Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Blitzkrieg - 09.09.2005 - Katowice, Mega Club

    Data dodania 2005-10-30Dodał Michał BaduraKolejny koncert, kolejny Blitzkrieg... Wróć, może i tak pierwotnie zamierzałem zacząć, ale do diabła toż to, co działo się dziewiątego września w katowickim Mega Clubie bynajmniej nie było zwyczajnie. Z roku na rok wojenna maszyneria Vader rozpędza się coraz mocniej i trudno nie zauważyć, że za każdym razem show, którego można być świadkiem na kolejnych edycjach trasy robi coraz to większe wrażenie. W tym roku znowu wszystko było lepsze, większe i okazalsze, zaczynając od nagłośnienia i oświetlenie, a na zespołach skończywszy.
    Ten mały muzyczny piątkowy maraton około godziny 19stej rozpoczął Lost Soul. Sceny nie widziałem, ale z miejscówki przy barze dało się wyczuć piekielne pląsy publiki najczęściej w rytm kolejnych wałków z wyśmienitej "Chaostream". Brzmienie na każdym z dwóch poziomów Mega Clubu to zwykle zupełnie inna para kaloszy, ale przynajmniej na dole było bardzo głośno, intensywnie i selektywnie. Jak na scenie sprawia się nowy nabytek na basie nie dało się ocenić.
    Następni w kolejce byli panowie z Anorexia Nervoua. Bałem się, że przynajmniej w Polszy mogą spełniać rolę chłopców do bicia, ale z każdym kolejnym kawałkiem publika reagowała cieplej na ich chwytliwy, ale i niepozbawiony pazura symfoniczny black metal. Oprócz żałosnego, kojarzącego się homoseksualnego burdelem image’u dla kochających inaczej zafundowali nam przekrój przez płyty "Drudenhaus", "New Obscurantis Order" oraz "Redemption Proces" poparty żywiołowym i energicznym występem. Mnie się bardzo podobało, widowni zresztą chyba też.
    O Rotting Christ na Blitzkrieg 3 myślę jak o moim prywatnym daniu głównym. Sakis z kompanami wyszli na scenę bez żadnych dodatkowych gadżetów, płacht czy wymyślnych strojów. Wyszli i sponiewierali wszystkich obecnych swoją diabelską muzyką. Publika, no właśnie jej należy się osobna pochwała. Mimo nieludzkiego gorąca fani cały czas wspierali swoich faworytów, zresztą ci drudzy nie byli im dłużni dając z siebie maksimum. Gnijący Chrystus grał niecałą godzinę i z tego, co pamiętam wykonał m.in. "In Domine Sathana", "Non Serviam" i "After Dark I Feel", po czym wśród gromkiego aplauzu publiki zszedł ze sceny.
    Na deser został już tylko Vader. Zaczęli od "This Is The War" i tu pierwsze miłe zaskoczenie, dawno nie widziałem Peter’a w tak dobrej formie. Lider Vader promieniał, był chętny do dialogu z fanami, widać było po nim, że fizycznie czuje się świetnie, a i jego wokalizy były jakby brutalniejsze niż zwykle. Olsztynianie dalej lecieli z nowymi wałkami "Epitaph", "Revelation Of Black Moses", Wings", ale i nie zapomnieli o klasykach pokroju "Carnal" czy "Sothis". O dziwo Vader był też jedynym zespołem, który tego dnia miał spore problemy techniczne. Swoją drogą nie zdziwiłbym się, jeśli sprzęt nie wytrzymałby iście piekielnej temperatury, jaka panowała tego dnia w klubie...
    Blitzkrieg 3 był taki, jaki miał być. Czytaj był szybkim, precyzyjnym i zabójczym cięciem, i chyba o to chodziło...