Harvest Festival, 15.09.2005, Klub Golem, Zlin, Czechy
Data dodania 2005-12-01Dodał Grzegorz PiątkowskiNile, Unleashed, Pungent Stench, Behemoth, Belphegor, Incantation
Niedaleko granicy z Czechami nasz bus nagle zaczął dość intensywnie parować, a potem już zupełnie odmówił dalszej jazdy. Na szczęście udało się szybko znaleźć lokalnie innego busa z kierowcą. Duży zapas czasu, jaki mieliśmy wyjeżdżając z Lublina bardzo się przydał w tej sytuacji. Dotarliśmy praktycznie na styk. Zamiast spodziewanego na początek Belphegor, trójka Amerykanów z Incantation. Bardzo konkretne rozpoczęcie całej imprezy. Brudny, paskudny death w stylu sprzed ponad dekady kopał dupę jak trzeba. Pierwszy raz widziałem ten zespół i przyznam się, że spodziewałem się po nich jednak trochę więcej, zważywszy na ich dorobek w dyskografii. Być może fani Incantation byliby zachwyceni, dla mnie po prostu solidny koncert na rozgrzewkę. Pod sceną luz, bez większego ruchu. Setlistę podaję za kumplem: Shadows of ancient empire, Disciples of blasphemous reprisal, Anoint the chosen, Impending diabolical conquest, The ibex moon, Decimate christendom, Horns of eradication.
Po dwóch znakomitych albumach na Belphegor czekałem bardzo. Tym bardziej, że na X-mass w ub. roku, przez zmianę godziny rozpoczęcia koncertu, przepadł mi (i nie tylko mi) ich występ. Set oparty wyłącznie na Lucifer Incestus i Goatreich - Fleshcult. Mnie akurat taki dobór się podobał. Choć np. Diabolical Possesion w repertuarze tego wieczoru by nie zawadził. Masakrowały: The Cruzifixus - Anus Dei, Bleeding Salvation, Swarm of Rats, Lucifer Incestus, The Goatchrist. Na odsapnięcie walcowaty Sepulture of Hypocrisy. Helmuth (voc./git.) stroił diabelskie miny i pokazywał, że ma czym robić minetki (he, he). Koledzy z prawej i z lewej zastygli w pozycjach na cały koncert. Był to jedyny minus ich występu - prawie zero ruchu. Trochę szkoda, bo szybkie i brutalne kawałki aż prosiły się o lekcję gimnastyki na scenie. Tak czy inaczej, pięknie wszystko odegrane. Uwagę zwracał młody perkusista (notabene polskiego pochodzenia), którego gra jest obecnie dużym atutem zespołu.
Behemoth zagrał obok Unleashed najlepszy koncert na tej imprezie. Widziałem już ich lepsze i gorsze sztuki ale tym razem nie było po prostu do czego się przyczepić. Tryskająca energia, kontakt z publiką, dobór repertuaru, wszystko... Sprzężenie dźwięku, przekazu tekstowego, umiejętności instrumentalnych, image i zaangażowania na scenie tworzyły spójną diaboliczną całość. Klasa światowa, bez dwóch zdań. Młyn pod sceną i skandowanie mówiły same za siebie. Setlista wyglądała mniej więcej tak: Sculpting The Throne ov Seth, Demigod, Conquer All, Slaves Shall Serve, As Above So Below, Antichristian Phenomenon, Christians To The Lions, Chant For Eschaton 2000, From the Pagan Vastlands.
Pungent Stench chyba tak jakoś zamiast Hate Eternal wskoczył na tę trasę. Żadne to pocieszenie ale był przynajmniej czas odsapnąć przed następnym daniem wieczoru. Austriacy mają swój specyficzny styl grania i radzą sobie na scenie dobrze, trudno im tego odmówić. Nie przepadając jednak za ich albumami poprzestanę na stwierdzeniu, że dobrze mi się na nich zerkało z perspektywy piany na piwie.
Unleashed się nie starzeje, zupełnie nie. Ani na płytach, ani na koncertach. Zagrali z naciskiem na ostatni album: Winterland, Destruction (Of The Race Of Men), The Longships Are Coming, Metalheads. Do tego m.in.: Don't Want To Be Born, To Asgaard We Fly, Never Ending Hate. Zaśpiewany razem z fanami Death Metal Victory i na zakończenie nieśmiertelny Before The Creation Of Time! Nie oszczędzali się ani ci na scenie, ani ci pod sceną. Jeden wielki wspólny headbanging, darcie ryja, skandowanie. 100% death metalu, 100% zabawy, 100% satysfakcji, 100 lat Unleashed!
Nile - długi, intensywny koncert. Brutalności i tego co dzieje się w kawałkach Nile w zupełności by wystarczyło na osobny występ samych Amerykanów. Z przyjemnością patrzyłem jak gitarzyści zasuwają po gryfach. Dla mnie to się momentami ociera o death metalową wirtuozerię, cokolwiek nieco dziwnie brzmi takowe określenie. Koncertowego zwierza - Jona Vesano - nie ma już w składzie i tego trochę brakuje. Długowłosy basista nadrabiał za niego zamaszystymi młynkami. Gitarzyści raczej skoncentrowani na instrumentach. Z kawałków m.in.: Blessed Dead, Execration Text, Black Seeds of Vengeance, Serpent Headed Mask, Cast Down the Heretic, Sacrifice unto sebek, Annihilation of the Wicked, User Maat Re. W jednym z nich gościnnie wydzierał się Nergal. Znakomity koncert, który wypruł do końca wnętrzności tym, którzy dotrwali do końca tego spędu, he, he...
Ogólnie więc wyjazd bardzo udany. Zastanawiam się tylko, jak długo jeszcze trzeba będzie jeździć aż do Czech czy Niemiec na takie imprezy jak Harvest Festival...