Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Cannibal Corpse, Sinister, Enter Chaos, Anal Stench; Warszawa, Proxima, 22.04.03

    Data dodania 2003-04-28Dodał AndrzejKannibale w stolicy nie grali od sławetnego gigu z Samael i Desultory w '95! Należało się więc spodziewać sporego zainteresowania koncertem, szczególnie, że wraz z C.C. miał zagrać Myrkskog i Sinister... Niestety Norwedzy musieli zjechać z trasy i opuścić 3 koncerty, w tym i nasz, polski.

    Niewiele później niż zapowiadał organizator na scenę weszło alkoholiczne kommando straight from Krakau, po naszemu Anal stench. Na Metalmanii niewiele widziałem ich set, tym razem postanowiłem dokładniej przyjrzeć się temu, co prezentuje sobą ten zespół. I cholera, całkiem przyjemnie mnie rozczarowali... po takich all-stars bandach nie spodziewam się za wiele na żywca. Raz, że muzycy, którzy spotykają się sporadycznie, by nagrywać płyty, nie są fizycznie w stanie przygotować dobrego show, bo czasu na próby mało. Dwa, że muzycy wywodzący się z różnych podgatunków metalu nie zawsze są w stanie zrozumieć się na scenie, przez co dochodzi czasami do niezłych absurdów. Anal stench mimo, że na jeden mikrofon i dwóch wokali (kurew mać, organizator nie był w stanie zapewnić drugiego mikrofonu!!!) przez niespełna pół godziny prezentowali materiał ze swojego debiutu. Wypadł on o wiele lepiej niż na płycie. Jakoś tak żywiej, mocniej i z większym kopniakiem. Szkoda, że nie było coveru Cannibali, bo widziałem, że muzycy rzeczonego zespołu specjalnie wyszli go posłuchać...

    Enter chaos oglądałem jednym okiem, na Metalmanii nie powalili, tym razem też. Pomimo sporego stażu części muzyków grających w zespole, ciężko im było przekonać nas do swojej muzyki w wersji live. Numery były po prostu odegrane, a najlepiej wypadły chyba bębny... Zebranej gawiedzi raczej się podobało.

    Jednak wszyscy wyczekiwali już na Holendrów. Sinister po raz pierwszy w Warszawie ściągnął masę ludzi w koszulkach ze swoją nazwą. Mnie natomiast już na początku denerwowała zbyt długa rozgrzewka zespołu... rozumiem, że zmiana sprzętu itp., ale, żeby aż 20 minut? W końcu długo wyczekiwane intro (strasznie ograne...) i jeden wielki łomot, dudnienie i masa. Po prostu zero słyszalności. Poszczególne utwory dało się rozróżnić dopiero po chyba trzecim z kolei... wcześniej akustyk jakby nie istniał. Jako, że trasa ta nie promowała praktycznie żadnego nowego wydawnictwa Sinister, zespół przygotował bardzo przekrojowy stuff. Mnie najbardziej ucieszyły numery z dwóch pierwszych płyt. Notabene późniejsze już mnie nie biorą... Natomiast publiczność zebrana pod sceną praktycznie jadła kapeli z rąk. Koncert dla samego zespołu i ich fanów z pewnością udany. Reszta popatrzyła chwilę i poszła na browar.

    I danie główne... golonka a'la cannibalo! Bardzo dużo ludzi pod sceną, ręce uniesione w znanym geście, wrzaski piski i wywoływania. Zaczęli od instrumentalnego numeru z "Gallery of suicide", później na dechy wlał się Fisher i już nie było zmiłuj. Bite półtorej godziny mielonki na najwyższym poziomie. Takich młynów wśród publiki już daaaawno nie widziałem, ubici jak sardynki w puszkach wili się, skakali, jebali łbami i z lubością wysłuchiwali każdego dźwięku. Za każdym razem kiedy widzę Cannibal corpse mam wrażenie, że obcuję z ogromną, doskonale nasmarowaną gęstym i obfitym smarem machiną, gdzie tryby ocierając się o siebie miażdżą wszystko napotkane na swojej drodze i mieszają z tym gęstym chlupoczącym smarem. Chylę czoła, bo ten zespół jest genialny w tym co robi, a ich koncerty są jedyne w swoim rodzaju. Odświeżyli też nieco set koncertowy, wśród granych numerów pojawiły się 4 najświeższe z "Gore obsessed" oraz soczysty "Adiccted to vaginal skin". Fisher pochwalił się jak zwykle znajomością polskich wulgaryzmów... zadziwiające, że wciąż to nas jeszcze bawi, he, he. Mnie osobiście ich koncert powalił, zadziwia fakt, że są w stanie odegrać półtorej godziny death metalu nie dając po sobie znać zmęczeniem. Machać do tego głowami niemal cały czas, z wyjątkiem łysego Owena, który swoją postawą coraz bardziej zaczyna przypominać ptaka z dużym dziobem. Na koniec nieśmiertelne młotkowanie i cisza, na którą część z zebranych wyczekiwała gdzieś od połowy Kannibali. Osoby opuszczające Proximę tego wieczora michy mieli uradowane jak się patrzy, koncert był niezły, szkoda tylko, że Myrkskog nie dojechał... gdyby zagrali mogłoby się okazać, że lokal opuściliśmy w plastikowych workach...

    zdjęcia Cannibal Corpse w galerii:
    www.masterful.art.pl/galeria.php?rodzaj=zdjecia&katalog=Cannibal%20Corpse