Anima damnata, Pyorrhoea, Amorphous, Sphere - Wrocław, Diabolique, 16.07.2004
Data dodania 2004-08-26Dodał Maciej Kaczorowski (Burning Abyss)Wstyd przyznać, ale w podziemiu działa się już 10 lat i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się być na koncercie we Wrocławiu! Nadarzyła się okazja, by zmienić ten stan rzeczy, gdy, podczas wyjazdu służbowego, przypadkowo natknąłem się na plakaty reklamujące koncert Anima damnata, Pyorrhoea, Amorphous i Sphere. Dodatkowo, mogłem sprawdzić możliwości stosunkowo nowego klubu Diabolique (www.diabolique.piwko.pl), prowadzonego przez Jacka Greckiego (Lost soul) i jego dziewczynę.
Na miejscu pojawiłem się punktualnie, ponieważ, uwzględniając tradycyjne w podziemiu opóźnienie, wiedziałem, że i tak będzie czas na pogaduchy ze znajomymi i sączenie piwka. Na pierwszy ogień pomęczyłem Spidera z Esqarial. Okazało się np., że z Amorphous gra on dlużej niż z chłopakami z Esqarial! Dlatego słusznie spodziewąłem się po nich dojrzałej muzyki. Pogawędziliśmy też o początkach grupy, Empire i przyszłych koncertach (z Kupczykiem). Później ploty z bardzo miłymi chłopcami ;-) z Luna ad noctum i Anima damnata oraz Pieżem z Masterful/Pyorrhoea, no i koncert się zaczął...
Na pożarcie nielicznej w tym dniu publiki pierwszy poszedł warszawski Sphere. Widać i słychać, że to młody zespół, mało doświadczony, choć umiejętności prezentowali nienajgorsze. Dało się dostrzec, że ich Death Metal z grindowymi przyspieszeniami i dość licznymi zmianami tempa potrzebuje dojrzeć, no i pomysły muszą być ciekawsze. Generalnie set był mało porywający, aczkolwiek w przyszłości grupa ta może jeszcze pokazać pazur.
Amorphous również mnie nie porwał, choć umiejętnościami i profesjonalizmem chłopaki zdecydowanie przewyższali Sphere. Sporo analogii muzycznych do Esqarial, choć zdecydowanie mniej tu było wpływów Heavy Metalu i muzyki klasycznej. Aha! W pierwszych paru kawałkach fatalnie był nagłośniony wokal Pająka. Ale ogólnie, zagrali całkiem przyzwoity Death Metal, tylko ciekaw jestem, jak prezentowałby się w wersji studyjnej.
Kolejny reprezentant stolicy (choć nie tak do końca), to Pyorrhoea. Lada chwila ukaże się ich debiut w barwach Empire rec. zatytułowany "Desire for torment", tak więc oczekiwałem porządnego gigu i kawałka porządnego US Death/Grindu. No i nie zawiodłem się! Występ był profesjonalny, nieźle też zabrzmieli. Krzysiek (zastępujący Daraya) zachwycił mnie swoją precyzyjną grą na perkusji, Pieżu bardzo dobrze radził sobie z głosem, a Cyprian (Hate) to też już uznana firma, więc w ich przypadku o daniu dupy nie mogło być mowy. Na deser cover Brutal truth z kultowego debiutu Amerykanów i... zostały tylko zgliszcza. Tak że Pyorrhoea z czystym sumieniem może zaliczyć ten występ do udanych.
Kolejna przerwa i na scenę wdarła się Anima damnata, po której występie najwięcej sobie obiecywałem. Wprawdzie wtedy nie znałem jeszcze zawartości ich debiutanckiego CD "Agonizing journey..." (Pagan rec.), ale nie przeszkadzało mi to w podziwianiu ich diabelskiego "show". Satanistyczny, brutalny i piekielnie szybki (brawa dla Necrolucasa za blasty) Death Metal w wykonaniu Wrocławian musiał robić wrażenie! Owszem, chaos był wszechobecny, ale to tylko potęgowało odbiór. Szkoda tylko, że ich koncert oglądała garstka ludzi.
Po skończonym secie pozostały jeszcze większe zgliszcza niż po Pyorrhoea i jedyne co mogłem zrobić, to dopić się, albo spierdzielać spać. Jako grzeczny metalowiec wybrałem ten drugi wariant...