Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Metal Inferno Festiwal II: Crionics, Pyorrhoea, Tenebrosus, Deivos 12 XII 2003,

    Data dodania 2004-01-06Dodał Grzegorz PiątkowskiJeden z Dj-i z łódzkiego radia Żak (info w sekcji Heavy FM) po raz drugi w tym roku postanowił zamieszać na łódzkim podwórku metalowym, organizując kolejną edycję swego festiwalu. Na miejsce imprezy tym razem, zamiast Dekompresji, wybrano lokal będący spadkobiercą znanego chyba nie tylko Łodzianom - "Od zmierzchu do świtu". W związku z przeniesieniem Hell-festu, była okazja by sprawdzić formę dwóch zaproszonych tam kapel - Crionics i Pyorrhoea.
    Impreza zaczęła się z niewielkim opóźnieniem, ale za to jak się zaczęła! Takiego rozpoczęcia imprezy metalowej chyba w tym kraju jeszcze nie było. Dym, światła i podkład muzyczny w tle, a na scenę wnoszona jest... trumna. Po chwili "zmartwychwstał" z niej prowadzący cały koncert Kazimierz Walkwasa i ceremonialnie gestykulując wygłosił szybką mowę wstępno-zagrzewającą. Za moment na scenie łoiło już death metalowe trio z Lublina - Deivos. W składzie gitarzysta Tomek, ze znanego kiedyś w podziemiu Engraved. Zagrali cały materiał z ostatniego demo Hostile Blood, jeden kawałek z pierwszej demówki Praised by Generations (oba materiały wydane na płytce przez Butchery Music) i 2 covery Morbid Angel - Day of Suffering łączony z Unholy Blasphemies oraz World of Shit. Deivos gra death w sposób, który moim zdaniem potrzebuje na koncertach drugiej gitary. W pewnych momentach dominowały blasty na perkusji i bas, a jedna gitarka gdzieś tam nikła. Nic to jednak, bo trochę osób już od pierwszego kawałka machała dyniami i rozbijała się tu i tam (he, he), zwłaszcza na doskonale znanych morbidowskich kawałkach. Jestem już na kolejnej imprezie w Łodzi i widzę, że maniacy bawią się tu od początku koncertu do końca, bez względu czy na scenie gra demówkowa kapela czy jakaś większa nazwa. Trochę może zbyt statycznie w porównaniu z kolejnymi zespołami, ale ogólnie koncert Deivos wypadł przyzwoicie i łódzcy fani chyba dobrze ich zapamiętają.
    Tenebrosus przyjechał do Łodzi ze Świnoujścia. Na koncie debiut dla Metal Mind The Fall Of The Worthless Morals. Czterech wymalowanych, okutych żelazem diabłów. Wokalista zmanierowany pod Legiona, non-stop moshing basisty i gitarzysta grający tuż nad trumną (swoją drogą widok nie codzienny). Ten ostatni przypominał mi nieodparcie gitarzystę z koncertu Gorgoroth. Muzycznie Tenebrosus celuje gdzieś między Mardukiem i Dark Funeral. Bez odkrywek, ale solidnie. Dość dobre przyjęcie co bardziej spragnionej Szatana w tekstach publiki. Może nieco zbyt długi występ, który pod koniec już nieco nużył, zwłaszcza że intensywności przekazu Tenebrosus nie brakuje.
    Pyorrhoea byłem tego wieczoru chyba najbardziej ciekaw. Niezłe demo z 2002 roku i parę koncertów tu i tam, ale jakoś nie było okazji żeby zobaczyć. W składzie m.in. Cyprian z Hate, Daray z Vesania i jeden z redaktorów Masterfula. Tego wieczoru zagrali z drugim gitarzystą, który ponoć przyłączy się do Ropotoku na stałe. Po introsie, wreszcie tego wieczoru rzeźnia na dwa wiosła. To co mnie przyjemnie zaskoczyło, to sposób w jaki zagrali. Jakby grali ze sobą od dawna i bez taryfy ulgowej na drugi zespół (Daray, Cyprian). Kilkadziesiąt minut totalnego headbangingu przy ścianie dźwięku, w której tylko trzy kawałki były mi znajome z demówki, m.in. Hung on a hook z tym patentem wokalowym na wstępie. Reszta setu to premiera z nagranej i czekającej na wydanie płyty oraz cover Brutal Truth z jedynki. Mimo że wciąż bez debiutu, Pyorrhoea w temacie live jest już gotowa by miażdżyć. Warto zobaczyć.
    Crionics. No i nadarzyła się wreszcie okazja by zobaczyć Krakowiaków w dłuższym secie. Rozwinęli skrzydełka aż miło. Może kogoś dziwić ten zespół jako headliner na imprezie ale koncert zagrali naprawdę przedni i udowodnili że są dobrzy na scenie. Reszta kwestią gustu. Było z kopem i z klimatem. Prócz kawałków z debiutu, jeden nowy utwór i cover Carpathian Forest (b. miło z ich strony), którego to koszulkę miał klawiszowiec. Na wykrzyczany bis ponownie zagrany Waterfalls of Darkness. Kontrakt z Candlelight już mają, oby tak dalej.
    Koniec imprezy, początek tankowania. Chyba wszystkim, pod sceną i na niej się podobało. Frekwencyjnie niestety za słabo, by impreza się zwróciła. Widocznie metalowcy mają w dzisiejszych wygodnych czasach lepsze zajęcia niż dobry podziemny koncert w cenie trzech lokalowych browarów. Mam nadzieję, że mimo tego idea nie upadnie i doczekamy się trzeciej edycji Metal Inferno Festiwal, gdzieś na wiosnę. Ja czekam.