Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Godspeed You! Black Emperor, 08.11.2015, WARSZAWA klub Progresja

    Data dodania 2015-12-07Dodał OloWarszawo, stolico, jakże tyś odległa i obca! Tak, dla mnie – osobnika z głębokiego Podkarpacia wyjazd do miasta stołecznego to istna wyprawa. Sześć godzin w autobusie i brak perspektyw na bezpośredni powrót do domu bezpośrednio po koncercie skutecznie paraliżują moje koncertowe zapędy. Tym razem jednak nie mogłem się oprzeć. Godspeed You! Black Emperor, czyli orkiestra końca dni naszych, w Polsce.



    Zanim jednak poraziły mnie apokaliptyczne dźwięki pochodzenia Kanadyjskiego przemówiła do mnie stolica, a ja począłem zastanawiać się czy ciągle jeszcze przebywam w ojczyźnie. A może już na obczyźnie? Poszukując właściwego przystanku, z którego odjeżdżały autobusy pod Progresję, próbowałem zasięgnąć języka. W tym celu podszedłem do sympatycznie prezentującej się dziewczyny i w odpowiedzi usłyszałem "aj dont anderstend polish", czy coś w ten deseń. Nic to, niezrażony niepowodzeniem zagadnąłem stojącego w pobliżu faceta i tym razem dowiedziałem się, że "ja nie gawarit po polski". Matko Boska. Ręce lecą. Nie o taką Polskę walczyłem! Z opresji wyszedłem cało dzięki pomocy Rafała – szefa Doomsmoker webzine oraz Nine Records. Ten przesympatyczny człowiek, który na dodatek poświęcił mi kilka chwil i wypił ze mną piwo przed koncertem, okazał się być jedynym Polakiem w Warszawie ...

    Koncert rozpoczął się punktualnie. Na widowni publiczność stopniowo gęstniała, zaś na scenie produkowała się kanadyjska artystka Xarah Dion. Stojąca w centralnej części sceny dziewczyna, pląsająca w otoczeniu przeróżnej maści elektronicznego sprzętu, uprawiała mroczne, nawiedzione, transowe disco. Disco wiedźma chciałoby się rzec. Po jej występie krótka przerwa techniczna w trakcie której zgromadzona w Progresji publiczność przerodziła się w gęsty tłum, a na scenie zameldowali się bohaterowie wieczoru.



    Trzech gitarzystów, dwóch basistów, skrzypaczka i dwóch perkusistów stworzyło spektakl, który z powodzeniem mógłby ilustrować ostatni z dni istnienia planety Ziemia. To była istna apokaliptyczna symfonia, wstrząsający spektakl dźwiękowo/wizualny, gdyż sztuka rozgrywała się na dwóch frontach. Gitarzyści w chwilach uniesień tworzyli potężną ścianę dźwięku. Każdy z nich odgrywał inną rolę. Każdy orbitował w swoim świecie przepuszczając ścieżkę swojego instrumentu przez modulatory dźwięku. Wybrzmiewały akordy pierwszo, drugo i trzecioplanowe. Zdarzało się, że w ruch poszły smyczki. Podczas gdy jeden basista odpowiadał za typowy podkład, drugi szalał na całego grając w niestandardowy, harmoniczny, gitarowy sposób. Bywało, że w ruch szły równocześnie oba zestawy perkusyjne. Gdy cichła burza dźwięków szczególnie urokliwie i zarazem majestatycznie brzmiały skrzypce. Za plecami muzyków rozgrywał się spektakl wizualny. Trwała projekcja czarno-białych, enigmatycznych w swej wymowie sekwencji filmowych. Wrażenie zapierało dech. Choćby taki przykład, rozimprowizowana kapela gra na najwyższych obrotach brzmiąc niesamowicie gęsto, orkiestralnie, hałaśliwie i zniewalająco harmonicznie równocześnie, zaś na ekranie huragan czyni swe katastroficzne dzieło traktując formy życia niczym marionetki. Zaiste wstrząsające widowisko. Godspeed You! Black Emperor grał około dwóch godzin. Po tym koncercie mogę stwierdzić jedno, nigdy dotąd nie uczestniczyłem w tak pięknym, wstrząsającym, lirycznym i przytłaczającym widowisku. Uwielbiam ich płyty. Teraz spojrzę na nie z nieco innej perspektywy i pewnie będę je uwielbiał jeszcze mocniej.




    Tekst: Robert Jurkiewicz
    Foto: Rafał Brzeziński, svartheim.org