Gorgoroth, Carpathian Forest, Carnal Forge, Hate; 1 II 2004, Studio TVP na Krzemionkach, Kraków
Data dodania 2004-02-10Dodał Grzegorz PiątkowskiPo raz pierwszy w Polsce, te dwa norweskie zespoły, i to od razu w celu rejestracji materiału video na DVD. Świetne warunki sceniczne krakowskiego studia, niska cena biletów. Obecność obowiązkowa. Koncert wyprzedany, wiele osób zostało za bramą.
Hate - niestety widziałem tylko kilka kawałków, m.in. Sectarian Murder, Postmortem, The Kill, i któryś ostatniej. Satanistyczne flagi i makijaże znane z trasy z ubiegłego roku. Chyba najlepiej brzmiący koncert Hate jaki słyszałem, Yogi z Vadera za konsoletą zrobił swoje. Potęga i selektywność. Bardzo dobre przyjęcie.
Carnal Forge - dobry występ na niesławnym Smash Open Air i ich album z ubiegłego roku - The More You Suffer - zachęcił do przyjrzenia się Szwedom w bardziej sprzyjających okolicznościach. Bardzo dynamiczny, koncertowy materiał i widoczne starania zespołu z jednej strony, ale najsłabsze przyjęcie publiki (pech jak na rejestrację DVD), co najwyżej przyzwoite brzmienie (rozmyte gitary), zbyt długi i nużący koncert z drugiej strony. Na co przyszli ludzie tego wieczoru było oczywiste.
Carpathian Forest - no i wreszcie mamy to na co czekamy. Dwie flagi z wymownym "Fuck You All!!!!". Zagęszczenie publiki sięga zenitu. Introsik i ognia! Na scenie pojawiają się dwie potężne kobiety w nieseksownych majtach, fryzurach "a'la piorun trzasnął", blackowo-śmiechowych makijażach i zaczynają pląsy! Szyderstwo i polewka na maksa. Do dziś na ich wspomnienie gęba się cieszy. Efekt oczywiście zamierzony i jakoś dziwnie pasujący do całego przekazu CF. Basista to już znak rozpoznawczy. Wielki, tłusty, brudny i odziany jedynie w ekstremalnie prymitywne stringi (he, he) i łańcuchy. Wokalista uzbrojony w dwa krzyże nie pozostawiał złudzeń, że w tym momencie katolicy mogą zbierać manatki. Zagrali bez klawiszowca, ale partie te były puszczone w tle, co było istotne zwłaszcza przy kawałkach z Defending... Z tej płytki był m.in.: It's Darker than You Think, Skjend Hans Lik (Satan!) i One with the Earth, przy którym mało łeb nie odpadł. Tak, prosta (umpa, umpa) i chwytliwa rytmika niektórych kawałków CF wyśmienicie się sprawdza na koncertach. Młyny były masakryczne, graniczące momentami z amokiem samych zainteresowanych. Przy takim Knokkelmann, notabene zagranym później ponownie na wyskandowany bis, trudno był stać w miejscu, a bania sama machała. Z Morbid... także m.in. sztandarowy Carpathian Forest. CF zagrali całkiem długi set, obejmujący wszystkie ich albumy. Niesamowity show dźwięku i światła, niesamowity klimat całego koncertu. Zajebiste przyjęcie publiki, chyba najbardziej żywiołowe i głośne tego wieczoru. Nie było tylko rzygania, jak na Wacken, może następnym razem (ha, ha). Koncert na maksymalną ocenę!
Gorgoroth bardzo długie oczekiwanie w dusznym korytarzu, w tłoku. Dekoracje sceniczne dla gwiazdy wieczoru były budowane dopiero po wyproszeniu publiczności z sali. Było tradycyjne "Kurwa mać, ile mamy stać" i inne koncertowe bluzgi. Wreszcie w środku. Czarna kurtyna zasłania scenę. Jako intros leci fragment z Of Ice And Movement. Co jest za kurtyną?! Adrenalina się podnosi.
