Metal Union - Fronside, Hedfirst, Sunrise - Bielsko-Biała, Rude Boy Club, 22.10.2005
Data dodania 2005-11-08Dodał Jacek 'Anger' Walewski (ulrich1987@poczta.fm)Może na początek trochę statystyki. Koncert w Bielsku-Białej był drugim koncertem w ramach trasy Metal Union, która, odnoszę wrażenie, ma ambicje stania się konkurencją dla tradycyjnego już Blitzkrieg Tour Vader. Podstawy zaś do tego jak najbardziej posiada, gdyż tegoroczna, już druga jej edycja, pod względem składu, prezentuje się jeszcze lepiej od swojej poprzedniczki. Tym razem maniakom w 13 miastach zaprezentować miały się: Frontside, Hedfirst, Sunrise i Face of Reality.
Na koncert w bielskim Rude Boy'u czekałem z utęsknieniem od chwili, gdy tylko dowiedziałem się, że tym razem Metal Union Tour nie ominie mojego rodzinnego miasta. Szkoda tylko, że nie miałem możliwości obejrzenia w akcji Face of Reality, gdyż zespół ten do trasy dołączyć miał dopiero po koncercie w Bielsku-Białej. Nic to jednak, jak mawiał pan Wołodyjowski do swej Baśki, skoro wystąpić miały trzy pozostałe kapele i dwa lokalne supporty.
Pamiętając o tradycyjnych "obsuwach" czasowych, w Rude Boy'u zjawiłem się dopiero kilka minut po 18., planowanej godzinie rozpoczęcia. Wyobraźcie więc sobie teraz moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że koncert ruszył planowo. Nie ma co: brawa dla organizatorów! Gdy więc wszedłem do klubu produkował się już tam pierwszy support hardcore'owy. Fanem hardcore nigdy nie byłem i raczej nie będę, ale muszę przyznać, że i ruch muzyków na scenie i niektóre zagrywki, z trudem jednak wychwytywane przez słabe brzmienie, zasługują na pochwałę. Równie dobrze wypadł kolejny zespół. Oba supporty porwały zresztą do pogo większość przybyłej braci hardcore'owej i część metalowej.
Po występach supportów nastała dłuższa przerwa na przygotowanie sprzętu i sceny dla gwiazd (choć zachowanie muzyków, przechadzających się co chwila wśród publiki, do gwiazdorskich całe szczęście nie należało), którą to umiliłem sobie pogawędką o rodzimej i zagranicznej scenie metalowej z dwoma nowo poznanymi jegomościami. Wreszcie w okolicach 20. na scenę wszedł Sunrise. Jak na czołówkę polskiego hardcore'a przystało od razu złapali fantastyczny kontakt z publiką. Zresztą sam wokalista chętnie przeskakiwał "piepszoną", jak sam ją chyba z parę razy subtelnie określił, barierkę oddzielającą go od fanów i zachęcał do wspólnego darcia ryja (bo maniery Zbyszka Wodeckiego gardłowemu Sunrise zarzucić nie można). Bez wątpienia Sunrise, pomimo nadal nienajlepszego brzmienia, rozpętał największy tego wieczoru kocioł pod sceną. Ciekawie w szczególności wyglądała tradycyjna wielka pięść, którą to publika zorganizowała zgodnie z życzeniem frontmana.
Po wegetarianach (kto choć trochę siedzi w temacie, ten wie o co chodzi) nadszedł czas na Hedfirst. Zespół zaprezentował materiał ze swoich obydwu dotychczas wydanych płyt i dorzucił jeszcze coś premierowego. Brzmienie znacznie się poprawiło, zachowanie muzyków też niczego sobie. Choć ludzie, zmęczeni koncertem Sunrise początkowo reagowali dość opieszale, ostatecznie także rozkręciło się niezłe pogo. Obserwując chwilami Hedfirst doszedłem do wniosku, że może już za rok zespół ten będzie headlinerem Metal Union Tour. Widać, że trasa z Hunterem, występ na Metalmanii i koncerty u boku Soulfly i Testament zrobiły swoje. Świetny kontakt z widzami, równie profesjonalne zachowanie na scenie (w szczególności choreografia wokalisty powalała) wróżą zespołowi w przyszłości niemały sukces. Chłopcy, jeśli Lamb of God lub Sepultura do nas wpadną supportowanie macie zapewnione!
Hedfirst zszedł ze sceny i nadszedł nareszcie czas na Frontside. To oni byli wyczekiwani przez największą cześć publiki. To oni też mieli najlepsze brzmienie i zostali przyjęci iście po królewsku. Nie oszukujmy się, pomimo tego, że ponoć główną ideą trasy była panująca równość między zespołami to jednak rolę mistrza ceremonii pełniła ekipa Demona. Pod sceną uczynił się tłok, jak przed występem żadnego z poprzednich bandów. Koncert rozpoczął się od "kościelnego" intro (czyżby efekt trasy z Vader?) . Po nim na scenę wtoczyli się muzycy: Auman w koszulce z pewnym charakterystycznym "rogatym" symbolem, górujący nad wszystkimi charyzmatyczny Demon, buldozzer-bass Novak, Daron oraz siedzący za garami Toma. Wszyscy w piątkę od razu zaczęli udowadniać, że Apokalipsa trwa. Jeśli jednak koniec świata ma nastąpić przy TAKICH dźwiękach to podpisuje się pod nim obiema racicami. Nie zaskoczę chyba nikogo, jeśli powiem, że grupa skoncentrowała się głównie na swoim ostatnim krążku, "Zmierzch Bogów". Na początek też poleciał tytułowy numer z tejże płyty. Później usłyszeliśmy także min. "Apokalipsa Trwa", "Czas Rozgrzeszenia", "Mój Numer To 666", "Początek Końca Ziemi" czy "Oskarżony". Teoretycznie koncert zakończył się outrem "Omen". Tylko teoretycznie jednak, gdyż zespół po chwili powrócił na scenę i zagrał jeszcze trzy kawałki. Przyznam, że po koncercie zastanawiałem się czy Frontside już teraz jest w swojej życiowej formie i u szczytu kariery czy też może zespół jeszcze nam pokaże na co go stać. Jeśli sprawdzi się ten drugi wariant myślę, że odpowiedź, na pytanie kto pójdzie śladami Vader i Behemoth, powinna już niedługo być jasna...
Na zakończenie dodam jeszcze może, że występy Sunrise, Hedfirst i Frontside były rejestrowane i ponoć z trasy ma powstać DVD. Jako naoczny świadek koncertów już teraz mogę je Wam polecić. Poza tym już teraz czekam na trzecią część trasy...