Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Inquisition, Hellsaw, Empheris, 18.01.2007, Berlin, Klub K17

    Data dodania 2007-04-26Dodał OloPo tym, co pochodzący z Kolumbii, a od dawna rezydujący w USA, Inquisition zaprezentował na trzech dużych płytach, bardzo ciekawy byłem ich występów na scenie. Jak więc tylko nadarzyła się okazja, dołączyłem do 17-osobowej ekipy (w jej skład weszli wariaci z Lublina, Warszawy, Białegostoku, a nawet jedna dziewczyna z Włoch!) i busem zaatakowaliśmy Berlin. Droga nie była usłana różami, lecz wódką, miętowym bimbrem, oraz wymiocinami ha ha. Pod klubem zjawiliśmy się o dość wczesnej porze, więc czas ten przeznaczyłem na odpoczynek, na scenie zaś przygotowywały się chłopaki z Empheris. Wprawdzie jako support miał wystąpić lubelski Perdition, ale pewien mały, śmieszny problem, spowodował ich absencję. Warszawiacy weszli na deski, gdy jeszcze niezbyt wiele osób znajdowało się w sali, jednak dali z siebie 100% sił. Prymitywne, blackowe granie, z wyraźnymi wpływami Bathory, czy Venom było tym, co na rozgrzewkę pasowało jak ulał. Niby proste, nieskomplikowane dźwięki, ale do machania głową na koncercie i picia piwa było bardzo odpowiednie. Niezłe brzmienie, dobry koncert młodej kapeli! Austriacki Hellsaw zastąpił na całej trasie francuski Merrimack, ponieważ ten w ostatniej chwili wypisał się z owego 10-dniowego burdelu na kółkach po Belgii, Holandii, Austrii, Włoszech, Szwajcarii i Niemczech. Hellsaw rozpoczął koncert dosyć nietypowo, wolnym, ciężkim pochodem! Dopiero po jakichś dwóch minutach Austriacy pchnęli swoją machinę na wyższe obroty! Grali raczej typowy, szybki black metal, gdzie ostre nawałnice, przeplatane były od czasu do czasu bardziej stonowanymi, epickimi marszami w stylu Bathory! Wszystko miało w miarę ręce i nogi, głowę na karku też, twórcy dwóch krążków: "Sins Of Might" (2003) i "Spiritual Twilight" (2005) grali jakieś 40 minut, a ja już srałem w gacie z niecierpliwości! Czekałem na Inquisition! Aż w końcu pojawili się! Od początku całego koncertu w tle sceny wisiała ogromna flaga z logo Inquisition, po bokach rozłożyste płachty z rycinami przedstawiającymi, co jak co, ale na pewno nie ładne, grzeczne aniołki ha ha. W końcu na deski weszli główni bohaterowie całego zamieszania - Dagon (gitara i wokal), oraz Incubus (perkusja). Zgadza się, tylko dwóch ludzi! Sami nagrywają albumy, tak też wystąpili na koncercie, bez żadnych muzyków sesyjnych, bez żadnych pomocników! Szacunek za konsekwencję! Tym, co od razu miażdżyło czaszkę był nietypowy wokal Dagona, który w zabójczy sposób wydobywał z siebie głos, mógłby kojarzyć się z jakimś kapłanem, odprawiającym tajemny rytuał! Wszystko w jednym: black metalowy wrzask, krzyk, a przede wszystkim nieludzki szept, mroczna melodeklamacja! Bardzo oryginalna rzecz! Wszystkie trzy pełne krążki: "Into The Infernal Regions Of The Ancient Cult" (1998), "Invoking The Majestic Throne Of Satan" (2002), jak i "Magnificent Glorification Of Lucifer" (2004) miały swoich przedstawicieli na tej piekielnej sztuce. A żeby urozmaicić i zaciekawić nowych adeptów Inquisition zagrał jeden kawałek z nadchodzącej, czwartej płyty. Oczywiście show składał się z różnych songów - raz, ciężkich walców, gdzie fani stali spokojnie, zapatrzeni, zahipnotyzowani, wciągnięci przez ciemną, nie dającą ani na moment wyłączyć się, atmosferę - raz szybszych, bardziej agresywnych, gdzie na pierwszym planie kłębiły się fruwające włosy maniaków! Polska flaga z odwróconym krzyżem chyba trochę kłuła w oczy, bo dało się słyszeć głosy niektórych oburzonych Niemców, że pod sceną rozpanoszyli się Polacy, ale cóż, nikt Szwabom nie bronił dołączyć do zabawy i pokazać na co ich stać! Zresztą naszą obecność zauważył też Dagon, który pozdrowił "bardzo silną, polską reprezentację"! Hm, ja wiem czy aż tak silną? Nas było 17 osób, a Niemców ze 100 ha ha. W tym momencie ciśnie mi się na usta (a raczej na klawiaturę) pewna anegdota. Otóż, jeden z naszych szalejąc w młynie dostał z łokcia i popłynęła krew! Zaniepokojony Niemiec, (właściciel łokcia), od razu wziął załoganta na bok, do baru, przeprosił, postawił piwo, postawił whiskey! Wyobrażacie sobie odwrotną sytuację w Polsce? Bo ja nie! Podsumowując, Inquisition zaserwował bardzo ponurą sztukę, na którą warto było się wybrać! Zwłaszcza, że tak podziemny akt black metalowy ze Stanów Zjednoczonych niezbyt często ma możliwość na trasy, bądź pojedyncze sztuki po Europie! Droga do domu upłynęła w równie wesołych klimatach pijackich, co na koncert, a przecież z Berlina do Lublina długo się jedzie! A co? Rock'n'roll!




    Tekst: Michał Kowalski
    Zdjęcia: Agnieszka Kępska