Wybuch, fajerwerki, kurtyna opada, a razem z nią moja szczęka. 4 krzyże naturalnej wielkości, na każdym nagie ludzkie ciało pomazane krwią, dwie kobiety i dwóch facetów, z czarnymi workami na głowach. W pierwszej chwili przemknęło mi przez myśl, że to jakieś manekiny. Wątpliwości prysły, gdy te "manekiny" zaczęły ruszać rękoma i oddychać. Kurwa, tego chyba jeszcze nie było na koncertach. Żywi ludzie na krzyżach. Krakowskie Krzemionki przemieniono w Golgotę. Na scenie dwie czarne płachty z pentagramami z wpisaną głową kozła. Drewniane bale, druty kolczaste, płonące pochodnie, jagnięce głowy powbijane na kołki. Procreating Satan!!! Wymowne zachowanie Gaahla w czasie całego koncertu. Zero tekstów do publiki. Jednym powtarzanym gestem był "diabełek" kierowany co pewien czas w różnych kierunkach sali, ku wzniesionym dłoniom maniaków w tym samym geście. Przypominało to dumne, a zarazem wyrażające jedność w pewnej idei, pozdrowienia nazistów (wybaczcie porównanie), tyle że tu idea łącząca ludzi była oczywiście zupełnie inna. Gaahl wyśmienicie zrobił wokale. Nawiedzenie! Podczas wszystkich kawałków Gorgoroth, do mojej sfery percepcji i świadomości docierał jeden wyraźny i niepohamowany sygnał - ZŁO. Symbolika oprawy scenicznej i tekstów połączone z Tymi dźwiękami wywierały wyjątkowe, niezapomniane wrażenia. Widziałem wiele koncertów ale z czymś podobnym zetknąłem się tylko raz, na koncercie Mayhem w 2001. Wówczas jednak przekaz był dość wysublimowany, artystyczny. Tutaj natomiast wszystko waliło jak obuchem w łeb, prosto, brutalnie, sugestywnie, a jednocześnie hipnotycznie. Duszność, gorąco, mdleje jedna z kobiet na krzyżu, zawisa bezwładnie. Gorgoroth kontynuuje. Głos Gaahla przeszywa całe to pieprzone pomieszczenie. Infernus z Kingiem machają piórami, skoncentrowani jednocześnie na graniu. Przez moment pojawia się chora myśl, że może dojdzie tu do reality show, jakiego jeszcze nie było - śmierć na żywo, w trakcie satanistycznej orgii dźwięku. Zaalarmowana obsługa znosi zemdlałą na krzyżu, karetka. Headbanging, show trwa. Wkrótce druga kobieta rezygnuje. Publika w pewnym momencie skanduje już nie nazwę zespołu, skanduje "Satan"! W przerwie między utworami, "Gorgoroci" wspólnie wznoszą dłonie w wiadomym geście. Opętanie emanuje. Lecą kawałki: transowy Of Ice And Movement, Possessed (by Satan), Destroyer, Incipit Satan. Mi osobiście zabrakło chyba tylko Litani Til Satan i An Excerpt of X. Na żywo, w tak doskonałym brzmieniu kompozycje Norwegów po prostu niszczyły, sprowadzając zawartość ich płyt jedynie do substytutu, z którego magia wyzwalana jest dopiero na scenie. Może tylko stopy były zbyt wyeksponowane, co brzmiało akurat w kawałkach Gorgoroth momentami nieco dziwnie. Grali po kilka kawałków i schodzili ze sceny. Po jednej z takich przerw już nie wrócili i to był koniec. W silnym szoku opuściłem Krzemionki. Bezapelacyjnie jeden z kilku najlepszych koncertów jakie widziałem. A coś takiego zdarza się tylko raz. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale ukłon w stronę MMP, za zorganizowanie tego koncertu (mając na uwadze medialną nagonkę po imprezie) i że za pół darmo można było wziąć w nim udział. Dwa totalne black metalowe spektakle ale różne od siebie. CF był koncertem utrzymanym w pewnych kanonach, Gorgoroth był jedynym w swoim rodzaju manifestem. Czas się napić.