Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Blitzkrieg 2003 - Vader, Decapitated, Frontside, Vesania 10.09.2003 Lublin, Graffiti

    Data dodania 2003-09-17Dodał TomashLubelski klub Graffiti był trzecim punktem trasy Blitzkrieg 2003, promującej najnowszą płytkę headlinera całego tour - Vader, zatytułowaną "Blood". Cztery zespoły i trzy diametralnie różne i dalekie od siebie tory muzyczne. Każdy więc mógł znaleźć coś dla siebie, i nawet ten najbardziej wybredny powinien się schować, bo skład trasy bardzo dobry, zróżnicowany, a i same koncerty bardzo udane, ale o tym poniżej... Przy okazji sprawozdania z jednego z koncertów jaki odbył się pod szyldem Blitzkrieg, chciałbym odnotować pewien, wg mnie znaczący fakt. Blitzkrieg 2003 - wydarzenie nagłaśniane od kilku miesięcy, wywoływało różne reakcje, przez wzgląd na troszkę inny charakter kampanii promocyjnej. To czy jej efekt udany, nie moja sprawa. Nie do tego zmierzam, mam na myśli coś zupełnie innego.... Jedno mnie tylko zastanawia, a mianowicie szyld trasy - Blitzkrieg. Każdy doskonale wie co to oznacza, do celu jakiej operacji została stworzona ta nazwa... polski wrzesień oraz hasła 'wojenne', tytuł nowego materiału Vader i data jego premiery w kraju podczas trasy, nie są tutaj przypadkiem. Tak więc tym bardziej się dziwię, że ktoś z tego kraju i na potrzeby przedsięwzięcia w tym kraju szukał 'inspiracji' posiłkując się i bazując na historycznym przecież wydarzeniu (lub jak kto woli - uderzeniu, w skutkach dla kraju bardzo przykrym lata temu).... To oczywiście moja opinia tylko, aczkolwiek użycie terminu 'Wojny Błyskawicznej' na potrzeby nazwy trasy po polskich ziemiach jest sporym nadużyciem i posunięciem nie na miejscu...Tyle krótkiej, osobistej refleksji słowem wstępu...

    Bardzo przyjemny klubik Graffiti z każdą minutą zapełniał się. Pierwsza Vesania... i została przyjęta niestety bardzo chłodno... ale wiadomo, jak to zawsze na początku. Vesania przypierdoliła na wejście konkretnie, bo otwierającym "Firefrost Arcanum", doskonałym "Mystherion. Crystaleyes"! Scenę spowił zajebiście demoniczny klimat, tak za sprawą muzyki, jak i wizualną stroną - blachy, makijaże, prezentacja na scenie. Wszystko nieźle korespondowało. Grają dalej, lecą utwory z debiutanckiej płyty, wśród nich najlepszy moim zdaniem "Marduke's Mazemerising"! Zakończyli bardzo 'anthemsowo', bowiem "Ye Entrancemperium"!!! Świetne zakończenie bardzo dobrego koncertu! Szkoda jedynie, że na początku nienajlepsze brzmienie dało znać o sobie, jednak już od połowy koncertu brzmienie zaczęło się docierać, i ostatecznie nie ma co tak bardzo w tej kwestii narzekać...udany gig, na pewno...

    Frontside jest zespołem, który uważam za ewenement na naszej scenie... za jeden z najlepszych i najbardziej oryginalnych z extremalnych bandów w kraju. Kilka razy było dane widzieć mi ich na deskach, i za każdym razem kwintet ten po prostu rozpierdala! Scena Graffiti momentami wydawała się być za małą dla nich - biorąc pod uwagę totalny żywioł panujący na koncertach Frontside... czasem jakby miejsca im brakowało na scenie hehe... rozwalili, zniszczyli i nazwij to jak dusza zapragnie! Zaprezentowali znany repertuar, oparty w większości o miażdżące, wyśmienite do koncertowej zabawy kawałki z ostatniej płyty, i nie zapomnieli również o "Raining Blood"! O ile Vesania została przyjęta zwykłymi oklaskami, to podczas występu Frontside bawiła się prawie, że cała zgromadzona na sali publika!

    Połowa imprezy za nami, pora na numer trzy wieczoru, czyli Decapitated. Pokazali się w składzie poszerzonym o jednego człowieka - jako wsparcie, na drugim wiośle pojawił się Jacek Hiro. Zawsze lubię obejrzeć Decapitated na żywo, i choć widziałem ich kilka razy w lepszej formie, to ten lubelski koncert Decapitated zaliczam jak najbardziej do udanych. Chłopaki na żywo dają z siebie wszystko, mielą ile wlezie, za wyjątkiem troszkę schowanego, skromnego w ruchach Jacka. Poleciał standardowy zestawik kawałeczków, wśród których nie zabrakło moich ulubionych "Spheres Of Madness" i "Eternity Too Short". Co prawda pod sceną rozkręciło się wszystko dopiero po trzecim kawałku, ale i tak nie ma co mieć żadnych pretensji, bo przyjęcie było ciepłe i koncert całkiem niezły...

    Decapitated skończyli koncert i dłuższa przerwa techniczna dawała się odczuć w kończynach dolnych hehe... oczekiwanie zostało umilone dźwiękami z ostatniego dzieła Immolation (tak jak w przypadku poprzednich przerw). Na scenie, po lewej i prawej stronie pojawiły się czarno-czerwone sztandary, z obróconym krzyżem w asyście krwii. Mnie osobiście do Vadera taka oprawa wizualna nie pasuje kompletnie.... Coś zbliżonego do sztandarów jakich używa na koncertach Hate, z tą różnicą, że 'obrazy' jakie wykorzystał Vader ani trochę efektem i jakością nie dorównywały tym, które stosuje Hate. Ok.... światła zgasły, zaczęło się od interka (może się mylę, ale bodaj od laibachowego) i poleciał "Dark Age"! Miła niespodzianka, ale niestety, na samym początku coś zaszwankowało, i 1/3 kawałka została zagrana bez obecności Petera na scenie. Potem było już na szczęście z każdą minutą tylko lepiej, bowiem zestaw kawałków naprawdę iście rewelacyjny i ich ilość także spora! Cieszyły uszy takie klasyki jak "Vicious Circle", "Crucified Ones", "Sothis" czy "Silent Empire". Czy ktoś narzeka?:-) Z najnowszych rzeczy, jeden nowy numer - "We Wait", oraz powrót do "Revelations" pod postacią "Epitaph", "Revelation Of Black Moses", "The Nomad". Nie zabrakło również ataku krótkich petard, ogranych już chyba na amen, czyli "Carnal", "Xeper", "Wings", "Cold Demons", "BTTB" i "Red Passage" (Yess!!!). Rządzić zawsze światem - nie zapomnieli, zahaczyli o tytułowy i "Privelege Of The Gods". Menu wieczoru jeszcze lepsze i ciekawsze niż podczas choćby Revelations Tour. Vader jak Vader - na scenie tętniło żywiołem, tak jak na każdym praktycznie ich koncercie, świetna konferansjerka Petera z maniacs, bardzo entuzjastyczne przyjęcie i groźne miny Mausera. Widać, że Novy zaklimatyzował się już w Vader na dobre. Bardzo dobry koncert, solidny, intensywny i z potężnym repertuarem... i bardzo długi, bowiem aż 90 minut!