowłosa kukła (nazywana przez niektórych wokalistką - niech ktoś mi wytłumaczy dlaczego?) darła się, piała i... próbowała śpiewać głosem operowym (argh)! W sumie nie wiem co straszniejsze - jej growle czy 'wokale'... Giń zmoro! No dobra, troszeczkę przesadzam, widziałem przecież gorsze koncerty, ale jeśli czekam na trzy zajebiste zespoły, to nie chcę, aby mydlono mi oczy byle Wykked Wytch. Cóż, smutny los rozgrzewaczy...

    Zniszczenie! Zniszczenie! Zniszczenie! Tak, tak Znienawidzeni Metale, Destruction zniszczył! Zniszczył mnie na Wacken'99, zniszczył w Warszawie'01 przed Dimmu Borgir (przyznacie mi rację, że wtedy kolejność występujących kapel została ułożona od dupy strony?) i zniszczył dziś - przed Sodom i Kreator! Mówią Wam coś tytuły:"Mad Butcher", "Invisible Force", "Life Without Sense", "Totale Desaster", czy chociażby "The Butcher Strikes Back"? Jeśli tak, to witam w Klubie Przystojniaków Machających Głowami. Przy "Curse The Gods" tak się rozkręciłem, że o łepetynę kolesia rozciąłem sobie wargę, ale przecież nic się nie stało - pamiętajcie: thrash till death (to też zagrali)! Destruction jest jak wino - im starsze tym lepsze! Nie bez powodu wspomniałem o wieku, albowiem ci faceci mają już nieco na karku, a jednak potrafią przyłożyć niemiłosiernie! Zachowują się jakby to był pierwszy koncert w ich karierze, zero rutyny, tylko i wyłącznie pasja, radość z grania! Praktycznie cały gig spędziłem w pierwszym rzędzie, przy barierce, zamiatając batami podłogę, innego sposobu doświadczenia tak dobrego koncertu nie jestem w stanie pojąć. Chyba że ktoś przyszedł na koncert pokazać się i porobić mroczne miny (a było kilku takich 'mocarzy' i 'mocarek' he, he).

    Tera bede prawił ło kuncercie innych twardzieli - ze Sodoma! To te chopy, co na fotografijach zamia gitar mają karabiny i noszą na łbach nocniki. Wprawdzie na występa wzieli swe instrumenta, ale zagrzmocili tak, jakby szczelali do nas z tych kałachów! Celnie, ostro i surowo, chociaż chwilami to im sie chyba magazynki zacinali, bo szło trocha topornie. Ale jeżeli kto znoł na pamięć takie hiciory jak:"Witching Metal", "Remember The Fallen", "Blasphemer" (te mnie po prostu rozjebły!), plus kilka innych starych piosenek, to musioł być zaspokojony! Do tego dodać pieśni wojny z nowa płyta gramofonowa "M-16" i łorgazm murowany, jak babcie kocham! Łoj, zapomniałby, Sodomy przypiardolili jeszcza kuwerem Motorowych Główek "Ace Of Spades". Tak w ogóla to mi sie wydaje, że skoro Paul Speckmann jest Lemmym def metalu, to Tomowi Angelreaperowi (łubrany w koszulke z Mr.Bean Ladenem na celowniku) nic tylko być Lemmym trasz metalu!Wszystkie trzy facety (nie mówie o tym terroryście psia mać!) wielkie, dzikie, z kawałkiem żelastwa miast serducha! Pełen luz i czad! Chyba tylko z deka inna hałas z głośników żem oczekiwał, mogliby Sodomy zabrzmieć lepiaj, ale i tak było okej! Przecia to rokendrol, nu nie? A Jarus Mysticus Occultus, który powiedzioł - uwaga, cytuja - "...Sodom jest dla wieśniaków!" wcale sie nie zno na sztuce! Cham i burok jeden he, he!!!

    Po Sodom przyszła kolej na gwiazdę wieczoru. Nie boję się użyć tego słowa, ponieważ Kreator naprawdę pokazał klasę, czym zatarł złe wrażenie z Metal Hammer Festival'97, gdzie zagrał i zabrzmiał dosyć cienko. Warszawski koncert rozpoczęli... spokojnie, delikatnie, cichutko, od prawie minutowej miniatury gitarowej "The Patriarch", która przeszła w utwór tytułowy z ostatniej płyty "Violent Revolution". Pierwsze co zwróciło moją uwagę to doskonałe brzmienie, dwie gitary w składzie robią swoje! Petroza i spółka wyluzowani, lecz pewni siebie oparli swój set na nowej płycie (m.in. dwa wymienione wyżej kawałki, oraz "All Of The Same Blood", "Servant In Heaven - King In Hell"), lecz nie zapomnieli o swoich największych szlagierach ("Tormentor", "Pleasure To Kill", "Betrayer", "Extreme Aggression", "People Of The Lie", czy dedykowanym Chuckowi Schuldinerowi "Flag Of Hate"!).Wielu ludzi krzywi się na myśl o płycie "Outcast", ale "Phobia" z przytoczonego krążka na koncercie po prostu miażdży! Podobnie jak "Renewal" z bardzo eksperymentalnej (jak na Kreatora) płyty o tym samym tytule. Może nie są to numery wybitnie szybkie, lecz totalnie przytłaczają swoją rytmiką i ciężarem! Dłużej nie wytrzymam, nie mogę stać w miejscu! Pod sceną młyn, ale ja zaryzykuję i może mi się uda! Z lewej strony - źle, z prawej - też nie dobrze, walę na środek - tak, tu jest w porządku! Zbieram w sobie siły, rozmach, piękny rzut, niczym pługiem przez oborę i... jest!!! Polska flaga z logo Kreatora i napisem "Flag Of Hate" wylądowała na ramieniu Petrozy! To dla Ciebie Mille! Podziękował ładnie, wzruszył się... i pognali dalej, tym razem z jeszcze większą siłą! Tnące, thrashowe gitary, jadowity wokal przechodzący chwilami w niezłe darcie japy, ten Kreator uwielbiam - ostry, agresywny, po prostru wściekły! Dobrze, że wrócili do grania prawdziwego metalu (choć wcale nie uważam płyty "Endorama" za złą, to jednak nie nazwałbym jej metalową), gwałtowna rewolucja odniosła skutek! Tylko Mille, nie rób nas już nigdy więcej w bambuko żadnymi eksperymentami...Po gigu potrzebowałem dużo płynów i mocnego masażu karczyska! Spróbujcie kurwa kręcić łbem przez cały koncert... Boli! Ale warto! Zresztą Wy, którzy tam dotarliście pewnie też macie teraz co wspominać. A że było Was ogromnie dużo, cała Proxima zapełniona, to tym lepiej! Zespoły się cieszyły, co było widać na scenie, organizator też, to pozwala stwierdzić, że rok 2002 rozpoczął się cudownie! Do zobaczyska na następnych metalowych imprezach! I hope!