Thrash'em all festival, 13.11.2001, Warszawa, Proxima
Data dodania 2001-11-18Dodał Andrzej PapieżKażdego z nas dręczyły pytania typu: "Czy Traszem'all się powiedzie?", "Jak wypadnie pierwszy w Polsce tego typu manewr?". Do tej pory raczej nikt się nie kwapił do organizowania festiwalu wzorowanego na X-mas fest i jemu podobnych, które od dobrych kilku lat systematycznie przetaczają się przez stary kontynent, systematycznie też, omijając nasz piękny zaścianek. Pierwszy zaryzykował Mariusz Kmiołek i co tu wiele mówić, udało się. Z relacji moich współredaktorów wnisokuję, że koncerty, na których byli odbyły się jak należy. Ja miałem przyjemność, wraz z Pepem, uczestniczyć w koncercie zamykającym całą imprezę.
Występ rozpoczął się punktualnie, gdy większość ludzi była już w środku. Proxima po wakacyjnym remoncie coraz bardziej przypomina wystrojem samolot transportowy, i podobnie jak w nim coraz w tym lokalu mniej miejsca na spokojne wypicie piwa przy stoliku przy dobrej muzie, rzecz jasna. Ale to chyba jedyny mankament koncertu. Set rozpoczął Belfegor. Mnie ten zespół nie zachwyca, taki szablonowy black metal raczej nie znajdzie już zbyt wielu słuchaczy. Mimo to wysłuchałem ich występu dokładnie i uważam, że Belfegor nie posiada ani krzty własnej tożsamości. Wszystko, począwszy od image zespołu, przez muzykę, na oprawie graficznej wydawnic kończąc, jest zrzyą z Satyricon. W dodatku, jeśli o muzę chodzi, nieciekawą. Brakuje obycia scenicznego, umiejętności i zaangażowania.
Wynagrodził mi to natomiast Esqarial, który po chwili zainstalował się na scenie. Cieszy mnie przeogromnie fakt, że wreszcie po tylu latach ten nietuzinkowy band doczekał się wreszcie drugiej płyty na CD. Ich koncert to połączenie mocy death metalu z wirtuozerią heavy metalowych mistrzów gitary. Patrząc na występ Esqarial niemal namacalnie można było wyczuć radość jaką sprawia im granie. Cóż, po tylu latach i tak małej ilości zagranych sztuk, też bym się cieszył jak dziecko. Esqarial to profesjonalizm w każdym calu i życzę im, kurwa, jak najlepiej!
Następny w kolejce Sceptic. Nie potrafię się przekonać do ich muzyki, a jeszcze bardziej do koncertów. Ta muza na żywca traci na dynamice zamiast ją zyskiwać. Niby wszystko okej, opanowanie instrumentów nienajgorsze... Nie wiem, nic mnie na razie do Sceptic nie przekonuje... Natomiast Hate, odświeżone o 50% mogą być na prawdę dumni. Jeśli każdy ich występ na trasie wyglądał jak ten warszawski to chylę czoła! Moc, agresja i perfekcyjne zarzynanie publiki. Jak dla mnie bomba. Nowe numery na żywo bronią się same, są nawet bardziej wściekłe niż na płycie. Do tego rewelacyjnie odegrany "Rapture" Morbidów. Po prostu cudo! Czekam na koncertową płytę panowie!
Po death metalowych uniesieniach przyszedł czas na trochę rogacizny, Lux occulta. Przyznam, że nowej płyty jeszzce nie słyszałem, a nowe numery na koncercie wprawiły mnie w małe odrętwienie. Trochę jakby za dużo kombinowania? Nie wiem, wolę wpierw zaznajomić się z albumem, wsłuchać się w niego, niż słuchać nowych numerów na żywca. Ominę więc ten temat i skupię się na starych kompozycjach, które Luxom wychodzą jak należy, publika się bawi jak należy i jest cacy.
Nie mam wątpliwości, że Behemoth dał jednen z lepszych koncertów tego dnia. Perfekcyjne odegranie setu, czystość (he, he) i werwa. Co tu więcej pisać byłem taki malutki na ich koncercie. Pamiętam koncert w proximie gdy ostatnim razem zostali dość niemiło potraktowani jajkiem. Nie wiem czy to miało związek z świętami Wielkiej Nocy. Tym razem bez incydentów, szybko i sprawnie.
Trochę dziwił mnie fakt zrobienia z Vader gościa specjanego trasy... Przecież w ich secie nie było nic nadzwyczajnego... Może tak ich nazwano, bo koncerty są grane niedługo przed rejestracją nowej płytki? A może ze względu na nowego bassmana? Kto wie. Fakt faktem, że na Vader na żywo, przynajmniej, zawieść się nie da. Jak zwykle perfekcyjnie jak skalepelem operowali swoimi hiciorami zebraną w warszawskiej Proximie publikę. Było wszystko to, czego na koncercie Vader nie mogłoby zabraknąć. Niech moc piekielna będzie z wami podczas rejestrcji nowej płyty, miejmy nadzieję, że będzie lepsza od ostatniej... To takie moje noworoczne życzenie.
No i na koniec brazylijscy mordercy. Normalnie miłe z nich chłopaki, rozmowni niemiłosiernie, pijący też... Ale na scenie to diabły rogate z nabiegłymi krwią oczętami. Po prostu tego opisać się nie da. Jak trzech gości może zrobić taaaaki huragan?! Albo coś ćpają, albo sam szatan ma ich w swojej opiece. Przez niemal godzinę rozpierdalali muzyką wszystko i wszystkich. Może instrumenty były ciut za głośno ustawione, ale ludziskom pod sceną wcale to nie przeszkadzało. Mimo wyczerpania ponad trzy godzinnym maratonem pożegnali Krisiun owacją na stojąco...(no tak, bo siąść w nowej Proximie, jak już wspomniałem, nie ma gdzie...). Sumując koncert udany, dopracowany pod każdym względem... Jeśli było tak na każdej z dosłon tegorocznego Thrash'em all fest to moje gratulacje! Tym bardziej, że na plakatach reklamujących tę imprezkę, jak część z Was zauważyła, widniało również skromne logo Masterfula. Czekam na kolejne edycje, mam nadzieję, że równie udane!