Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Metal Inferno Festiwal - Demise, Non Opus Dei, Enter Chaos, Namtar; 30 IV 2003,

    Data dodania 2003-05-26Dodał Grzegorz PiątkowskiOstatni dzień kwietnia, tuż przed majowym weekendem, to dobry moment na koncercik. Dwóch osobników odpowiedzialnych za audycję metalową w łódzkim radiu "Żak", niejaki Kazimierz Walkwasa i Nekro Nosferatu, podjęli się trudu zorganizowania imprezy dla metalowej młodzieży w Łodzi. Zaczęło się tradycyjnym poślizgiem, w czasie którego spokojnie można było wykonać trzy browarki z położonej vis a vis "Dekompresji" Biedronki.

    Jako pierwszy, warszawski Namtar. Zespół będący jeszcze, o ile mi wiadomo, na etapie demówkowym zaprezentował się na żywo całkiem nieźle. Jedynie czytelność brzmienia pozostawiała nieco do życzenia, ale to akurat składam na karb tego, że zespoły nie miały prób przed koncertem i grały na "zastępczych" piecach. Co się nieczęsto zdarza kapelom grającym na początku, Namtar od razu wciągnął do zabawy sporo ludzi. Głód metalowego grania był wyczuwalny. Po dwóch czy trzech pierwszych kawałkach niestety pękły struny i pierwszy impet został wyhamowany. W tym momencie na scenę wkroczyli dwaj radiowi organizatorzy tej imprezy. Wprawieni w konferansjerce, zajęli publikę nie dając odpłynąć jej do baru. Po jakimś kwadransie Namtar znów grał, m.in. miły akcent w postaci "Refuse/Resist" Sepultury. Nie znając dotąd ich twórczości, zamierzam to po tym koncercie nadrobić.

    Jako drugi, z powodu opóźnienia imprezy, zagrał Enter Chaos. Niektórzy traktują tą ekipę, powołaną do wspólnego grania przez wokalistkę Martę, jako projekt. Jak długo będą działać, czas pokaże. Ja w każdym bądź razie wolę taki projekt który gra swoje kawałki na żywo, niż zespół nagrywający płyty, który nie chce lub nie jest w stanie zaprezentować swojej muzy na koncertach. Metal powinien być grany twarzą w twarz i basta! Poleciał oczywiście materiał z "Dreamworker" plus cover At The Gates "Cold". O ile na Metalmanii, w natłoku wrażeń serwowanych przez zespoły dużego formatu, Enter Chaos nie zrobił na mnie większego wrażenia, o tyle na tym koncercie wypadło to całkiem przekonywująco. Kontakt z publiką nawiązany od samego początku zaowocował bodajże najlepszym przyjęciem tego wieczoru. W tym miejscu należy wspomnieć o Marcie, która w roli liderki zespołu wykonuje na scenie naprawdę dobrą robotę. Nie chodzi mi już o jej możliwości wokalne, ale o zaangażowanie i ten koncertowy myk, jak ja to nazywam. Ponoć był to trzeci koncert tego zespołu ale doświadczenie grających w nim muzyków procentuje i wypada mi tylko życzyć im traski po kraju, co by dali się poznać ludziom. Są tego warci.

    Kolej na diabłów z olsztyńskiego kwartetu Non Opus Dei. Wymalowane twarze, gwoździe, kolczuga, pałeczki perkusisty skrzyżowane w czasie intra w odwróconym krzyżu - nikt nie miał wątpliwości, że smoła się poleje. Non Opus Dei wykonuje black metal na swój specyficzny sposób, w każdym bądź razie nie na norweską modłę. Teksty zarówno w języku polskim, angielskim jak i niemieckim. Ciekawie wypadały krótkie deklamacje między kawałkami, niektóre dzielone między gitarzystę i basistę. Prócz kawałków z debiutu Olsztynian - "Diabolical Metal" (to zresztą chyba najlepsze określenie ich muzyki) - m.in. Teufelsteine, flagowego Non Opus Dei, czy Krieg, były także z drugiego, nie wydanego jeszcze albumu "Applyed Diabology" oraz cover "Transilvanian Hunger". W składzie drugi gitarzysta został zastąpiony przez klawiszowca. Niestety z przyczyn technicznych nie było dane mu rozwinąć skrzydeł w takim stopniu jak planowano. Mimo iż w pierwszej linii ataku między kawałkami skandowano nazwę zespołu, publika w czasie Non Opus Dei już się nieco przerzedziła, udając się zapewne na kaszkę do domu (he, he).

    Na finał elbląski Demise, którego pewnie nie tylko ja nie zdążyłem zobaczyć na Metalmanii. Znam ten zespół jeszcze z dobrej demówki "Outcome of..." z 1996 r., później jakoś nie śledziłem losów kapeli, a że i na koncertach nieczęsto można było ich zobaczyć, więc nie było okazji by odświeżyć pamięć. Muszę przyznać, że bardzo miło zostałem zaskoczony. Demise na scenie to prawdziwy metalowy pocisk! Szybkość i melodia, te dwa dominujące elementy pozostały niezmienione w ich muzyce. Mimo iż dla większej części składu Demise był to już drugi koncert wieczoru (pierwszy z Enter Chaos), nie dali po sobie poznać zmęczenia. Widać duże ogranie gitarzystów Demise, nie ma stania i wpatrywania się w gryfy tylko zabawa na scenie jak na metalowców przystało. Mnie się Demise A.D. 2003 spodobało.
    Gdzieś po 23 skończył się koncert i nastąpiło to, co zapowiadały plakaty: zabawa do upadłego, czyli browarowanie przy dźwiękach Napalm Death, Morbid Angel, Slayer, Vital Remains i innych wspaniałych. Udany podziemny koncert, który w sumie obejrzało ponad 200 osób, co biorąc pod uwagę grający za 2 tygodnie Yattering jest wynikiem niezłym. Czekam na następne wydanie łódzkiego Metal Inferno Festiwal.