Hate Eternal, Dying Fetus, Deeds Of Flesh, Prejudice 15.01.2004, Proxima, Warszawa
Data dodania 2004-01-18Dodał TomashKiedy rok temu Metallysee Agency podała do oficjalnej wiadomości, że Hate Eternal zamierza zmasakrować europejskie ziemie wczesną jesienią, czy ktoś wówczas podejrzewał, że trasa ta de facto odbędzie się prawie rok później, a nie kilka miesięcy po jej obwieszczeniu?! A jednak… pozostało być wyrozumiałym i uzbroić się w cierpliwość, przeczekać kilka długich, niezbyt obfitych w potężne shows miesięcy, aby wreszcie 15 stycznia 2004 stawić się w wiadomym miejscu, i zobaczyć coraz aktywniejszą, zbierającą trofea hehe, ekipę Rutana, oraz towarzyszące jej, doskonałe załogi – Dying Fetus, Deeds Of Flesh i Prejudice. Jak wiadomo, pierwotnie zamiast tego ostatniego z wymienionych miał zagrać Severe Torture, potem w ich zastępstwie wspomniano coś o Houwitser, a w rezultacie to właśnie Belgom przypadła rola rozgrzewacza i openera koncertów pozostałym, amerykańskim formacjom. Jak dla mnie, to wszystkie 6 kapel łącznie mogłoby wystąpić na tej trasce hehe.. cóż to byłby za dewastujący zestaw!
Drzwi Proximy przekroczyliśmy w asyście dobiegających z naprzeciwka, pierwszych taktów pierwszego kawałka Prejudice, którzy zaczęli planowo o 17:00. Cóż, niewdzięczna to rola zapierdalać na scenie pierwszemu, bowiem fakt ten często idzie w parze z lipnym soundem, który właśnie w przypadku Prejudice okazał się wyjątkowo podły, i do połowy ich koncertu był niestety zwykłym hałasem. Potem było już znacznie lepiej w tej kwestii, choć do perfekcji brzmieniowej i tak jeszcze trochę brakowało. Set średniej długości, ale za to zajebistej jakości, bowiem zagrali po kilka tracków z "Reality" oraz z nowej, trzeciej płyty "Dominion Of Chaos" (szczerze polecam!). Nie wiem jak pozostali, ale ja bardzo lubię muzę tego belgijskiego kwartetu i pomimo nie najlepszego koncertu, którego obraz wspomniany czynnik na 'b' przyćmił znacząco, to rad jestem bardzo, że tego czwartkowego wieczoru zagrali w Polsce, po raz pierwszy… a w tym bandzie płynie polska krew. Na scenie zachowali się bardzo energicznie, ruchliwie, bo tego zresztą wymaga ich bezkompromisowo żywiołowa muzyka…
Deeds Of Flesh – wyszli na scenę, zmiażdżyli i zadowoleni zeszli! Jak na nie zbyt obfitą frekwencję (200-250, może trochę więcej widzów było w klubie), zostali przyjęci ciepło, czego nie można powiedzieć o odpowiedzi na koncert Prejudice, który krótko mówiąc, został olany przez ludzi. Deeds miał potężny sound, soczystością i brutalnością zbliżony wręcz do płytowego. Ten zespół jest dowodem na to, że z jedną gitarą można też skutecznie zmiażdżyć na żywca. Mnie tam zwalcowali, bardzo dobry koncert zagrali. Wywiązała się też więź między Deeds i maniakami, co nadało 'rodzinnego' hehe klimatu kolejnym kawałkom, którymi chłostali nasze uszy. Szkoda jedynie, że tak krótko… spodziewałem się, że Deeds Of Flesh będzie dane więcej czasu zagrzać na scenie, no ale trudno. Ja i tak jestem szczęśliwy, że wpierdolili mi konkretnie między innymi kilkoma kawałkami z ostatniej, bardzo, bardzo dobrej "Reduced To Ashes", która w moim zestawieniu, jest jedną z najlepszych death metalowych płyt zeszłego roku. No i Deeds zapoczątkowali tego dnia jazdę na dwa głosy :-)
