BLITZKRIEG 4, 24.09.2006, Łódź, Funaberia 2
Data dodania 2006-09-28Dodał Maciek (BURNING ABYSS ‘zine)Koncert rozpoczęła VESANIA, czyli najbardziej melodyjny i atmosferyczny zespół w zestawie „BLITZKRIEG 4”, choć również brutalny. Bardzo słabo znam ich twórczość, ale zdaje mi się, że dominowały utwory z „GOD THE LUX”. Orion (wspomagany przez Valeo z SAMMATH NAUR) i Daray wiedli prym i dyktowali warunki, choć unoszące się nad wszystkim klawisze Siegmara również robiły wrażenie. Set był dobry, nienajgorzej brzmiący, ale krótki. Brakowało też jakiejś diabelskiej scenografii, dymów, ogni itp., aby jeszcze bardziej podkreślić mroczny klimat ich muzyki. Ale grupie i tak udało się wytworzyć na scenie trochę piekła, było to czuć.
Bardzo byłem ciekaw, jak prezentuje się obecnie AZARATH, bo ostatni raz (i zarazem jedyny) widziałem ich chyba 6 lat temu w Krakowie, kiedy nie mieli jeszcze nagranej debiutanckiej płyty! Okazało się, że był to najgorzej brzmiący zespół tej edycji „BLITZKRIEG”, choć to i tak nie przeszkadzało, aby z głośników wydobywał się siarczysty, dziki, bluźnierczy, prawdziwy do szpiku kości Death Metal. A konferansjerka Bruna (skąd oni wytrzasnęli tego gościa?!), to już oddzielna historia. Tego kolesia trzeba po prostu spisywać i przekazywać jego teksty dalej, no bo czy to nie klasyczne teksty: „O, widzę, że żeście dopiero ze mszy wrócili. Przejebane!”, albo gdy ktoś z publiki wyzwał ich „Chuje!”, to Bruno na to: „Twoja matka chuje!” he,he. Chłopaki zagrali parę szlagierów, np. „False God/Burn In Hell”, „Demon Speed” czy „dedykowany wszystkim kurwom” „Whip The Whore”. Ogólnie, mocny występ z zajebistym wokalistą. Szkoda tylko, że za garami nie było Inferno, choć muszę przyznać, że Wizun (ABUSIVENESS, DEIVOS) dobrze wywiązał się ze swojego zadania i naparzał w garki jak należy.
TRAUMA, to wiadomo – starzy (dosłownie he,he) wyjadacze, rutyna, tak że ich set nie mógł być zły. Koncert wprawdzie nie powalił, ale było równo, mocno, czyli tak jak na płytach. W zespole pojawiła się za świeża krew, a mianowicie Dino (SPINAL CORD) – gitara i Kopeć (DISHED) – wokal, no i, oczywiście, nowe chłopaki podołali swojej roli bez problemu. TRAUMA rozpoczęła doskonale sprawdzającymi się na żywo „Dust (Kill Me)” i „Elegy For Doom”, później były „Suffocated In Slumber”, „Blade Under Your Throat”, nowy kawałek z MCD „HAMARTIA” (nota bene, bardzo dobry) i coś tam jeszcze. Zabrakło mi tylko coveru SLAYER na koniec, co byłoby przypieczętowaniem dobrego występu, ale rozumiem, że wyniknęło to raczej z powodu mocno ograniczonego czasu.
Dużo czasu nie upłynęło i na scenie pojawił się VADER. Oczywiście, na początek intro, a później już poszło. Koncerty tego zespołu to klasa sama w sobie i nie ma sensu się rozpisywać, bo chyba każdy z Was był przynajmniej chociaż raz na ich gigu i wie, czego oczekiwać - precyzji i Death Metalowego misterium. Nie wiem, z czego to wynika, ale ta muzyka ma w sobie coś takiego, że na koncertach zachwyca, podczas gdy z albumami studyjnymi bywa różnie. Wydaje mi się, że nawet jakby zagrali cały „THE BEAST”, który był raczej kiepskim krążkiem, to ludzie i tak jedliby im z ręki. Ekipa Petera w ciągu ponad godziny zagrała m.in. „Sothis”, „Carnal”, „Helleluyah!!! (God Is Dead)”, o ile dobrze pamiętam „Reborn In Flames”, a nawet „Dark Age”. Całość zwieńczała „Wyrocznia” KAT z Orionem na wokalu! Po prostu, miód! No, a VADER po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że są najlepszą ekipą koncertową w tym kraju.
Jeśli chodzi o organizację, czas oczekiwania na kolejne zespoły itp., to było wzorcowo, do czego MASSIVE MUSIC przyzwyczaiło nas już od dawna. Lokal również dobrze nadawał się na tego typu imprezę. Jedyne zastrzeżenia jakie mam tyczą się brzmienia zespołów, które mogło być troszkę lepsze.
Na koniec chciałem podziękować Sethowi i Orionowi z BEHEMOTH za umożliwienie uczestniczenia w tym koncercie. Dzięki, chłopaki!