Grind Manifesto Tour 2003 - Third Degree, Antigama, 25.09.2003 Lublin, Pączkarnia
Data dodania 2003-09-29Dodał TomashHm... może zacznę od wrażeń przed koncertowych, a tych absolutnie nie brakowało tego czwartkowego wieczoru. Zaczęło się od poszukiwań klubu Pączkarnia, którego szyld widmo powinien zostać przemianowany - ze względu na wielkość na Spiżarnia, bądź też - ze względu na jakość, na Chujarnia. W ogóle absurdem jest nazwanie tego miejsca klubem, bowiem niczym od zwykłej piwnicy to miejsce się nie różni. W istocie nią jest. Wchodząc w obskurny zaułek pytamy jednego człowieka o to miejsce, człek komunikuje nam, że on niestety kurwa nie wie gdzie to, ale wskazując na drewniane drzwi od piwnicy nad którymi widniał napis w stylu 'jebać pancurów', mówi, że 'tu czasem przychodzą'. Ok... Blisko godziny rozpoczęcia gigu (a ta przesunęła się o 90 minut!), skromna w ilość grupka maniax zebrała się pod tą piwnicą, spożywając kulturalnie procenty, oczekiwała na pierwsze dźwięki. Najmłodszym mieszkańcom tamtejszej okolicy metalowe środowisko jednak nie przypadło do gustu. Najpierw jakaś młoda pizda, z uśmiechem na twarzy, napierdalała śliną z drugiego piętra, a następnie kilkuosobowa grupka gnojków z podstawówki zaczęła napierdalać workami foliowymi zapełnionymi błotem, czy chuj raczy wiedzieć jakimś innym gównem. Kilka osób niestety oberwało delikatnie, gówniarze się rozkręcili, podchodzą bliżej, napierdalają dalej, coraz intensywniej i agresywniej. Kurwa, co tu jest grane?! Nagle z samej góry budynku leci jakieś gówno prosto w najbardziej zagęszczone zgromadzenie fanów. Ktoś znów oberwał. Jedna dziewczyna oczekująca na koncert nie wytrzymała, wzięła w dłoń butelkę typu szklanego, i pobiegła za grupką młodych burzycieli, których średnia wieku nie przekraczała 10 - 11 lat. Rzuciła, i bardzo kurwa udanie! Chuligani uciekli, lecz za jakiś czas znów raczyli się pojawić. Jednak na dobre się ściemniało, więc czujki młode długo na placu zadymy nie zabawili, a i koncert już był w toku, zatem zrezygnowani faktem, że nie ma komu jakimś stuffem przypierdolić, poszli sobie. Nas jednak najbardziej rozjebała jeszcze inna sytuacja. W czasie zamieszek, jakaś pipa wieku bardzo dojrzałego wystawiła parszywy łeb za okno i podniecała się przebiegiem wydarzeń pod jej oknem, szczerząc swe koślawe uzębienie. Zapewne jedno z tych agresywnych dzieci było jej autorstwa, i sama podpuściła młodego chujka do takiego czynu. Więcej w tej kwestii chyba nie trzeba dodawać?
Przejdźmy do muzycznej części sprawozdania.... Od kilku dni wiadome było, że niestety Grind Manifesto Tour 2003 nie odbędzie się w zapowiadanym pierwotnie składzie. Nie zawitała niestety nasza Rzeźnia ani amerykański Catheter. Dla mnie najważniejsza była jednak Antigama, i to w głównej mierze zadecydowało o wypadzie na lubelski, trzeci i zarazem ostatni przystanek tego wrześniowego tour...
Lubelskie Grind Manifesto zaczęła Antigama. Ci kolesie swą muzą miażdżą tak z płyt jak i na żywo. Intensywny, pokręcony, ciężki grind jaki pogrywają, na żywo sprawdza się po prostu zajebiście! O ile mnie pamięć nie myli, pojechali z 14 numerami, i poza autorskimi (zagrali kawałki z "Intellect Made Us Blind", oraz zaprezentowali kapkę z nadchodzącej płyty "Discomfort", która ukaże się za jakiś czas) nie zabrakło także miejsca na Siekierę! Z muzyki Antigamy - czy z ich własnych utworów, czy z ich interpretacji twórczości Siekiery w tym przypadku, zwala się po prostu na słuchacza, potencjalnego odbiorcy muzyki na koncercie, jeden wielki walec, a właśnie w formie live jest on o kilka razy bardziej bolesny, oczywiście w pozytywnym sensie hjehje... cios prosto w czaszkę! O dziwo brzmienie w tak chujowych warunkach było dobre, jednak przy lepszym nagłośnieniu obraz całokształtu byłby wiadomo - jeszcze bardziej pozytywny. Nie ma co narzekać, jak to się mawia, zawsze mogło by być gorzej... Mała 'scena' Pączkarni nie pozwoliła niestety na eksploatowanie scenicznego wizerunku, ale mimo to, koncert nie był absolutnie statyczny! Przy okazji następnej wizyty Antigamy w Lublinie proponuje inny lokal, Raj Pub przykładowo.
Muzykę Third Degree kojarzyłem w pewnym sensie wybiórczo, i nie miałem do tej pory okazji aby się z nią całkowicie zaznajomić. Koncert był zatem doskonałą okazją ku temu by nadrobić pewne zaległości hehe, tak więc po krótkich rozmowach w przerwie, udałem się w kierunku 'sceny'. A z niej gwałtownie sączyła się mixtura grindcore'a z ciężkim i szybkim hc. Na żywo muza Third Degree wypadła bardzo masywnie, soczyście i brutalnie. Nie zaprzeczę, bardziej mnie przekonała, choć z drugiej strony, dało się odczuć jakąś delikatną monotonie w niektórych kawałkach. Miejscami jakby za bardzo jednostajnie wg mnie. Ciasno na scenie, ale drobny ruch był, a i podobnie jak podczas występu Antigamy, kilka osób tańcowało przy extremalnych dźwiękach. Reszta zgromadzonych w Pączkarni, w ilości około 50 osób oglądała z dalsza, lub badała co na stoiskach ciekawego...
Grind party dobiegło końca około godziny 22:00, i jak na ilość przybyłych ludzi i 'kameralną' atmosferę było bardzo miło. Antigama dała bardzo dobry koncert, Third Degree także postarali się o dobry, solidny gig. Największym nieporozumieniem było tylko miejsce koncertu i wydarzenia przed koncertem. Przy okazji Grind Manifesto Tour 2004 warto by pomyśleć o innym, bardziej przyjemnym i lepszym pomieszczeniu.