Hermh, Deathstars, Cradle of Filth; 08.12.2006; Warszawa, klub Progresja
Data dodania 2007-06-09Dodał OloFani gwiazdy owego grudniowego wieczoru czekali na ten koncert, przybyło ich całe mnóstwo z najdalszych rejonów naszej ojczyzny i nie tylko. Byłam ciekawa czy zdążę jadąc godzinę 523 stojącym w tradycyjnych na etapie kilku odcinków tej trasy piątkowym korku. Bez obaw jednak.. Po dotarciu do wyżej wspomnianego klubu okazało się, że przyjdzie nam jeszcze długo poczekać - na dworze niestety. Koncert miał ponad dwugodzinne opóźnienie. Ponoć zawiniła temu stanu rzeczy ekipa techniczna Cradle of Filtr. Na dworze ogromna kolejka. Liczebność tego wieczora była naprawdę imponująca. No ale doczekaliśmy się w końcu otwarcia klubu i można było nareszcie trochę się ogrzać. Dzięki kolorystyce strojów scenicznych Hermh i ich muzyce w klubie zaczynało się robić coraz goręcej. Spora część fanów wyruszyła pod scenę. I bardzo dobrze. Muzyka Hermh to symfoniczny black metal. Krótko, lecz intensywnie. Bart i reszta muzyków zagrali z dużą wprawą. Z kopem i bezkompromisowo. Szkoda, że ich występ trwał stosunkowo krótko, ale tak to już bywa. Na pewno też większa część młodocianych fanów CoF nie miała okazji zapoznać się ze sceniczną twórczością Hermh. Brzmienie stosunkowo poprawiło się. Zespół złapał bardzo dobry kontakt z publiką. Jednak powoli musieli ustąpić miejsce Deathstars. Zespół na pierwszy rzut oka wizualnie nawiązujący do Marilyn Manson. Muzycy ubrani w czarne lateksy kojarzące się z industrialnym elektronicznym brzmieniem. Młodsza część publiki doskonale znała grane tamtego wieczoru utwory zarówno z "Synthetic Generation" jak i "Termination Bliss". Zafundowała swoim ulubieńcom naprawdę gorące powitanie i bardzo entuzjastyczny odbiór. Musiało to być miłe dla muzyków. Fanów również cieszył występ zespołu. Z "ciekawostek" można wspomnieć, że w obecnym składzie Deathstars znajduje się dwóch muzyków znanego kiedyś z zupełnie innej muzyki szwedzkiego Swordmaster. Nie obyło się oczywiście bez drobnych niedociągnięć czy tez nie najwyższych lotów jednak wykonaniu scenicznym, ale co tam, fani na występ czekali i podobało się i o to chyba w tym wszystkim chodzi. Robiło się coraz później i w końcu nadszedł czas na zespół, który czy tego chcemy czy nie ma w naszym kraju mnóstwo wiernych i oddanych fanów. Nie śledziłam ich twórczości z płyty na płytę, ale mogę powiedzieć, że właściwie fani darzą takim uwielbieniem i ślepą miłością, że przez cały występ wpatrywali się w to, co się działo na scenie. Tam zabrakło takich "zabawek" jak choćby na Metalmanii 2005, gdzie niemało miejsca zajmowały żywe pomalowane półludzkie - półdiabelskie postaci, kobieta tańcząca na linie zawieszonej u podwieszenia no może nie sufitu, ale pewnej wysokości czy też dziwacznej postaci poruszającej się na szczudłach. Choć ich koncert w Progresji nie był tak widowiskowy jak półtora roku wcześniej w katowickim Spodku. Może też takie było zamierzenie zespołu. Mniej było za to kiczowatego połączenia kolorów i swoistego cyrkowo – teatralnego kiczu. Nawet to nie przeszkadzało a wręcz pomagało wokaliście dosłownie dyrygować fanami zapatrzonymi w swoje bożyszcze, które choć niedużej postury, przyznać mu trzeba, generowało z siebie opętańcze dźwięki. Inna część fanów stała wpatrując się pełna podziwu. A lider zespołu zdawał się być w swoim żywiole. Wokal i lider starał się by oczy były zwrócone głównie na niego, choć muzycy starali tak się komponować na scenie by sobie nie wchodzić w drogę. Koncert rozpoczął się od kawałków z najnowszego albumu "Thornography", w miarę szybko uporano się z ustawieniem brzmienia. I brzmiało! Wyeksponowano, wyselekcjonowano wokal, który dzielnie wspierała znana z długiego stażu jak zwykle od przodu sceny patrząc z lewej strony postać Sarah Jezabel Deva. Ekipa CoF zagrała m.in.: "Dusk And Her Embrace", "The forest whispers my name" , "Her ghost In the fog" , "Temptation" i utwory z nowszych płyt. Kompozycje dobrano dość przekrojowo, wszak mają kilka płyt na swoim koncie. Było więc trochę starszych kompozycji, dużo stosunkowo nowych jak i te pochodzące z najnowszego albumu. Zespól zagrał bardzo profesjonalnie. Ogranie mają już we krwi. Koncert wart swojej ceny. Profesjonalizm, usatysfakcjonowanie fanów, którzy dawno zapomnieli o opóźnieniu całego koncertu. Jednak zrobiło się dosyć późno i powoli trzeba było udawać się do wyjścia. Aż żal było wychodzić. Imprezę z całą pewnością można zaliczyć do udanych.
autor: Barbara Niezgoda