Kilka minut przerwy i Dying Fetus sieje rozpierduchę! W trakcie ich koncertu, pod sceną zrobiło się bardzo tłoczno, ruchliwie i to właśnie Fetus przyciągnął największą uwagę zgromadzonych, głodnych rozpierdolu fanatyków. Widać było ewidentnie, że większość ludzi przybyła głównie ze względu na obecność autorów "Stop At Nothing" w składzie tej trasy. Przyjęcie bardzo dobre, entuzjastyczne, a sam koncert naprawdę świetny. Zestaw kawałków piękny, poleciały m.in.: "Schematics", "Pissing In The Mainstream", "One Shot, One Kill". Przy takich utworach jak te, i inne DF, jedno tylko może się przecie dziać hehe… Potężny sound, duet wokalny: ruchliwy misio Vince – skupiony John napędzał wszystko do przodu. Wizualnie, to chyba gruby o core'owym stylu dawał najbardziej w palnik, reszta zaraz za nim, choć czasem bassman i gitarowy trochę jacyś tacy nieśmiali i statyczni byli tego koncertu (a może zmęczeni?), a muza Dying Fetus mówi sama za siebie – częstsze napierdalanie banią wskazane! Bez wątpienia najlepszy koncert ze wszystkich czterech występów jakie miały miejsce 15 stycznia w Proximie…
No i nadeszła pora na gwiazdę. Rutan ze swoim bandem szybko rozstawili graty na scenie i zaczęli nawałnicę! Tak tylko można ochrzcić ten koncert Hate Eternal - nawałnica, i przez wzgląd na wyjątkowo SPIERDOLONE brzmienie, niestety chaotyczna… Nie rozumiem jak można takiemu zespołowi tak spaprać sound. Muzyka Hate Eternal wymaga dopieszczonego do każdego detalu brzmienia, i chyba i większej, bardziej przestrzennej sali. Tutaj raz wszystko dramatycznie zlewało się w jedno, kiedy indziej rozjeżdżało, i tak w zasadzie przez godzinę. Przez to, koncert i muzyka Hate Eternal bardzo traciły na sile przekazu, swej intensywności. Dźwiękowiec się nie popisał, albo wlał w siebie kilka zakazanych pian?! Hate Eternal na żywo to bezkompromisowy walec, brutalna maszyna do zabijania, i ten koncert był dowodem tego, że w wykonaniu live materiał z ich płyt studyjnych po prostu niszczy! Większość pyszności pochodziła z ostatniej płyty, ale powrót do poprzedniej też był… ja tam najbardziej cieszę się, że poleciały moje ulubione "The Obscure Terror", "Powers That Be" i "King Of All Kings". Odpowiednia prezentacja, dobrze zorganizowana praca na dwa gardła... aha, i jeszcze coś… o ile Deeds wypada z jedną gitarą jak najbardziej w porząsiu, to na koncertach w Hate Eternal przydałoby się drugie wiosło. Wiadomo, kwestia nagłośnienia robi swoje, ale mimo wszystko, niektóre kapele potrzebują po prostu dwóch wioseł - wśród nich Hate Eternal. Fakt, że przez dłuższą część koncertu gitara Rutana była aż nieprzyjemnie za bardzo nagłośniona, aż duszno człowiekowi się robiło, lecz przy solosach… ta sprawa ewidentnie czasem wychodzi. No i poza tym, pech w połowie jednego kawałka. Zmiana gitary, więc nie trudno sobie wyobrazić jak było – death metal Hate Eternal przez 30 sekund w postaci – perka + bas + voc… cóż, zdarza się. Rutan, podobnie jak jedna 'gwiazda' polskiej sceny, postawił też na efekciarstwo hehe, wiatrak umocowano mu pod stanowiskiem by dmuchał ślicznie w bogate owłosienie głowy. Hate Eternal spotkał się z przyjęciem raczej obserwatorskim, dużego ognia pod sceną nie zauważyłem. Koncert generalnie dobry (arghhh, trochę z bólem mi to przez zęby przechodzi), ale jako całokształt, biorąc wszystko pod uwagę, trochę zawiedziony wyszedłem po ich występie, lecz z drugiej strony - cieszę się, że wreszcie zobaczyłem ich na żywca. A brzmienie…wiadomo, potrafi czasami zburzyć niezły koncert świetnemu zespołowi…
Dying Fetus & Deeds Of Flesh zagrali na pewno najlepsze koncerty tego wieczoru i dla nich warto było przebyć setki kilometrów. Cała impreza przebiegła bardzo szybko, z krótkimi przerwami technicznymi, i zakończyła się jakoś około 21:00. Fajnie było. Oby Metallysee Polskę wpisała na wszystkie trasy które robi, a w szczególności takie dwie festiwalowe :-)