Cannibal Corpse, Sinister, Necrophagist, Godless Truth - 21 IV 2003, Rock Club Golem, Zlin, Czechy
Data dodania 2003-05-26Dodał Grzegorz PiątkowskiPonownie komando Kanibali przyjechało na nasz kontynent, tym razem zabierając do kompanii Sinister, na prawie 3 tygodniową trasę. Dwie kapele, dwa śmiercionośne monumenty tkwiące na planecie Death Metal od samego jej początku, inspirujące dla setek, na jednej trasie - to trzeba było obejrzeć.
Klub Golem okazał się eleganckim miejscem na taki koncert. Brak fosy, możliwość oglądania koncertu z podwyższenia dookoła placu boju, nagłośnienie bez zarzutu, no i tani browar (za ok. 2,5 zł). Na minus tylko nieco słabe możliwości oświetlenia.
W czeskim Zlinie jako supporty zagrały tamtejszy Godless Truth i niemiecki Necrophagist. Ten pierwszy zupełnie nie zrobił na mnie wrażenia. Brzmiało i wyglądało to jak pomieszanie elementów death i core. Do tego jeszcze ten wokalista prosto z meczu basebolowego. Kierunek - bar.
Pomny występu Necrophagist na Fuck The Commerce w ubiegłym roku, nie miałem wątpliwości czy jechać do Zlina czy do Warszawy. Unikalne połączenie brutalności, wręcz wirtuozerskiej gry na gitarze lidera zespołu Muhammeda i błyskotliwych aranżacji, odegrane z pasją na żywo. Od festiwalu w Niemczech zmienił się skład, nowi skrzydłowi - basista i drugi gitarzysta, którzy jeszcze wyraźnie bez obycia scenicznego, skoncentrowani na poprawnym odegraniu "wymysłów" Muhammeda :-). Podam tylko, że poprzedni basista, niejaki Julien Laroche w czasie koncertu mało nie fruwał ze swoją gitarą wyraźnie zdradzając jej ubóstwienie. Tym razem więc prezentacja mniej dynamiczna. Nic to jednak, gdy dźwięki z Onset of Putrefaction świdrują czachę, a czytelne brzmienie pozwala zagłębić się w ich pokręcone struktury, bania macha sama. To Breathe In A Casket, Mutilate The Stillborn, Foul Body Autopsy i Fermented Offal Discharge. Publika z każdym kawałkiem coraz bardziej daje wyraz uznania, dzięki czemu dodatkowy czas i powtórnie odegrany Extreme Unction. Udany koncert potwierdzający wartość zespołu,
który wciąż jest mniej znany niż zasługuje na to. Ale już maju staną na deskach amerykańskiego Maryland Deathfest obok Suffocation i Pyrexia. Może wreszcie Necrophagist w Polsce?!
Na Sinister czekałem z niecierpliwością, spotęgowaną tylko krótkimi występami na kolejnych dwóch edycjach Mystic Festiwal. Niestety i tym razem za długo nie pograli. Na wstęp wymarzony do tej roli Carnificina Scelesta i jako pierwszy Bleeding Towards The Wendigo. Dalej Sadistic Intent i już zamieszanie pod sceną. Po dwóch kawałkach niespodziewane wyhamowanie. To żenująco słabe intro z Creative..., któro nijak pasuje na koncert, skutecznie ochłodziło dopiero co rozkręconą publikę. Tytułowy Creative Killings i wreszcie hity - Bastard Saints i Cross The Styx. Znów intros, tym razem z Aggressive... i wyskandowany Corridors To The Abyss, jeszcze jeden z Creative... i To Mega Therion (666!!!:-) na finał. Nie zagranie żadnego utworu z genialnego, moim zdaniem, Aggressive Measures
uważam za nieporozumienie. Dobra, tyle repertuaru. Bardzo żałuję ale to co Sinister w obecnym składzie prezentuje na żywo, to dużo mniej niż można by się spodziewać. Od kapeli która nagrała tak totalne albumy oczekuję rozpętania piekła, trzęsienia ziemi, zła, morderstwa i emanowania atmosferą ich czterech pierwszych albumów, a nie tylko sprawnego odegrania swoich kawałków. Tych fluidów, które zawsze kojarzyłem z ich muzą, mi zabrakło. Do tego jeszcze ta nieszczęsna "wokalistka", na festyn z nią. Gdzie do cholery ta pasja grania i wspólnego szaleństwa, której doświadczyłem na ich występie w na Wacken w 1999 r.? No tak, skład się zmienił. Chyba już tylko Alex coś z tamtego klimatu zachował. Death metal to nie
tylko sztuka, to również ludzie którzy ją wykonują. Koncert dobry, fajnie było znów usłyszeć stare miażdżące kawałki ale chyba wraz z odejściem Barta, skończył się definitywnie pewien rodział Sinistera, obawiam się że ten lepszy.
Danie główne na szczęście nie zawiodło pod żadnym względem. Niespodzianka już na wstępie, instrumentalny From Skin To Liquid doskonale sprawdził się jako wprowadzenie. Dołącza Corpseginder i jedziemy. Młynki Fishera, miny Owena, moshing O’Briena i Webstera, który już po trzech kawałkach wyżymał opaski z rąk, oraz niewidoczny ale dobrze słyszalny Mazurkiewicz.
Compelled to Lacerate, Savage Butchery, Pit of Zombies z ostatniego dzieła. Na szczęście nie jesteśmy na niemieckiej ziemi więc lecą: A Skull Full Of Maggots, Covered With Sores, I Cum Blood, Addicted To Vaginal Skin. Co za miazga! Patrząc jak Webster przebiera palcami po gryfie swego basu, hm... podziw, to słowo na miejscu. Tradycyjnie już dedykowany kobietom na sali - Fucked With A Knife, w czasie którego Corpsegrinder bardzo obrazowo gestykulował treść utworu (he, he). Przy Stripped, Raped, And Strangled i Staring Through The Eyes Of The Dead (ta solówa grana na dwie gitary!) chyba już każdy machał czym mógł. Na koniec, trudno o lepsze zwieńczenie niż Hamer Smashed Face, który to tytuł obrazował doskonale to, czego dokonali Kanibale tego wieczoru na kilkusetosobowej grupie ludzi. Amok! Nie było bisów, bo w sumie dojebali gdzieś ponad 15 kawałków i to było w sam raz. Co tu się rozwodzić, powtórzę to co zawsze na ich temat - Cannibal Corpse to zespół dający jedne z najlepszych koncertów deathmetalowych na tym globie! Objawy kontaktu z nimi: niedowład szyi, zanik głosu, problem z identyfikacją własnego upierzenia, obłęd w oczach :-) Innymi słowy 100% satysfakcji!